fot. kadr z wideo
Polscy raperzy nie zawsze umieli rapować, ale zawsze umieli robić słuchaczy w balona i podnosić im ciśnienie. Ci poniżej to prawdziwi mistrzowie.
10. Adi Nowak odkopuje „Skarby”
Wiele negatywnego mówiło się o hip-hopolo, a swoje grosze do tematu dorzucili chociażby O.S.T.R., Tede, Vienio i Pele, Pokahontaz czy Ten Typ Mes. Beef z Doniem to była jedna z tych wielu sytuacji, przy okazji której Diox o mało nie eksplodował. Nawet współcześni twórcy trapollo i trapopolo nie chcą być stawiani w jednym szeregu z ówczesnymi small town boys. Tymczasem Adi Nowak na czwartym SB FFestivalu postanowił wykonać opracowany wcześniej cover „Skarbów” Donia i Libera, czołowy numer z tych, których hiphopowcy tak kochają nienawidzić.
Inna interpretacja tego tekstu i refrenu odsłania, że to jest… naprawdę nieźle napisany, zaangażowany tekst, zresztą trochę czasu minie, nim nieuprzedzony słuchacz połapie się, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Ja łyknąłem pierwszą zwrotkę na nieświadomce, jak młody pelikan. Smaczku dodaje fakt, że Adi jest z Poznania. Tak samo jak Peja, który nie zostawił na artystach UMC suchej nitki, ale wcześniej zaprosił ich jednak do siebie na swoją najsłynniejszą płytę. I Paluch, krytycznie wypowiadający się o Doniu, a ostatnio skłonny przyznać, że Mezowi należy się „przepraszam”. Interpretacja Adiego może też funkcjonować jako komentarz do poczynań zmieniających poglądy kolegów po fachu. Czy „Skarby” znajdą się na nadchodzącym wielkimi krokami albumie Nowaka? Czas pokaże.
9. Mój ziomo połknął tyczkę, mój ziomo połknął haczyk
Truskulowy bit na kanonicznym samplu. Smutna, życiowa opowieść o pijących rodzicach, kalectwie, biedzie, marzeniach i zatraceniu. I do tego jeszcze „very street video”. Na takich właśnie numerach robiło się (i co gorsza robi się nadal, bo to klasyk jak strzały w powietrze i walka z widmowym wrogiem) karierę w polskim hip-hopie. Nie brakło słuchaczy, którzy „O sportowcu, któremu nie wyszło” odbierali jako jeden z nich. Co tam hasztag #smok_wawelski po wersie „na śmierć się zapiła”. Mniejsza o śmieszki pokroju „wyszedł na ludzi jak doktor Morreau” i krzyczane w Atenach „fuck the polis”. Nawijające w szyderczym, smutnym skupieniu Sławy pokazały, że odbiorca rapu jest odporny na najgrubszą ironię, słucha bezkrytycznie i niedokładnie. Sam o mało co nie padłem ze śmiechu, siedząc na wywiadzie z Jarkiem, Radkiem i człowiekiem przekonanym, że „O sportowcu…” jest serio. Kiedy rzucił pytaniem o ten utwór, panowie trochę zwariowali, będąc przekonani, że ktoś chce tu strollować trolli.
A to tylko beka z niedorzecznych, pozytywistycznych rapowych historii, które nigdy się nie wydarzyły, mają za to odpowiednio łzawe zakończenie. I przy okazji ze sztampy sportowych biopiców. Kpina ma charakter ogólny, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że wyraźną inspiracją do podśmiechujek był „Jeden raz” Rasmentalismów, Te-Trisa i rapera W.E.N.A. Szczególnym natchnieniem wydaje się zwrotka tego ostatniego, o koszykarzu zdzierającym buty na betonowych boiskach i zmarłym w wypadku po pierwszym meczu sezonu. Cóż, znany z nienagannego ubioru i traktowania siebie śmiertelnie serio raper, musiał jakoś przełknąć tę tyczkę. I zasalutować do tego poczucia humoru.
