fot. Ewelina Eris Wójcik / Show The Show
Zamiast wstępu, ale ważne.
Zasuwam na festiwale grubo ponad dekadę. Sporo widziałem, w tym takie imprezy, które już zniknęły z mapy lub właśnie się z niej zsuwają. Na 100% zatraciłem możliwość spojrzenia świeżym okiem. Ten nowy punkt widzenia daje mi Dominika. Skąd się wzięła? Skoczę kilka tygodni wstecz.
Było tak: Hans z 52 Dębiec wydał świetną płytę. Przy okazji wywiadu wspomniałem o utworze „Ego Tyka”, że brutalny i że ryczeć się chce. Hans, że to wszystko prawdziwe historie, najstarsza ma już kilkanaście lat. Dzień po tym, jak pierwszy raz usłyszałem „Ego Tykę” napisała do mnie Dominika z prośbą o pomoc, o udostępnienie zbiórki. Przeczytałem opis. Niepełnosprawna od dziecka (nikt się nie zapytał, czy ma ochotę!) teraz ma szansę stanąć na nogi. Dosłownie. Szansę, by pójść na wymarzone dziennikarstwo, odzyskać godność, spełniać się, być potrzebną. Wstać z wózka! Tylko z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, sama musi zapłacić za kosztową terapię komórkami macierzystymi i równie kosztową, intensywną rehabilitację. Sama terapia komórkami, to około 65 000 złotych. Do zamknięcia zbiórki brakuje niewiele, kilka procent… Terapia już trwa, lekarze są bardzo dobrej myśli.
Na Cieszanów Rock Festiwal – jeden z moich ulubionych festiwali – jechałem w roli konferansjera. Poprosiłem organizatorów o akredytację dla Dominiki. Niech przyjedzie, pokręci się, doświadczy, popracuje, napisze coś. W końcu marzy, by zająć się dziennikarstwem muzycznym. To niech zobaczy, jak to jest. Wszystkie przeszkody i bariery pokonała dzięki przychylności wielu osób (nie wymienię, każdemu z Was podziękowałem osobiście). Dotarła, zmarzła jej dupa na polu namiotowym, zasuwała po całym terenie, poznawała ludzi, bawiła się na koncertach, męczyła się pokonując „niewidzialne” dla nas przeszkody, żyła, notowała, stała w kolejkach, poznawała kulisy produkcji i organizacji, miała najdalej ze wszystkich do kibla. Naprawdę doświadczyła rockowego festiwalu. Owsiak zaprosił na Pol’and’Rock, Zdzichu (pan burmistrz) na kolejną edycję CRF. Mam nadzieję, że dostała porządnego, pozytywnego kopa. Co dalej?
Zamykając festiwal powiedziałem żartobliwie ze sceny, że od jutra zaczynamy zadawać sobie pytanie „jak żyć?” po festiwalu… Dominika jest tą osobą, która nie stawia sobie tego pytania. Nie ma wyboru. Musi zapierdalać sama, walczyć o pieniądze na leczenie, NFZ ma to w nosie.
Próbując ogarnąć całą akcję pt. „Dominika jedzie na festiwal” nauczyłem się czegoś i ja. Prosić o pomoc, prosić o pieniądze jest bardzo trudno. Mnie było łatwiej, bo występowałem w czyimś imieniu i nie prosiłem o hajsy. Dla osób, które muszą to robić w swoim imieniu, jest to upokarzające. Dużo siły wymaga odwieszenie na haczyk wstydu, poczucia utraty poczucia własnej wartości i godności. Nie życzę nikomu, by znalazł się w takiej sytuacji. Dlatego proszę, rzućcie okiem tutaj i zobaczcie, co możecie zrobić. Proszę.
Tymczasem zapraszam do lektury debiutu Dominiki na łamach CGM.pl!
Artur Rawicz
Cała prawda o Cieszanów Rock Festiwalu
Jako osoba niepełnosprawna, poruszająca się na wózku, jadąc na festiwal nieco obawiałam się tego, jak bardzo festiwal okaże się dostępny (lub nie) dla osób z podobnymi problemami jak moje. Okazało się, że absolutnie nie było się czym martwić.
Organizatorzy zadbali o specjalną platformę dla wózków inwalidzkich, dzięki której można było swobodnie oglądać koncerty. Wejście do większości miejsc było bezproblemowe, bo albo nie było schodów lub progów, albo były specjalne podjazdy dla wózków inwalidzkich. Jedynym, do czego mogłabym się przyczepić, to brak toalety dostosowanej do potrzeb osób niepełnosprawnych w okolicach Sceny Głównej. To trzeba zmienić.
Klimat? Już od pierwszych chwil w Cieszanowie dało się odczuć bardzo rodzinną atmosferę jaka panuje między uczestnikami wydarzenia. Przechadzając się po terenie imprezy spotkałam wiele uśmiechniętych, ciekawych i oryginalnych osób w totalnie różnym wieku. Wszyscy bardzo przyjaźni, żadnych nieprzyjemnych sytuacji. To był mój pierwszy raz na CRF, niepotrzebnie się obawiałam.
