Mam to niebywałe szczęście, że po latach Walter jest teraz dla mnie w ostatniej kolejności szefem, który do niczego się nie wpierdziela, a w pierwszej kolejności kumplem, gościem ciekawym, intrygującym, przyjaznym, pozytywnym, krytycznym, z głową wciąż pełną ideałów jak mało który dzisiejszy dwudziestolatek.
Mam to niebywałe szczęście, że mogę uczestniczyć w tej wielkiej machinie Orkiestrowej i pracować jako mały, fotograficzny trybik podczas Finałów czy Przystanków Woodstock. Robię to używając prywatnego sprzętu, zawalając czasem inne obowiązki, za darmo, często samemu ponosząc inne koszty, czyli zupełnie inaczej niż twierdzi redaktor W. Robię to chyba przede wszystkim dla siebie, bo świetnie się czuję, kiedy mam szansę zrobić coś dobrego i szansę tę wykorzystuję. Coś jak autoterapia, tyle że więcej.
WOŚP nie jest jedyną organizacją charytatywną, której mniej lub bardziej aktywnie pomagam. Od dawna regularnie wspieram (stałe polecenie przelewu, kilka flaszek w tę czy we wtę nie zrujnuje mnie) Polskiej Akcji Humanitarnej. Podziwiam Jankę Ochojską.
Mam też wbudowany mechanizm obronny. Nie chcę być zrobiony w balona. Patrzę na ręce. Patrzę też na ręce wszystkim zaciekłym oponentom i krytykantom Wielkiej Orkiestry. Dzięki temu wiem, że gdyby jakaś złotówka spadła bezproduktywnie na wykładzinę w siedzibie Fundacji, to natychmiast znalazłoby się wielu takich, co z dziką satysfakcją łapałoby winnego za ręce. Przez te 22 lata u władzy byli już wszyscy. Nawet ci najbardziej anty. Mieli premiera, prezydenta, mieli NIK. Dam sobie głowę urwać przy samej dupie, że gdyby coś znaleźli, to redaktor W. i inne takie obgryzaliby paznokcie po łokcie oglądając transmisje z procesów złodziei i oszustów wrzeszcząc triumfalnie – „a nie mówiłem!”. Ale tak nie jest.
Jest za to MSW, które skrupulatnie kontroluje publiczne zbiórki. Jest ustawa, która z aptekarską dokładnością wskazuje, co wolno, a czego nie. Są inne instytucje które z obowiązku lub ochoty prześwietlają i raportują. Są wreszcie sponsorzy, którzy przed kamerami cieszą się i podskakują pokazując czeki na okrągłe sumy, ale mają w swoich strukturach działy finansów, księgowości, marketingu, PR i inne takie. I wydając swoje pieniądze siedemnaście razy pomyślą i sprawdzą, czy może gdzieś jest jakieś przysłowiowe „ale”. Ale nie ma.
Są za to ludzie, jacyś superaktywni i dziwnie pobudzeni w tych dniach, którzy od lat będąc głusi na odpowiedzi, zadają te same pytania. Ile zarabia Owsiak? Ile ze zbiórki trafia faktycznie na cele statutowe? A ile idzie na Woodstock? A co to jest Złoty Melon? A skąd Fundacja ma taką wypasioną siedzibę? Ile zarabia Lidka? Czy prawdą jest, że średnia płaca w Fundacji to 14 koła? Gdzie jest państwo i jego system opieki? Dlaczego musimy je wyręczać? Ile kosztuje Finał? Ile dokłada podatnik do harców Owsiaka?
W pale mi się nie mieści, że takie pytania ktoś może zadawać z powagą na twarzy. Pod imieniem i nazwiskiem. Bez wstydu i poczucia kompromitacji. W sytuacji, kiedy bez wychodzenia z domu (żeby przypadkiem nie nadziać się na kwestujące dzieciaki omotane przez Owsiaka) można bez żadnych ograniczeń dotrzeć do dokumentów źródłowych. Do rozliczeń, audytów, raportów. Ten Orkiestrowy weekend to czas w którym jestem najbardziej dumny z nas, Polaków i kiedy najbardziej się za nas wstydzę. Jak mawiał Marszałek Piłsudski: „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”.
Zatem mam prośbę. Zanim rzucisz w eter pytanie, sprawdź u źródła, a jeśli nie chcesz pomóc, to nie przeszkadzaj.