8. Cipka zamiast wędlin
Strollować młode wilki Popkillera nie jest wcale tak prosto, przynajmniej jeśli taki ma się cel (pozdro Gonix). Gospel, przez pewien czas etatowy sceniczny wariat i postrach bitew freestyle’owych, wypadł blado pomimo tęczowego wdzianka. Podpalić klawiatury udało się dopiero „białemu i młodemu” bydgoszczaninowi, członkowi ekipy 2115. Krótkie wejście we wspólnym numerze zaczął od „Ty mówisz tylko prawdę na trackach, wierz mi, rozumiem / Ja też ci powiem prawdę, mam pieprzyk nad ch**em”, a zakończył „Jestem pełny jak kubek, piękny jak Hubert / Nie lubię wędlin i k***w, Bedi”, a pomiędzy było jeszcze słynne „jem cipkę, pieprzy mnie gluten” i „ta scena na uprzęży jak pudel”. Te linijki były po premierze na ustach wszystkich, w tym wielu takich, którzy na głos domagali się wersji bez Bedoesa.
Ten jednak nie zaprzestał robienia wokół siebie zamieszania. W „Cypherze” pół wejścia pożyczył sobie od Białasa, mentora i uczestnika pierwszych młodych wilków. Reszta to linijki pokroju „miksuję jej cipę jak Pasza” i „suko, do gały i robisz”. Pytany w wywiadzie o ukrytą umiejętność, założył sobie po prostu stopę za głowę. Zamknął usta wszystkim, kiedy nagrał „Gustawa”, jeden z numerów dekady. Otworzył usta wszystkim, gdy ze sceny Stodoły powiedział, że kto nie jest z jego ekipy albo nie jest z nią zaprzyjaźniony „prawdopodobnie właśnie teraz ssie komuś pałę”. Troll idealny, co to na płycie połączy patostreamera, Taco Hemingwaya, braciGolec, Alcomindz i Eldokę. Jeżeli zresztą ktoś przebił go w prowo, to chyba tylko dawny członek Grammatika nazywający Borysa „swoim nowym wcieleniem”. No to czekamy na nowe „Światła miasta” i nową „Eternię”.
7. Wszystkie coming outy Kozy
Kozy jedzą wszystko. I mówią prawie wszystko, zwłaszcza, jak widzą, że to rezonuje i pozwala wszcząć debatę. Zeszłoroczny młody wilk Popkillera, odkryty wcześniej przez Lekter Records raper z Raszyna, nie gryzie się w język. Nie podobało mu się to, że Białas kategoryzował kobiety („na te, które należy szanować i na szmaty, które należy j*bać”), raperom po czterdziestce radził, żeby „poszli sobie robić te rzeczy, które robią ludzie mający 40 lat”. Szczytem była tu chyba sytuacja, kiedy to na Instagramie, pod swoim zdjęciem w kimonie, de facto wymusił na Glamrapie publikację informacji o domniemanym coming oucie, ponoć już trzecim w karierze. Udało się. W odpowiedzi Kacper HTA napisał „rap no homo” i You_Rec z ekipy Tomba nagrał diss. Później – nie wzmiankując jednak osobiście Kozy – Ero JWP przyznał „w takim rapie, który ja uznaję za rap, to homoseksualiści raczej niewiele mają miejsca”.
