Ex-podziemie – błyszczy, jak powinno?

Te-Tris, W.E.N.A., VNM i Rasmentalism – gdzie byli, gdzie są, gdzie będą.

2014.03.10

opublikował:


Ex-podziemie – błyszczy, jak powinno?

Gdy spojrzeć na polski hip-hop w 2014 roku, uderza fakt, że o jej kształcie nie decydują raperzy jednego pokolenia, ale co najmniej kilku. Wystarczy przypomnieć, że regularnie krążki w dużych wytwórniach publikują w równym stopniu weterani, którzy jeszcze w latach 90. kładli fundamenty pod rozwój sceny (Tede, Peja, Moleściaki), co wykonawcy dużo młodsi, wywodzący się ze złotych czasów podziemia, oraz zupełni newcomerzy. Niektórym wyda się to banalne, ale wbrew pozorom nie jest to rzecz oczywista – wystarczy porównać polską, zróżnicowaną sytuację z amerykańską ofensywą freshmenów ostatnich lat. Za Oceanem to oni wyznaczają trendy, u nas wskazanie takiego ośrodka czy pokolenia byłoby już bardziej problematyczne.

O weteranach napisano już wystarczająco dużo, o młodych wilkach jeszcze przyjdzie kiedyś pora powiedzieć – zresztą, ich ostatnią falę scharakteryzował niedawno w swojej recenzji  Marcin Flint. Szczególnie ciekawy wydaje mi się natomiast status tych raperów, którzy swoje najsłynniejsze nielegalne wydawnictwa opublikowali w latach 2004-2008 i którzy następnie zabrali się za podbój mainstreamu. 2014 rok jest dobrym momentem do takiego podsumowania, bo we wrześniu minie okrągłe pięć lat od wydania płyty, która być może otworzyła oficjalne drzwi dla ówczesnych gwiazd podziemia. Mowa rzecz jasna o „Dwuznacznie” Te-Trisa.

I jeszcze słowo wyjaśnienia. Ponieważ interesują mnie ci wykonawcy, którzy od tamtego czasu doczekali się legalnych krążków, z konieczności pominę takich ludzi jak Jimson i Smarki Smark. Ich losy to materiał na osobne śledztwo. A póki co…

{sklep-cgm}

Te-Tris

Kto by pomyślał, że ten trueschool w kraciastej koszuli, który przyjechał do Warszawy z niewielkiego podlaskiego miasta i ogrywał kolejnych zawodników w słynnym WBW, kilka lat później na swoich koncertach będzie chwalił publiczność za stylową, dobraną ze smakiem odzież. A jednak, raper z Siemiatycz porzucił klasyczną, naturalną konwencję i wybrał lot na takich wysokościach, gdzie właściwie nie słychać już krzyków, ale śpiew, a samplowany konkret zastępują podniebne, gęste aranżacje. Droga, którą pokonał Te-Tris przez ostatnie pięć lat od czasu „Dwuznacznie”, jest bez wątpienia konsekwentna, ale chyba prowadzi donikąd – ścieżek jest coraz więcej, melodie są coraz bardziej dopracowane, ale ten makijaż staje się jakiś taki fasadowy, jakby starał się maskować pustkę tego zwycięskiego rapu. W końcu jedno wyśmienite „Ile mogę?” powinno wystarczyć. Te-Tris, jak zresztą każdy raper, wypada najlepiej wtedy, gdy jest pewny siebie i głodny zarazem. I taki splot słychać właśnie na „Dwuznacznie”, albumie wydanym kilka lat po klasycznym nielegalu „Naturalnie”, a jednocześnie adresowanym już do nieco innej, szerszej publiczności. Rozczarowujące przyjęcie wynikało z tego, że płyta nie wstrzeliła się w żadną z grup – była zbyt dojrzała i ambitna dla przeciętnego słuchacza i zbyt rozluźniona dla ortodoksa. A przecież takie „My-wy-gramy” powinno dziś regularnie lądować na głośnikach słuchaczy:

W.E.N.A.

