„Ahaha Eurowizję wygrała baba z brodą #huczuhucz” – Białas wykorzystał okazję, by pocisnąć koledze z wytwórni. I to jest jeden z najlepszych wersów Białasa, mam nadzieję, że to nie dlatego, iż go jeszcze nie nawinął.
No shit. Prawdziwym zwycięzcą Eurowizji jest hiphopowy (między innymi) producent Donatan z wokalistką. Jeszcze przed konkursem przyznawał, że WYGRAŁ (tak właśnie – wielkimi literami) i tak, bo jego ekipa śpiewa po polsku i w polskich strojach. Później donosił , że „ludzie wybrali Cleo”, ale „żyri” sabotowało ich esemesowe wysiłki. Cóż, Przegr… przepraszam, wygrywać hipotetycznie trzeba umieć.
{Diil}
W tym tygodniu miało miejsce takie bi-winning, o którym Charlie Sheen mógłby pomarzyć. Donatan wygrywał Eurowizję, a Tede – Internety. „Uważasz, że kawałek <My słowianie> nie jest pierdoleniem o słowianiach tylko niesie ze sobą jakiś głęboki przekaz?? To ty chłopie idź lepiej pomagaj dalej nosić te zakupy i odlajkuj ten fanpage (choć żebyś zrozumiał to powinienem napisać – funpage ), to nie będziesz się musiał tak irytować” – polecił jednemu ze swoich fanów. Przy okazji padła najbardziej wstrząsająca definicja dupy w historii hip-hopu (no, może nie wliczając DKA) – „to takie coś w stylu cycków u dziewczyny, tylko z drugiej strony”.
Z fanami użerał się również Kamel. „Kacapku, trza było projekt nie z Cleo, a z Koldim sieknąć i byłby laur” – instruował Donatana. Kiedy jednak kolejny słuchacz jego samego zaczął instruować w temacie domniemamnej wyższości Koldiego (szef traperów z Alcomindz) nad Kamelem, przykazał krótko: „A teraz spierdalać do dark roomów”. Kamel wykorzystał też okazję by po raz kolejny podlinkować swój utwór „Zwariował Świat”. Za bit odpowiada w nim Bob Air, który zwycięską brodatą Austriaczkę najchętniej wysłałby „do gazu”. Ależ to już było, ludziom z Austrii takie pomysły zdarzały się już 70 lat przed tym jak wybrali Conchitę.
„Tede lubisz brody co? Pogłaszcz Austriaka! Bezbek klasycznie plujący żółcią uosabia chyba najgorszy sort polskiego rzemieślnika muzycznego. Inaczej nie nazwę ludzi którzy srają jadem, bedąc chorągiewką z racji „wykluczenia”, nagrywając z Donatanem „politycznie” najpierw a teraz go czysto jadąc. Hipokryto pierdolony – nienawidzę czasem polskiego hiphopu właśnie za takich jak ty – sam zesrałbys się ze szczęścia gdyby pofarciło ci się z jednym z singli i mógłbyś tłustą dupą śmignąć po szkiełku odkurzając karierę u schyłku. #PurtKurwson” – zirytował się Doniu. I kiedy już zdążyłem źle pomyśleć o tej siostrze, dzięki której nadal piszę, to olsniło mnie, że „pogłaszcz Austriaka” to najmodniejsze określenie masturbacji w tym roku – żadne tam archaiczne „bić Niemca w kask”, „turlać dropsa”, „tapirować Ibisza” czy „motywować lidera”. Brawo, szkoda tylko, że cel źle poznaniak obrał, z „karierą u schyłku” spudłował. Jakby co, to Chada właśnie płytę wydał – to ta bezpieczna tarcza, w którą Doniowi udało się trafić.
{sklep-cgm}
„Jaka jest szansa, że po latach będziemy a propos czwartej solowej płyty Chady pamiętać coś więcej niż to, że nagrał ją podczas więziennych przepustek i nie używa już przekleństw? Mniej więcej taka, jak na wygraną Hondurasu w piłkarskim mundialu, który już niedługo rozpocznie się w Brazylii” – zauważa w recenzji Andrzej Cała. Mam nadzieje, że ambasada Hondurasu przewidziała jakąś nagrodę – nikt do tej pory nad Wisłą nie zrobił więcej, by kibicowano tamtejszej drużynie narodowej.
