Peja od A do Z – felieton Karola Stefańczyka

Od alkoholu do zagranicznych gości. "Książę aka. Slumilioner" już w sklepach.

2014.10.18

opublikował:


Peja od A do Z – felieton Karola Stefańczyka

A jak alkohol. Ktoś może narzekać, że zaczynamy od takiego nośnego i mało muzycznego tematu. Ale właściwie czemu nie szerzyć tego świadectwa dojrzałości? Szczególnie że sam Peja nie wstydzi się mówić  na temat alkoholu, swoich dawnych problemów z nim i drogi, jaką pokonał: „Przede wszystkim, zrezygnowałem z alkoholu, którego używałem bardzo dużo i często. Nie zdawałem sobie sprawy, że to był dla mnie towarzysz numer jeden przez 20 lat. Od pięciu lat jestem trzeźwy. Rzuciłem gorzałę i zmieniłem całkowicie swoje życie”.

B jak benefisy. Peja zdaje sobie sprawę , że część jego słuchaczy wydoroślała, podobnie zresztą jak on: „[Starszy słuchacz] ma inne potrzeby, tak jak ja woli odpocząć i się wyluzować. Sprawdzą więc płytę, ale do klubu nie przyjdą. Może z czasem będę więc musiał zacząć robić recitale dla starszej publiki (śmiech). (…) Z rapu się nie wyrasta”. Jednocześnie Peja zdaje sobie sprawę, że on sam, wraz z rapem, się starzeje i zmiana warty już się dokonała. „Rozumiem to, mam 37 lat, ale nie wiem, co będę robił, gdy będę miał 45, czy dalej będę rapował, pewnie tak. (…) Ale czy rynek stworzy mi warunki i czy ja sobie poradzę? Kto to wie, dzisiaj jest dzisiaj”.



C jak człowiek drogi.
Tak nazwał siebie Peja w dla bloga „Gra muzyka” . „Po zagranym koncercie staramy się być już około godz. 1-2 w hotelu. Budzimy się już około godz. 6, więc dosypiamy albo już w samolocie, albo w drodze do hotelu. Jestem człowiekiem drogi. W trasie jestem praktycznie cały rok. Żyjemy z tego i dużą część pochłaniają koncerty, organizowanie ich, bookowanie miejsc, nawiązywanie znajomości itp. Dla mnie to sukces zagrać 20 zagranicznych koncertów w tych 10 krajach tydzień po tygodniu w 3 miesiące”. W ten sposób usprawiedliwia też niektóre swoje ruchy wydawnicze. Gdy wydawał „CNO2”, padły zarzuty, że płyta jest zbyt podobna do wydanej chwilę wcześniej „Reedukacji”. Rychu bronił się, że w tak krótkim czasie trudno jest zachować świeżość. Później dodawał, że on, w przeciwieństwie do wielu kolegów z branży, przesiadujących całe dnie w internecie, stawia na osobisty kontakt z fanami i koncerty.



D jak death metal.
Muzyka, której w pierwszej chwili nie skojarzylibyście z RPS Enterteyment. A jednak. Wiosną ubiegłego roku label wydał debiutancki materiał  grupy Nekromer. W naszym wywiadzie Peja podkreślał, że zależy mu nie tylko na otwarciu się na inne gatunku (wcześniej wypuścił na rynek rapcore`owców z formacji Ludwik), ale też promocji debiutantów i dobrej atmosferze wewnątrz wytwórni. On sam dał przykład i zaprosił jednego z członków Nekromera na swój najnowszy krążek.

E jak efekt uboczny. Ciekawą interpretację własnej kariery przedstawia Peja w wywiadzie z okazji 20-lecia działalności . Zapytany o początki rapowania, przyznał, że ponieważ słuchanie mu nie wystarczyło i wychował się na osobowościach scenicznych, postanowił spełnić potrzebę własnej akceptacji i gdzieś zaistnieć. Pół żartem, pół serio dodał: „Moja kariera to efekt uboczny tego, że szukałem bliskości, wsparcia, szacunku, naprawdę (śmiech). Wiele osób z rodzin z problemami w ten sposób działało, tworzyło swój świat i korzystało z tego, że wszystkie przejścia utwardziły je i umocniły. Przy okazji zrozumiałem, że nie każdy będzie twoim bratem do końca życia. Przeważnie znajomość utrzymuje się do momentu, kiedy jeden lub drugi „brat” czy „ziomek” dostanie już to, co sobie wymyślił”.