Sam zainteresowany w wywiadzie dla Noise Magazine odnosi się do wywołanych kontrowersji. Bartosz Cieślak pyta go na przykład o zdziwienie reakcjami ludzi na tematy, które zaczął poruszać. – Nie zdziwiło mnie to może, ale najbardziej intensywną rzeczą był GSP pokazujący mi na Instagramie jakichś swoich kolegów z klamami. Ale on akurat miał chyba do mnie jakąś spinę o tę moją prowokację z homoseksualizmem, która swoją drogą też nie była zamierzona. Nie chciałem nikogo prowokować swoim zdjęciem w kolorowym ubraniu, po prostu media rapowe w Polsce stoją na bardzo niskim poziomie. Opierają się na nagłówkach i łatwych klikaczach, więc podchwycą wszystko, byle zdobyć wejścia. Było mnóstwo nienawistnych reakcji w moją stronę, z ludzi wylała się fala gniewu. Zauważyłem jak moja wypowiedź dotycząca pojęcia kobiecości uderzyła w tych wszystkich inceli, którzy są słuchaczami polskiego rapu i mają swoją ustaloną wizję kobiet. A wszelka próba zmiany podejścia jest dla nich „genderyzmem”, „multikulturowością” albo czymkolwiek innym, co w ideologii centrystyczno-prawicowej jest z natury złe – mówił.
6. Opi***ol pałę Zeusa
Zeus to ma pecha. Chce poeksperymentować, szuka tożsamości, dąży do prawdy, a wychodzi z tego trolling za trollingiem. Przy okazji debiutu dostało mu się za disco, potem za zamieszanie zrobione po czasie wokół bitu „pożyczonego” przez Ostrego, a kiedy ukazało się „Zeus, jak mogłeś” powszechnie przeżywano, że „gromowładny” jest emo. A wszystko to przez mrok i… fryzurę w teledysku do „Supełka z pętelką”. Komentowałem tę sytuację dla Red Bulla, pisząc : – Łodzianin sam nazywał się typem „od arafatek i grzywek”, wywołane zamieszanie określił mianem artystycznej prowokacji, zachowując się jakby grę z wizerunkiem z rozmysłem zaplanował, po czym wszystko ograł ładnie marketingowo – rozpisując konkurs na najlepszą krytykę uczesania, a potem jeszcze jeden – z propozycją na fryzurę. Mniejsza o intencję, bo sposób zarządzania wizerunkowym kryzysem, wypuszczony właściwie od razu po „Supełku…” singiel „Wariat pośród świrów” i koszulka z napisem „TERAZ DOBRZE???” to już właściwie branżowa klasyka. Zwłaszcza że wspomniany „konkurs fryzjerki” nazywał się naprawdę brawurowo – „op****ol pałę Zeusa”. Mogę żałować tylko tego, że artysta nie zostawił sobie tego hasła na tytuł płyty.
5. Tomasz gniecie pod rap hardkorowy
W dawnych czasach jednym z najlepszych geolokalizacyjnych żartów był fakt, że mieszkanie Afrojaxa, lidera Afro Kolektywu i siedziba Prosto praktycznie ze sobą w Warszawie sąsiadowały. Dobrze, że nie wynikła z tego żadna draka, bo Michał zaczepiał w czasach, gdy dystans jaki raperzy mieli do siebie, mierzono w milimetrach. Nielegalnym „Negatywnym wibracjom” towarzyszył komiks o elo-ziomalach w ciuchach Moro, a „smutny i nudny” masturbator Afro, bez samochodu, dziewczyny i kontraktu, nie przystawał do prężących się osiedlowych alfasamców. „Ja cały się trzęsę, pocą mi się ręce / Jeszcze jedno przejście przez nieprzyjemne miejsce. / Oni widzą mnie, drą mordę: „Patrzcie, lamus! / Wiem już, że dostanę cios w torbę i w fallus. / Gdyby nie ZIP Skład i Molesta, to bym się z tym nie spotkał. / Ta prawda boli, a jeszcze bardziej boli nokaut. / Zasłużyłem na niego, przyznać to muszę: Jestem lamusem, jestem lamusem!” – rapował trochę czasu później, już na oficjalnym debiucie.
