fot. mat. pras.
24 lutego to dzień, który niestety już zawsze będzie się kojarzył z wybuchem wojny na Ukrainie. Państwa Europy i Stany Zjednoczone wprowadzają w życie kolejne sankcje, którymi chcą ukarać Rosję za agresję na sąsiedni kraj. W grę wchodzi nie tylko blokada przepływu pieniędzy, ale także wykluczenie Rosjan z międzynarodowych imprez, w tym z Konkursu Piosenki Eurowizji. Początkowo organizująca go Europejska Unia Nadawców (EBU) proponowała, by dopuścić reprezentację Rosji do zmagań, argumentując, że „Eurowizja nie jest konkursem politycznym, ale imprezą podkreślającą różnorodność narodów”. Taka decyzja spotkała się jednak z ogromnym sprzeciwem ze strony innych krajów uczestniczących w wydarzeniu, wymuszając tym samym na EBU zmianę stanowiska. O wykluczenie Rosji apelowali m.in. Szwedzi, Duńczycy, Holendrzy, Finowie i Estończycy.
Jesteśmy przekonani, że kolejne dni przyniosłyby więcej protestów. EBU też prawdopodobnie była o tym przekonana, dlatego zdecydowała, że reprezentacja Rosji nie wystąpi w maju w Turynie.
– Wykluczenie rosyjskiego reprezentanta wynika z obawy, że w świetle bezprecedensowego kryzysu na Ukrainie, udział Rosji w tegorocznej edycji doprowadziłby do naruszenia reputacji konkursu. Pozostajemy oddani ochronie wartości kulturalnych konkursu, który promuje międzynarodową wymianę i zrozumienie, integruje ludzi, celebruje różnorodność poprzez muzykę i jednoczy Europę na jednej scenie – czytamy w oficjalnym komunikacie,
Zmiana stanowiska Europejskiej Unii Nadawców z jednej strony spotkała się z aprobatą, ale z drugiej została skrytykowana za to, że organizacja opisując sytuację na Ukrainie unika słowa „wojna”, pisząc o „kryzysie”.