F jak fani. Albo, jak to ujął Marcin Flint , fa… fani-patrioci. Chciałoby się powiedzieć, że „wyszło szydło z worka”, ale z całej sytuacji (http://instagram.com/p/tsO849jcYG/) mimo wszystko lepiej zapamiętam nie tyle żenujące wpisy fanów Peji, co zdecydowaną, imponującą postawę samego rapera. „Ja pierdolę, opanujcie się kurwa, wrzuciłem foto z Rzymu, gdzie regularnie pojawiają się grafy skinowskie i antyfaszystowskie, co charakteryzuje ten kraj, a tu kurwa wielcy patrioci będą mnie kurwa pouczać co dobre co złe, a żaden chuj nie zna nawet daty Powstania Styczniowego i gdybym wrzucił napis Skinheads Roma, których pełno w tym postfaszystowskim kraju to by mi legiony, 88 i inne kurwa White Pride’y przyklaskiwały. Będę Was kurwa usuwał w pizdu za każdego rodzaju fanaberię, którą tu będziecie uskuteczniać. Moja sprawa co tutaj wrzucam i nie zamierzam się nikomu z tego tłumaczyć nie podoba się to wypierdalać. Skończyłem”. Brawo.

G jak „Głucha noc”. Ugoda w sprawie sampla z „Chmurami zatańczy sen” została podpisana na początku września 2011 roku. Peja wyraził żal, że nie poinformował Stana Borysa o wykorzystanie fragmentu; ten z kolei zrezygnował z dochodzenia zadośćuczynienia. „„Jeśli komuś zależy Im więcej wykonań, tym muzyka w jakiś sposób staje się ważniejsza”, mówił Borys w rozmowie z Arturem Rawiczem. W umowie z kolei można było przeczytać: „Wykorzystanie tak dużego fragmentu piosenki powinno nastąpić za zgodą Stana Borysa o czym Ryszard Andrzejewski „Peja” poinformował swojego ówczesnego wydawcę T1-Teraz, który nie wystąpił o taką zgodę mimo, że powinien to uczynić”.

H jak hip-hop. W opozycji do rock`n`rolla: Głównym motywem napędowym przedsiębiorczości hip-hopowców jest jednak, sorry, ale miłość do muzy. Żeby nasza twórczość przetrwała, musimy o nią zawalczyć. Ja myślę, że gros rockowych bandów jest na zasadzie: zagramy jakiś track, demówkę, to będziemy grać za piwo, będziemy kosić panienki. I to jest ta zasada rock`n`rollowa, która od lat się sprawdzała. Hip-hop jest bardziej ideowy. (…) Nam bardziej zależy.

I jak Iceman. Peja w „Programie Muzycznym”:  „Ja go chyba w zasadzie wywaliłem czy kazałem mu odejść. Niezależnie od tego, jak to było, wpłynęło to na naszą dalszą znajomość, która dziś już faktycznie nie istnieje. (…) Nagle się okazało, że on ma tam jakieś niespełnione ambicje i że mam być współodpowiedzialny za to, że jego losy potoczyły się inaczej, niż on sobie założył – na co niekoniecznie daję przyzwolenie. Ja bardzo dużo osób ciągnąłem za sobą, wierząc w nich, ale pokładane nadzieje powinny się zwrócić”.

J jak Jeżyce. Gdy Peja zwiedzał hip-hopowy Nowy Jork, podłączył się do wycieczki, która oprowadzała śladem kultowych miejscówek po najważniejszych dzielnicach: Brooklynie, Queens, Bronksie. Czemu więc legenda polskiego rapu nie miałaby zorganizować czegoś podobnego po poznańskich Jeżycach? „Kurcze, na pewno wielu ludzi chciałoby zobaczyć, gdzie Peja pisał pierwsze teksty albo gdzie kręcił pierwszy teledysk, ale oczywiście w naszym polskim, wspaniałym kraju za chwilę padną oskarżenia, że trzepiemy hajs, bo wozimy dzieciaki busem… Oczywiście wycieczka po Queens była za hajs”, mówił dla CGM.pl.