Koncerty odbywały się na dwóch scenach – Alternatywnej, każdego dnia festiwalu oraz Głównej, na której zagrały tak kultowe zespoły jak Pidżama Porno, której muzycy sami już nie wiedzą, który to już raz tu przyjechali, Vader z przedpremierowymi numerami z nadchodzącej płyty, Dubioza Kolektiv, która dzień wcześniej grała w Hiszpanii i tłukła się na Podkarpacie 20 godzin busem czy Acid Drinkers na czele z Titusem. Ostatniego dnia festiwalu ogłoszono wyniki tegorocznego przeglądu kapel, którego laureatami zostali Arkadiusz Jakubik ze swoim projektem solowym oraz The Freuders – to oni w przyszłym roku pojawią się na Scenie Głownej CRF 2020. W sobotę na festiwalu pojawił się Jerzy Owsiak, który – ku zaskoczeniu wszystkich – nie tylko przechadzał się po terenie i sporo czasu poświęcił medykom, ale przede wszystkim wręczył Złotego Bączka zespołowi Dubioza Kolektiv przed cieszanowską publicznością. Zabawnym, woodstockowym akcentem było również zaproszenie na scenę przez Artura Rawicza do wspólnej konferansjerki Edgara Haima – prowadzącego małą tylko z nazwy scenę w Kostrzynie. Tak oto jednego dnia na scenie „podkarpackiego Woodstocku” pojawiło się dwóch Pol’and’rockowych konferansjerów… Przypadku tu nie ma.
Oprócz wyjątkowych koncertów, organizatorzy festiwalu zadbali o szereg innych atrakcji dla uczestników imprezy. Życiem tętniła strefa CityNGO, w której odbyły się m.in.: spotkanie z czterokrotnym mistrzem olimpijskim Robertem Korzeniowskim, inscenizacja o zakonie Templariuszy czy „pokazowy proces” przygotowany przez organizację IUSTITIA. Odbywały się także panele, warsztaty, nocne koncerty w Spichlerzu czy Kino. Organizatorzy nie zapomnieli także o najmłodszych – na terenie festiwalu znajdowały się dwie strefy, gdzie dzieci mogły bawić się pod okiem opiekunów.
Osobną atrakcją i filarem tożsamości festiwalu okazały się przeurocze panie z Koła Gospodyń Wiejskich, które przygotowały dla uczestników tradycyjne, polskie jedzenie, także wegetariańskie. Część z nich, jako folkowa formacja Niezapominajki znów pojawiło się na scenie w gościnnym występie z Łydką Grubasa. Na terenie festiwalu można było kupić koszulki dedykowane tegorocznej edycji festiwalu oraz merch artystów, którzy tu występowali. Na wielkie brawa i uznanie zasługuje też ekipa chłopaków w białych koszulkach „Galicja Production”, którzy nie tylko dbali o porządek w fosie pod sceną, ale także bawili się z uczestnikami, przybijali im piątki, podawali setlisty zespołów grających koncerty. Robili wrażenie nie tylko na uczestnikach festiwalu, ale i na muzykach! Gdzie jeszcze ochrona zapraszana jest na scenę do wspólnego śpiewania i tańczenia?
Organizacja festiwalu była na naprawdę wysokim poziomie. Wszystko grało tak jak trzeba; od line-upu, po nagłośnienie i oświetlenie sceny, kończąc na detalach, które podkreśliły wyjątkowość Cieszanów Rock Festiwal; m.in. kąpielisko Wędrowiec, gdzie ludzie mogli pluskać się w wodzie czy dziewczyny z Koła Gospodyń Wiejskich, które tworzą formację Niezapominajki. Nie sposób też nie wspomnieć o polu namiotowym, na którym faktycznie zaczyna się festiwal.
Jubileuszowa, 10. edycja cieszanowskiego festiwalu rocka zgromadziła rekordową, ponad 9-tysięczną publikę. Czy za rok festiwal przekroczy magiczną liczbę dziesięciu tysięcy? Niekoniecznie. Organizatorzy jasno dali znać, że więcej nie chcą… z uwagi na charakter i klimat imprezy. Sprawdzę to za rok, bowiem burmistrz Cieszanowa, pan Zdzisław Zadworny zapewnił, że latem 2020 roku widzimy się na 11. już odsłonie imprezy.
Zanim na scenie, w krótkiej uroczystości, uczczono jubileusz CRF pamiątkowymi statuetkami dla osób tworzących 10-letnią historię festiwalu oraz fantastycznym pokazem sztucznych ogni, w strefie dla mediów burmistrz i ekipa festiwalu zaprosiła wszystkich akredytowanych dziennikarzy do bardzo szczerej i rzeczowej rozmowy o przyszłości imprezy. Imponujące było to, że ci wszyscy ludzie na poważnie dyskutowali o zmianach i kierunkach rozwoju. Nikt nikogo po plecach nie klepał. Zrozumiałam, jak wielkim, ryzykownym i karkołomnym przedsięwzięciem jest produkcja festiwalu. Wspominał o tym też prowadzący ze sceny, przywołując przykłady Węgorzewa, Białegostoku, Mysłowic, Straszęcina czy Jarocina deklarował, że organizatorzy starają się uczyć nie tylko na swoich błędach. I coś w tym jest, bo jako nowicjuszka w Cieszanowie, wielokrotnie słyszałam, że coś jest nowością w tym roku, coś poprawiono, udoskonalono, albo… zaniechano. „Klimat, muzyka, ludzie” i „festiwal taki jak dawniej”, niech tych haseł nie przykryje popularny hasztag festiwalowiczów: #cieszanuje, bo też są ważne i świetnie opisują fenomen tej imprezy.
Z pewnością wybiorę się jeszcze niejednokrotnie na to wydarzenie, bo festiwalowe emocje uzależniają i powodują, że chce się ich coraz więcej. Teraz mam pewność, że Cieszanów to dobre miejsce dla ludzi z takimi samymi problemami jak moje. Nie czułam się ani przez chwilę w żaden sposób inna niż reszta uczestników. Muzykę czuje się przede wszystkim w sercu.
Dominika Mailjan-Chadaj
zdjęcia: Ewelina Eris Wójcik / Show The Show