O piłce nożnej nie będziemy jednak rozmawiać. Playoffy mamy, więc rap musi spotkać się z koszykówką, najczęściej choć nie zawsze imponującą. Przemkowi Kujawińskiemi mecz się nie podobał. „Złożę winę na słabych raperów, którzy grali na wielkim grillowaniu w Poznaniu. Poszedłem tam z moim najlepszym przyjacielem, którego od lat próbuję od lat przekonać do tego, że hip hop to też muzyka. Powiedzmy sobie prawdę, ma prawo do swoich przekonań, potrafi robi rzeczy z gitarą, których większość (właściwie żaden) z polskich raperów nie potrafi robić ze swoim głosem. Z tym, że on nie zarabia na tym pieniędzy. Raper, ponoć znany raper, który był gwiazdą wieczoru, seplenił i miał duże problemy z utrzymanie rytmu. Publika machała prawym ramieniem i wydawała się zadowolona (serio, o co chodzi z tym machaniem prawym ramieniem?). Nie zostaliśmy długo” – tak na Szóstym Graczu po drugim niemrawym pojedynku Miami z Brooklynem napisał Przemek Kujawiński. Jak to o co chodzi z prawym ramieniem? Lewym nie wypada, nogami trudno, a głowę za słabo widać. Nie podejmuję się za to dojścia, o jakim raperze mowa. Zbyt wielu spełnia tę charakterystykę.
Znakomity komentarz czytelnika po tym jak Popkiller przedstawił wybraną przez magazyn XXL, dyskutowaną w branży dwunastkę swoich freshmenów: „Tu też nie ma Quebonafide?!”
„Żałuję czasem tej ostatniej wieloletniej izolacji polskiego hh, bo taki Mes mógłby się z łatwością porozumiewać z w miarę szeroką publicznością, jak nie przymierzając Masłowska” – pisze na swoim blogu Bartek Chaciński, oczywiście przy okazji płyty „Trzeba było zostać dresiarzem”. „(…) robi w polskim hip-hopie rzeczy bardzo indywidualne, patrzy na język nie tylko jak na narzędzie przekazywania treści, ale jak na tworzywo, niczym L.U.C.” – chwali Mesa Chaciński. To musi być jakaś supermoc przejęta od Mirosława Pęczaka po przekroczeniu progu „Polityki” – komplementy, które potrafią zabić. A od polskiego hip-hopu nie trzeba się izolować, są tam młodzi ludzie równie elokwentni co Dorota i Łukasz, choć zazwyczaj mniej w swojej elokwencji ostentacyjni.
{reklama-hh}
Teraz o izolacji alternatywnych, niepokornych artystów od 1800 złotych. „Otóż wyobraźmy sobie większy koncert, nawet jacyś znani raperzy grają, no i pada zaproszenie do nas, podajemy stawkę, po negocjacjach zniżamy stawkę z 500 zł do 300 zł na osobę zwroty (czaicie jaka to jest góra sosu, bo ja nie widziałem tyle na oczy) (dodajmy, że KRUL Laik included, wszystko za promocyjne 1.8k) i nawet nie dostajemy odpowiedzi odmownej hahah, po prostu widzimy jak line up jest wypełniany innymi składami. I tak to z reguły wygląda, że jak za darmo to luz. Oczywiście nie będę pisał, że gramy super hiper, ale beka i ból dupy trochę bo coś tam juz nagraliśmy (bądź co bądź każdy z osobna ma niezłą jak na polski rap dyskografię), mamy swoje lata a nawet biedackie 300 zł na osobę jest nie do przeskoczenia. Także no, z powodów wyżej wymienionych nigdzie nie gramy, haha, bo jesteśmy za drodzy #300zł Oczywiście jest niezawodny Wroclaw, podobno coś tam na październik może będzie, fajnie. A z resztą rozliczymy się na LP, taka prawda” – to elaborat z profilu Rap Addix. Racja panowie, tutaj należy się wysługa za staż indywidualny, chorobowe, dodatek motywacyjny (przy tylu smutnych gościach naraz musi się materializować eteryczny Kłapouchy) i może wrocławska nagroda im. Protasiewicza za najbardziej uroczy międzynarodowy transfer zakończony banią, kiedy to udało się importować Krula Laika i niemalże zagrać z nim koncert! A może Jeżozwierz by zagadał z O.S.T.R.-em, z którym przecież nagrywa, żeby wcielić Rap Addix do Tabasko? To byłby taki nowy Wu-Tang Clan i co najmniej 5k można by szarpnąć. Bez promocji.