K jak „Kolejorz”. Po raz pierwszy na mecz Lecha Peja trafił w 1991 roku, miał wtedy 15 lat. Przełomowy był jednak mecz w Bydgoszczy z Zawiszą, wtedy Rychu poznał smak wyjazdów. „Później jeździłem po całej Polsce i miałem całkiem niezłą frekwencję”, wspomina. O bijatykach na stadionach: „Byłem trochę przerażony, gdyż w telewizji czy prasie są to raczej suche relacje bez emocji, a tu stawałeś twarzą w twarz z przeciwnikiem, a Uszol [legendarny przywódca kibiców Lecha w latach 90. – red.] tak się darł, że nie wiedziałem kogo i czego bardziej się bać”. Dziś na stadionach pojawia się sporadycznie i jak sam przyznaje, nie jest uważnym obserwatorem ligi. Wie jedno: że burdy na meczach nie są dobrym pomysłem: „Kiedyś trochę inaczej do tego podchodziłem, ale byłem młody, zakręcony, pod wpływem kumpli. Teraz wiem, że na stadionie musi być spokój. Tylko wtedy przyjdą całe rodziny, przyjdą dzieciaki, dziewczyny. (…) Wysoka frekwencja to przychód dla klubu, to tak naprawdę rozwój piłki nożnej”.

{reklama-hh}

L jak lizanie rowa. Chwalimy tu dojrzałość Peji, ale on sam lubi podkreślać, że dawny temperament mu pozostał i lubi od czasu do czasu nerwowo zareagować, palnąć kilka słów za dużo, czy to w wywiadzie, czy w internecie. Gdy skarcił swojego kolegę Kobrę za to, że temu spodobał się utwór Tedego – chyba był to jeden z tych momentów, gdy odezwał się w nim stary Rychu. „Lizanie rowa poziom mistrzowski 🙂 Co się z Tobą stało, Człowieku?”, napisał na Facebooku, dorzucając hasztagi: #barykady, #loyality i #atencjazawszelkacene.

M jak media. Peja stara się dbać o swój wizerunek i opierać różnym formom nierzetelności dziennikarskiej – nawet jeśli sam często na tym gorzej wychodzi. W jednym z wywiadów tłumaczy:  „Nie jest tak, że jestem zamknięty i nie lubię udzielać wywiadów (…). Czasem słyszę takie opinie i zastanawiam się, dlaczego jestem tak postrzegany. (…) Jeśli pojawia się pan dziennikarz z określonymi tematami, najczęściej nie związanymi z moją pracą artystyczną, bo tylko takimi interesuje się kolorowa prasa, szukając sensacji, to się najeżam i potrafię być niemiły. (…) [Można] odnieść wrażenie, że jestem nieźle pojebany, ale uwierz, to zwykła reakcja obronna i oznaka niezgody na pewne rzeczy”.

N jak Nowak.  Ryszard Nowak.

O jak osoba publiczna.Wrzesień 2010:  „Jestem osobą publiczną tylko w momencie, kiedy, kurwa, zrobię jakiś gnój. Wtedy piszą o mnie w gazetach: Rychu Peja oskarżony, Rychu Peja pobił czy Rychu Peja nie pobił. A chciałbym, żeby napisali, że Rychu Peja jest zajebistym gościem, bo zrobił złotą płytę – i niech to Wyborcza wydrukuje w dziale kultura. Kultura wysoka. A ja uchodzę za kulturę niską. A dobrze byłoby mieć patronat jakiegoś wiodącego magazynu muzycznego. (…) Powiem tak: Janusz Gajos, na którego czatowałem pod teatrem w Warszawie, który podpisał mi książkę o życiu, powiedział mi: a my jesteśmy z podobnej branży… To był follow-up. I tak sobie myślę: nie przejmuj się, rób swoje, ci ludzie nie stanowią o twojej wartości”.

P jak przebudowanie życia. Albo proste przyjemności. Cytowanie Pelsona w artykule o Peji nie jest może najlepszym pomysłem, ale chyba też o „proste przyjemności” chodziło właśnie poznańskiemu MC, gdy opowiadał o swojej przemianie i dojrzałości w wywiadzie dla „20 m2 Łukasza”: „Zdałem sobie sprawę, że życie to nie jest kolorowy amerykański teledysk. Bawić to się mogłem jak miałem 20 lat. Życie składa się z prostych rzeczy, ze śniadania, obiadu, kolacji, refleksji, wyciszenia, z obowiązków, takiej dojrzałości, która powinna mnie cechować jako 40-letniego faceta”. To się odbija w muzyce. Z wywiadu  dla Interii: „Widzę jednak czasem w internecie opinie, że osoby, które odeszły od mojej muzyki, wracają po ostatnich albumach, i biorę to za wskazówkę, że rzeczywiście nastąpiły u mnie spore zmiany i nie tylko ja je widzę”.