Trollomierz wywaliło jednak po latach, kiedy Michał skończył z Afro Kolektywem ładnych piosenek na rzecz przegiętego oblechostwa i bezlitosnych, gorzkich diagnoz prezentowanych w odsłonie nazwanej Legendarnym Afrojaxem. „Przecież najbardziej członkami gangów chcą być stuleje / No wróć, no spójrz, co się, k***a, w teledyskach dzieje / Spocone męskie ciała, mięśnie na fejmie / Tylu fajnych, silnych, jakby zachęcali: jeb mnie (…) / Wypinają na razie klatę dziarami pokrytą / Mają ręce jak bochny, marzą o dupie jak sito / Parada normalności, MANTO Wear, ProstoTV / A męska dziura im się śni” – nawijał w kawałku „Pod rap hardkorowy” z albumu pod tytułem, który należało potraktować bardzo poważnie („Przecież ostrzegałem”). W szybko zdjętym z YouTube teledysku (nadal jest na Vimeo) gejowskie materiały pornograficzne były przecinane zdjęciami osobistości polskiego rapu, m.in. Pei, Soboty, KaeNa, Romana Bosskiego, Popka, Kaczora i Bilona z ekipą.
legendarny afrojax – pod rap hardkorowy from james dean on Vimeo.
4. Strona społecznościowa o trollingu
Luty 2014 roku był dla raperów o wiele cięższy niż ten w 2020. Netowi trolle, zrzeszeni pod niespecjalnie mówiącą cokolwiek banderą HSNZ (Hajs Się Nie Zgadza), zadbali o bałagan na facebookowych fanpage’ach idoli. Masowe zgłaszanie tychże stron jako kopie fejsowych witryn zagranicznych osobowości sprawiało, że np. KaeN, od którego wszystkiego się zaczęło i który miał u słuchaczy przechlapane w związku z nadmierną ich zdaniem inspiracją Slim Shadym, znalazł u siebie podpis „strona społecznościowa o Eminem”. Klucz stylistycznego podobieństwa był popularny – w ten sposób połączono Słonia z Necro, Hucza i VNM-a z Drake’iem, a Zeusa z Macklemorem. Niekiedy poczucie humoru miało odświeżającą nutkę przekory, złośliwości czy nawet abstrakcji. W ten sposób fanpage Tedego stał się stroną społecznościową o adwersarzu Pei, Eldo patronował upamiętniający jego niesławny freestyle Robocop, Małolatowi nie zapomniano mega niezręcznego hasztagu #Raiffeisen, a sfotografowany niegdyś w czasie przebieranek, ryżawy Koldi został zlinkowany z koszykarzem Rudym Gayem. Czasem było tak, jak to najczęściej w polskim internecie, a więc żenująco – np. wtedy, gdy strona Paktofoniki została podpięta pod Adama Małysza („żart” z samobójczego skoku Magika).
Kto dał się strollować najmocniej? Wychodzi na to, że obecny już wcześniej w rankingu Zeus. – Od siebie dodam tylko taką refleksję, która chodzi mi po głowie od dłuższego czasu, nie zrodziła się niestety pod wpływem tego kretynizmu z Macklemorem, a mianowicie: pośmiać się zawsze jest spoko, ale generalnie na naszych oczach rośnie pokolenie debili, bezmózgów, ludzi bez honoru, zdrajców, donosicieli, prowokatorów, typów, którzy nie mają do niczego szacunku i nie potrafią sami myśleć, a jak ktoś zrobi z tego akcję na Facebooku – zjedzą własne gówno. Trolle tak naprawdę trollujący najbardziej swoje własne życia – komentował.
3. Cześć, tu Solar, pobawimy się w depresję?
Brian Jones, Jim Morrisson, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Kurt Cobain, Amy Winehouse, Solar. Nie trzeba trzycyfrowego IQ, żeby znaleźć niepasujący element w tym szeregu. Akces polskiego artysty do najsmutniejszego klubu świata przypomina wers rapera Watsky’ego: „próbowałem dołączyć do klubu 27, ale mnie wykopali”. Solara, całego na biało, z kolei prawie zakopali na planie jego teledysku do numeru tytułowego z płyty – a jakże – „Klub 27”. Fun Fact: Quebo już wtedy był smutny.
