foto: Bjørn Cato Flatekval
Nie oceniaj książki po okładce – mówi powiedzenie. Można je strawestować – nie oceniaj kogoś po tym, że jest muzykiem rockowym. Pasuje to do Turbonegro. A na pewno jednego z założycieli grupy, Rune Rebelliona. Na koncercie szalejącego na gitarze, który różne wariactwa wyprawiał za sceną, a na co dzień menedżera jednej z największych wytwórni płytowych, absolwenta literatury angielskiej, sztuki i historii idei na Uniwersytecie w Oslo.
Norweski zespół, który fantastycznie połączył glam rocka, punka, rock and rolla i hard rocka, jest znany na całym świecie. Z powodu muzyki, lecz również pozascenicznych szaleństw, prowokacji wizerunkiem i tekstami. Turbonegro to zespół politycznie niepoprawny i jest z tego dumny, a kij w mrowisko wkłada zawsze z wielką chęcią. Jego fanami są muzycy Metalliki. Wielu krajach świata, w tym Polsce, można spotkać zagorzałych fanów kapeli w dżinsowych kamizelkach z naszywkami „Turbojugend” i nazwą miasta, z którego pochodzą. Zespół utrzymuje bliskie kontakty z tą wyjątkową społecznością fanów.
Z Rune Rebellionem, który wraz z Euroboyem (gitara, wokal), Happy Tomem (gitara basowa, wokal), Dukiem Of Nothing (wokal), Tommym Manboyem (perkusja) i Crown Princem Haakonem Mariusem (klawisze) przyjedzie w sierpniu do Polski, żeby zagrać na OFF Festivalu, udało się pogadać dosłownie kilka dni po premierze pierwszej od blisko sześciu lat studyjnej płyty Turbonegro „RockNRoll Machine”. Która, sądząc po komentarzach w sieci, mocno podzieliła fanów nawiązaniami do mainstreamowej muzyki z lat 80..
Jest czas igrzysk. Sporty zimowe są w Norwegii niemal jak religia. Oglądasz zmagania w Korei Południowej?
Rune „Rebellion” Grønn: Trochę oglądam, ale bez przesady (śmiech). Najbardziej interesują mnie biegi narciarskie, ponieważ trenowałem je, kiedy byłem młody. Potem pojawił się rock and roll, porwał mnie w swoje szpony i przestałem uprawiać sport (śmiech).
Całe szczęście. Gdyby tak się nie stało, nie rozmawialibyśmy teraz. Pogadajmy chwilę właśnie o rock and rollu, czyli płycie „RockNRoll Machine”. Przed jej ukazaniem się, opublikowaliście post na Facebooku, w którym napisaliście między innymi, że piosenki na albumie bardzo wiele dla was znaczą. Zespoły piszą takie rzeczy i będą pisać. Odniosłem jednak wrażenie, jakbyście chcieli powiedzieć, że album rodził się w wielkich bólach albo że chcieliście coś udowodnić. Jestem blisko, czy może istnieje inna interpretacja?
Wyjaśnienie jest oczywiście nieco bardziej skomplikowane niż proste stwierdzenie, że jesteśmy dumni z płyty, z piosenek i podekscytowani jej wydaniem. Choć oczywiście jesteśmy bardzo szczęśliwi z tego, jak wygląda końcowy efekt. Kiedy jesteś częścią zespołu, który nagrywa i koncertuje od tylu lat, każde następne wydawnictwo jest sporym wyzwaniem. Na początku działalności interesuje cię przede wszystkim to, aby było głośno i żeby było słychać gitary. Tak też było z nami. Potem jednak staliśmy się starsi, dorośli i mam nadzieję, że nieco mądrzejsi (śmiech), członkowie zespołu pozakładali rodziny, urodziły im się dzieci itp. Bycie tylko wściekłym i agresywnym przestało nam wystarczać.