R jak RPS. Peja zdał sobie sprawę , że trzeba działać dwutorowo – jako Slums Attack i solowo – gdy na płytach SLU zaczęło pojawiać się za dużo producentów i należy zawinąć tę część producentów i zrobić coś niezależnie od Decksa. „I w takich okolicznościach powstał RPS. A SLU odzyskało w tym momencie niezależny status: producent-DJ i MC. Czyli jest to 50/50”.

S jak sport. O rezygnacji ze sportu na rzecz muzyki:  „Trudno powiedzieć, żeby to był jakiś świadomy wybór. Jako sportowiec przestałem rokować w oczach klubu. Będąc jednocześnie słuchaczem muzyki, która interesowała mnie od dłuższego czasu, zacząłem się nią zajmować. (…) Zawsze lubiłem ducha rywalizacji i odkryłem takiego ducha rywalizacji w hip-hopie”. A przecież miał sukcesy na koncie. To już wywiad dla pejaslumsattack.pl: „Dwukrotne mistrzostwo Polski młodzików w judo chociażby. Chciałem trzymać się tej kariery i iść dalej w tym kierunku na AWF. (…) Sport i edukacja jakoś mnie trzymały w ryzach. Kiedy byłem w połowie liceum, sytuacja zrobiła się trudniejsza i do klasy maturalnej nie dotarłem”.

T jak trap.Albo amerykańskie trendy w ogóle. Jak nietrudno się zorientować, Peja nie jest fanem tego typu brzmień i nie ma zamiaru iść w tej sytuacji na kompromisy. Z wywiadu  dla Interii: „Hashtagi, trapy, te wszystkie gówna, którymi jaram się średnio, ale nie krytykuję – nawet gdy nazywam gównem. Są tam i dobre rzeczy, i słabe – „nowa szkoła” jest ok, byle nie robić tego na siłę i byle było tam urozmaicenie, a nie ślepe naśladownictwo wzorców z Zachodu. (…) Nie robię klasycznych produkcji, żeby się utrzymać na „ciepłej posadce rapera Peji”, tylko na takich brzmieniach się wychowałem, tak samo DJ Premier nie zaczyna nagle robić trapowych bitów”.

U jak USA.Rozmowa  z Arturem Rawiczem z 2010 roku przynosi kilka ciekawych opowieści (szczególnie dla młodszych słuchaczy) na temat złotej ery amerykańskiego rapu. W hip-hopowej Polsce w latach 90. najważniejszym występem było Run DMC na warszawskiej imprezie Rap Day. Wystąpiły tam stołeczne, śląskie i kieleckie grupy. Peja się nie zakwalifikował. Mimo to przyjechał, z Icemanem i chłopakami z Born Juices. „Co mi takiego mocnego się utrwaliło? „Że strasznie szalałem podczas koncertu i wpadłem na jakiegoś typa. Pytam się: skąd jesteś? On, że z Warszawy. A ja z Poznania. I była piona, brachu”. Ale było też kilka innych, już mniej przyjemnych historii, z których później zrodziło się „Robić się nie chce, tylko szpanować”, komentarz na temat warszawskiej sceny. Więcej w naszym cyklu o beefach .



W jak Wiśnia.
Raper, z którym Peja tworzył duet Ski Skład. Od powstania grupy do wydania pierwszego – i jak dotąd: jedynego – albumu („Wspólne zadanie”) – minęły trzy lata. Płyta trafiła na rynek przed wakacjami 2003 i singiel „Dzień zagłady” (gościnnie Fu) narobił wówczas sporego zamieszania. Zupełnie inaczej potoczyły się losy całego krążka. Przyznawał to zresztą później sam Rychu. Zajęty promowaniem „Na legalu?”, napisał swoją część „Wspólnego zadania” zbyt szybko, „na kolanie”. W efekcie materiał sprawiał wrażenie niedopracowanego i dziś, po ponad dziesięciu latach, raczej się nie broni. Sam Ski Skład – co wystarczająco wymowne – rozpadł się rok po premierze. „[W Ski Składzie] nie mogę się dalej rozwijać”, mówił wówczas Peja.

Z jak zagraniczni goście.„Dziś, w 2013 roku, trzeba się naprawdę postarać, by międzynarodowa współpraca zrobiła na polskim słuchaczu wrażenie”, tymi słowami rozpoczęliśmy nasz artykuł  o współpracy polskich raperów ze światowej sławy MC`s/. Wydaje się jednak, że komu jak komu, ale Peji nie zależy na robieniu na kimkolwiek wrażenia; raczej chodzi mu o spełnianie marzeń z dzieciństwa. Stąd gościnnie na jego albumach gwiazdy lat 90.: Masta Ace, Onyx, Jeru The Damaja, AZ.

Polecane