27 urodziny to w sumie fajna sprawa, jesteś jeszcze młody, w wypadku Karola Poziemskiego masz już hajs i władzę w postaci przełożenia na rap scenę. Możesz zrobić wiele fajnych rzeczy. Np. napisać 27 razy na wallu Bedoesa „koń zwalony” albo zamówić Deysowi 27 kreacji wieczorowych. A tak poważniej – chociażby przypomnieć o raperach z klubu 27, o których mało kto pamięta – o Stretchu albo Freaky Tah ze znakomitych Lost Boyz. Tymczasem Solar postanowił – uwaga – „odtwarzać klimat, który towarzyszył śmierci tych (gwiazd K27 – przyp. MF) osób”. Emulował więc alkoholizm, depresję, celowo psuł starannie prowadzone social media. Podsumowaniem akcji był 10-minutowy film w którym padły m.in słowa „wielki Quebonafide to postać, którą stworzyłem w zasadzie od zera” i „dobrze wiesz, ile ci pomogłem, ile kontaktów ci otworzyłem, jak wiele twoich p*****olonych hitowych kawałków ci zmiksowałem” (tu adresatem był Żabson). Hej, rzecz oczywiście ukartowano, ale te wersy zabrzmiały akurat całkiem prawdziwie.
– Nie pamiętamy drugiej tak żenującej, bazującej na czyimś cierpieniu akcji marketingowej w polskim rapie, a jeśli Solar faktycznie chce zwrócić uwagę na tego typu problemy, niech pójdzie śladem Linkin Park, którzy po śmierci Chestera Benningtona mocno zaangażowali się w promocję programów poświęconych walce z depresją i zapobieganiu prób samobójczych – pastwił się Newonce i to był głos dobrze odczytujący panujące wówczas nastroje. Solar przeprosił, niesmak pozostał, bo każdy kto boryka się z depresją czy problemem alkoholowym albo ma jeszcze po prostu trochę empatii, poczuł się trochę wydymany. Sam prowodyr tłumaczył akcję „postprawdą” i „performancem”. To była raczej #nowanienormalność.
2. Sad Quebo meme
Dziar, nie ma dziar, nie ma dziar, nie ma dziaaaar. Wiatr wywiał kolor z włosów. Outfit jest zupełnie z 2000 roku. Quebo, który pokazał się światu przy okazji zbliżającej się płyty „Romantic Psycho”, to nie jest ta ekskluzywna, popowo-filozoficzna maszyna do nawilżania fanek (i nie tylko, po Taconafide pojawiło się również homoseksualne fan fiction). To informatyk z mema, albo – jak woli Sokół – „niestniejący perkusista Zenka Martyniuka”.
Co się stało? Najpierw Que wypuścił dwa numery, po których było słychać, że depresja, że wstrętny pieniądz, że wspaniała kobieta i że producent słucha za dużo Flying Lotusa. Potem wpadł do „Dzień Dobry TVN” (ciekawe jaki procent jego targetu jeszcze ogląda telewizję), by odegrać przed kamerą zahukanego, przestraszonego i naładować po brzegi truizmów, z których Stasiak – jak sam przyznał – nie chciał przegapić ani sekundy (to może być syndrom ex-wydawcy rapowego). Przy okazji Kuba podziękował, że może być na tej samej kanapie, na której był wcześniej był zespół Mazowsze. Z kolei odwiedzając – oczywiście z zaskoczenia – audycję Solara, stwierdził, że czas, w którym go nie było, spędzał „grając w grę”. Zapachniało nieświeżym humorkiem z czasów z albumu Eripe, ale o to może również w tym chodzić. Żeby cofnąć się w czasie, zredukować…
O całej sprawie mówili oczywiście wszyscy, choć różnymi głosami. – Rolą artysty jest mądrze prowokować, drażnić, budzić niepokój, zmuszać do myślenia, bawić, wciągać publiczność w grę, nabierać ją, zmieniać się, traktować siebie jako tworzywo nieustającej kreacji. I to, co w tej chwili robi Quebonafide – a co kiedyś zrobił m.in. Joaquin Phoenix (vide: film „I’m still here”) – jest moim zdaniem znakomitym wypełnieniem tej roli – chwalił Marcin Prokop z TVN, czyli jednego z beneficjentów tej hecy. – Estetyzacja / romantyzowanie / fetyszyzacja zaburzeń psychicznych to słabe zabiegi, ale chodzenie do telewizji po to, by kpić sobie z ludzi, dla których realną trudnością może być zwykłe wyjście z domu, jest (nad)zwyczajnie podłe i obrzydliwe – pisał admin fanpage’u Koniec Wszystkiego, czyli moralista i krytyk, o którego nikt nigdy nie pytał. Odezwał się również jeden z byłych współpracowników Quebo: – Samo to, że ludzie się również i taką promocją onanizuja oznacza, że osiągamy kolejne pułapy dna. Jednak dno jeszcze nie zostało całe odkryte i wyeksploatowane. Cały czas znajdują się osoby, które z chęcią je poszerzają.