„Czyżby Spinache wreszcie odnalazł swoją stylistykę? Po wielu latach nierównych poszukiwań w ramach Thinkadelic, Obóz TA czy duetu z Redem łódzki weteran wydaje solowy debiut – równy, spójny i przemyślany od początku do końca” – napisał na CGM Karol Stefańczyk. Cóż, kiedy Spinacz w 2002 roku wydawał rzeczywisty solowy debiut nadał mu nazwę ze wszech miar proroczą – „Za wcześnie”.
Klasyczna już, onetowa sztuka zapowiadania w recenzji Pawła Gzyla, który pisze o płycie Iggy Azalei. „Jasnowłosa raperka może i ma wyjątkowo małe piersi, lecz ma też wyjątkowo duże ego. A to zawsze pomaga w hip-hopie. Dowodem tego jej debiutancka płyta, bezczelnie łącząca pop, rap i dance. Czy to znaczy, że Australijka zostanie niebawem kobiecym odpowiednikiem Eminema?” – pyta. W sumie to logiczne, Eminem też ma małe piersi.
Blog Rap Biznes pisze o kompilacji „Prosto XV”: „Wiesz jaki jest synonim Prosto? Jakość! Żeby było jasne nie dostałem złamanego grosza za kryptoreklamę, a jest to moja subiektywna opinia. Jeśli spojrzysz na to przez pryzmat naszego byle jakiego kraju, w którym „jakoś to będzie”, a „pilot poleci na drzwiach od stodoły” (nie poleci!) słowo jakość nabiera dodatkowej wartości. „Prosto XV” potwierdza tą tezę. Sprawdzaj!”. Jak to dobrze, że w czasie gdy papierowe dziennikarstwo sprzedało się wytwórniom, młodzi blogerzy stoją na straży ostrego, niezależnego spojrzenia.
Legendarna lojalność warszawskiej hardcore`owej sceny hiphopowej po raz kolejny dała znać o sobie. „Po Jędkerce, Fokusie, Teduniu, CNE, WSZ nadszedł czas na kolejnego asa z dinozaurów. Panie i Panowie oto Pono i kurwa Zulugula !!! Ja pierdooooooleeeeeeeeeeeeeeeeeeeee !!! Puść sobie Dixon37 / Pono „Nokaut” z „Lot na Całe Życie”. Nie pozdrawiam!!!” – prawilnie napisał na swoim fejsbuczku Kafar z Dixonów 37. Hmm, Tadeusz Ross to coś więcej niż facet udający babę na wizji. Na przykład w 1973 roku wygrał nagrodę dziennikarzy i publiczności w Opolu utworem „Słońce w kapeluszu”, przytaczanym zresztą w kawałku Pono w refrenie. Można sprawdzić. Ale jak widać sztywni goście do czego innego używają Internetu.
„Przed chwila zobaczyłem tak przesłaby i wkurwiający kawałek <rapowy>, że nawet go tutaj nie wrzucę zeby go nie promować. Ale uwierzcie ze przyszło mi do głowy ze mógłbym skrzywdzić tego kto to nagrywał (video i audio) bez wyrzutów sumienia a moze nawet z przyjemnością…Boże polski rap i wydanie biednego polskiego SWAG`u jest kurwa niewybaczalne i żałosne. Pedały” – donosi pan „uważam się za tolerancyjnego” Paluch. Spokojnie, to nasze, polskie pedały. Bez cycków i brody. Uliczny kodeks pozwala krzywdzić, ale bez przyjemności!