Jesienią ubiegłego roku Beata Kozidrak odwołała wszystkie zaplanowane koncerty i na pewien czas wycofała się z przestrzeni publicznej. Oprócz lakonicznego oświadczenia, w którym poinformowano o problemach zdrowotnych, trudno było uzyskać jakiekolwiek wieści na temat szczegółów i stanu zdrowia gwiazdy.
Kiedy w kwietniu uhonorowano artystkę Złotym Fryderykiem, gwiazda nie była jeszcze w stanie pojawić się na gali i nagrodę zawiozła jej Katarzyna Nosowska. Dziś Kozidrak czuje się już lepiej. Jesienią wokalistka wystąpi w łódzkiej Arenie na specjalnym koncercie przygotowanym wspólnie z zespołem Kamp!, póki co odwiedziła studio „Dzień Dobry TVN”, gdzie otwarcie opowiedziała o tym, co stało za jej wielomiesięczną nieobecnością.
– Skończyłam trasę 45-lecia (Bajmu – przyp. red.) w wielkich bólach pleców i kręgosłupa. Wtedy jeszcze myślałam, że to dlatego, że całe życie na tych wysokich obcasach. A może to kwestia genów, bo w rodzinie były problemy z plecami i w ogóle kręgosłupem? Mój brat miał problem, więc myślałam, że to z tego wynika. Ostatnie trzy koncerty grałam na silnych środkach przeciwbólowych. (…) Już wtedy cierpiałam. Dwa dni później byłam w szpitalu – powiedziała Beata.
„Byłam chwilę na tamtym świecie”
– Bardzo źle się czułam. Przejście z łóżka do toalety było dla mnie wielkim problemem. Czułam, że to nie są żarty. Oczywiście zrobiłam wszystkie badania. Bardzo się bałam, jaka będzie diagnoza. Ona była dość szybka – po prostu choroba nowotworowa. Nie boję się o tym powiedzieć, bo chciałabym, żeby to zabrzmiało optymistycznie, a czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy, że choroby nowotworowe można leczyć.
(…) Przeżyłam jeden moment, będąc chwilę na tamtym świecie. Tu chcę podziękować mojemu kochanemu partnerowi. (…) Kiedy mu opowiadałam o tym momencie, kiedy mogłam stracić życie, powiedział: „Widzisz, Beata? Jeszcze nie chcieli cię w tej niebieskiej chmurze! – dodała gwiazda.