I to ta ostatnia wypowiedź daje do myślenia więcej niż pytania typu „Hit czy kit”, „Phoenix czy raczej Chajzer”? OK, muzyka to już tylko dodatek, a jednak wbrew pozorom da się jeszcze po prostu nagrać płytę – bez objeżdżania świata, stylizowania się jak na casting „Suicide Squadu”, opakowywania cukru w Aldousa Huxleya i trollowania śniadaniówek. Zachęcam do próbowania.
1. Liroy może mi skoczyć na snacka zwierzaka
Nagły Atak Spawacza to zespół, który musiał się wydarzyć, bo gdyby ktoś go wymyślił, nikt by w to nie uwierzył. To jest jakiś Beavis & Butthead edycja Swarzędz, ciężki dowcip, który rozprzestrzenił się masowo dzięki kradzionej muzie i mnóstwie przekleństw, by stworzyć podwaliny pod rodzimy horrorcore czy pioniersko eksperymentować z elektroniką w ramach rapu. Proto-trolle i wizjonerzy mogą też się pochwalić pierwszym dużym konfliktem w rodzimym hh. Rozpętali go z Liroyem. Mówisz beef, myślisz NAS, i to wcale nie ten z Nowego Jorku
– Slums Attack pracowali wtedy nad swoją pierwszą demówką. W tym samym studiu, nagrywała również nowo powstała grupa – Nagły Atak Spawacza. NAS został założony przez: Krzysztofa „Fazi” Milerskiego, Pawła „Kaczmi” Kaczmarka i Przemysława „Dzwona” Jaszkowskiego. Fazi wpadł na pomysł, aby nagrać demo w postaci dissu na najpopularniejszego rapera w Polsce. Reszta grupy zgodziła się. Do jednego z kawałków zaproszono również Peję, który całą akcję potraktował jako zwykły żart. Demo pt. „Anty” wydał Krzysztof Kozak – odnotował Łukasz Szełemej w swojej historii hip-hopu publikowanej na podstronie WuDoo, szczecińskiej audycji radiowej Aśki Tyszkiewicz.
„Anty” to wygłup, który sprzedał się na kasetach w 10 tysiącach egzemplarzy, umożliwiając przy okazji debiutanckiemu longplayowi NAS pt. „Brat Juzef” wynik dziesięciokrotnie lepszy. Utwór z 1995 roku, obrażający przyszłego posła RP wersami pokroju „Poznań, Jeżyce, wy głupie ch**e / Wy głupie k***y, księża, burżuje” i „Więc wal się na ryj i dziwka twoja stara”, muzycznie nie oferujący nic ponad remix Snoop Dogga, de facto wprowadził do rodzimej rap gry legendarne postacie takie jak Krzysztof „KNT” Kozak i Peja. Bez kitu, to naprawdę miało miejsce.
Marcin Flint