(na zdjęciu)

Podobnie jak Te-Tris, tak i W.E.N.A. ostatecznie wylądował w wytwórni Aptaun Records. Nim do tego doszło, działał w warszawskiej grupie Ansambl i wydał świetnie przyjęty solowy nielegal „Wyższe dobro” (2007). Ten krążek po dziś dzień stanowi dla wielu fanów wyznacznik poziomu i możliwości rapera z Bielan. Czy słusznie? Przy okazji recenzji „Nowej ziemi”, ubiegłorocznego albumu Wudoe, pisałem, że sam raper nie może tłumaczyć swoich obecnych tekstowych braków tylko tym, że odcina się grubą kreską od czasów „Wyższego dobra”. Ale fani nie mogą też oczekiwać, że ich ulubieniec wskrzesi swoje uliczne oblicze. Pojawia się tu ten sam problem co u Te-Trisa – konsekwencja w dyskografii nie przekłada się na jakość materiału. Na „Nowej ziemi” gospodarz jest tak zadowolony ze swojej pozycji, że aż nudny i przewidywalny. I podobnie jak w przypadku Teta można napisać, że najlepiej wypada wtedy, gdy staje u progu poważnej kariery. Czyli na „Dalekich zbliżeniach”. Ten legalny debiut – tekstowo równie dobry co „Wyższe dobro”, warsztatowo bliski ideału, a rękę do bitów zawsze Wudoe miał udaną – jest najlepszą odpowiedzią na rzekomą „klątwę Aptaunu”, wedle której artyści należący do tego labelu nie wydali dotychczas pod jego skrzydłami swoich najlepszych materiałów.

{reklama-hh}

VNM

Gdy publikowałem kilka tygodni temu podsumowanie ubiegłego roku w polskim hip-hopie, jedną z postaci, które szczególnie chwaliłem, był VNM. Powiedzieć dziś o nim, że kopiuje Drake’a, to wyrządzić temu elbląskiemu MC krzywdę – „ProPejn” w porównaniu z „E:DKT” pokazuje, że raper stara się zacierać ślady swoich inspiracji; nie zawsze mu to wychodzi, ale ostatni rok to pod tym względem spory progres. W ogóle gdy prześledzić ewolucję warsztatu VNM-a, robi to wrażenie. On sam bronił się w Programie Muzycznym , że w czasach „Na szlaku po czek” wzorował się na Papoosie, stąd to charakterystyczne akcentowanie, ale ja będę się upierał – to dukanie i sylabizowanie brzmi cokolwiek koślawo. Zresztą nie tylko o flow tu chodzi, ale rymy w rodzaju „w domu sam jak Kevin”, które też raczej chluby elbląskiemu raperowi nie przyniosły. Dziś autor „ProPejn” imponuje zarówno pojedynczymi linijkami, jak i całościowymi konceptami („A kiedy”, „Obiecaj mi”). I wreszcie świetną ręką do bitów, bo zarówno mixtape’u „Niuskul”, jak i „De nekst best” raziły nierównym poziomem nagrań. Zachwycały natomiast bezpretensjonalnymi, życiowymi nagraniami w rodzaju „Mega”:

Rasmentalism

Ras i Ment na swój legalny debiut czekali najdłużej, bo do ubiegłego roku. Warto jednak było dać chłopakom czas. Gdy wydawało się, że obaj zgubili gdzieś młodzieńczy urok – jakkolwiek niedoskonały by on nie był – a ich ego zaczęło latać równie wysoko, co stewardessy, oto ukazał się „Za młodzi na Heroda”… i z miejsca podbił podsumowujące rok zestawienia. Ten najlepszy w dyskografii album Rasmentalismu przywraca klimat „Dobrej muzyki, ładnego życia”, tyle że pod każdym względem jest bardziej dopracowany. Ment chyba wreszcie zrozumiał, o co chodzi w tym przymiotniku, bo gdy słuchało się „Hotelu trzygwiazdkowego”, można było odnieść wrażenie, że dopracowanie pomylił z przekombinowaniem. Na „Za młodych…” jest momentami bajecznie prosto, z wieloma wokalnymi samplami i bujającymi bębnami, ale to wystarczy, by Ras mógł zaprezentować swój tekściarski i raperski kunszt. Jeśli którykolwiek LEGALNY DEBIUT jest w tym rankingu najbliżej miana „klasycznego”, to chyba właśnie ten od lubelskiego duetu.

 

 

Polecane