Oczywiście jest wciąż w każdym z nas trochę punkowca i mam nadzieję, że słychać to na albumie. Zależało nam jednak na tym, aby nagrać płytę, na której jest więcej muzyki, więcej melodii, która jest zróżnicowana i zawiera czasem zaskakujące odniesienia. Chcieliśmy mieć także więcej klawiszy. Sporo melodii rzecz jasna słychać też na poprzednich płytach Turbonegro, lecz tylu, ile jest na „RockNRoll Machine” jeszcze nie mieliśmy. Moim zdaniem album naprawdę dobrze brzmi. Jest odpowiednio wyprodukowany, na pewno nie przeprodukowany. Udało nam się zrealizować wszystkie założenia, które mieliśmy. I głównie z tego właśnie powodu napisaliśmy, że te piosenki tyle dla nas znaczą.
Podobnie jak ty, czy Happy Tom też byłem dzieciakiem w latach 80. Choć jestem trochę od was młodszy, muzyczne nawiązania do tamtych czasów robią mi naprawdę dobrze. Czy jesteś sentymentalny? Lubisz wracać pamięcią do przeszłości, do lat młodości?
Lubię. Bo to są czasy, w których dorastaliśmy. Niekoniecznie słuchaliśmy wtedy wykonawców, do których można odnieść pewne fragmenty „RockNRoll Machine”, gdyż wtedy raczej interesowały nas punk, hard core i ekstremalny metal. Jednak te popularne piosenki były częścią otoczenia, częścią kultury, w której dorastaliśmy. Jeżeli słuchaliśmy czegoś bardziej komercyjnego w tym czasie, były to płyty Ozzy’ego Osbourne’a, Van Halen. Być może słychać to trochę na „RockNRoll Machine” (śmiech).
Muzyki, której słuchaliśmy wtedy, było naprawdę dużo. Chodziło nam między innymi o to, aby zachować znaki szczególne Turbonegro, a jednocześnie jak najlepiej oddać esencję muzyki tamtych dni. Chcieliśmy też na swój sposób oddać hołd gigantom rocka z lat 80., którzy dla nas wszystkich wiele znaczyli i znaczą. Turbonegro to w końcu zespół rockowy. My naprawdę traktujemy muzykę rockową bardzo poważnie. Choć rzecz jasna częścią całości jest też to nasze pokręcone poczucie humoru, bycie nie do końca poważnymi. Ale to w sumie nieodłączna część świata rock and rolla. Mam nadzieję, że udało nam się całkiem nieźle zestawić tę powagę oraz element beztroskiej zabawy.
Ktoś, moim zdaniem całkiem trafnie, napisał o „RockNRoll Machine”, że to hołd i parodia w jednym. Zgodziłbyś się z takim stanowiskiem?
Pewnie (śmiech).
Po prawie 30 latach na scenie udało wam się odświeżyć formułę, co z mojej perspektywy jest udanym i ciekawym zabiegiem. Słuchając, nie ma wątpliwości, że to Turbonegro, a jednocześnie słychać coś, czego wcześniej na waszych płytach nie było. Nie ma wielu zespołów z takim stażem, które decydują się na takie podejście. Macie za to mój wielki szacunek.
Dziękuję i chciałem tylko dodać, że zgadzam się z twoją obserwacją. Jest to też dla mnie, dla nas, bardzo cenna opinia.
Coś mi mówi, że w pełni album „RockNRoll Machine” zostanie doceniony za pięć, może nawet za 10 lat. Obecnie pewnie wielu będzie kręcić na niego nosem. Może za jakiś czas będzie postrzegany tak, jak wiele lat wcześniej „Apocalyptic Dudes”, który był przełomem w waszej karierze.
Niewykluczone, że możesz mieć rację.
Rune, Oslo stanowi integralną część Turbonegro. Jest też wspomniane na nowej płycie w singlu „Hot For Nitzsche”. Jestem fanem książek Jo Nesbo, który kiedyś był muzykiem. W powieściach o Harrym Hole Oslo to niekoniecznie piękne miejsce, jakim malują je promotorzy turystyki. Pełne gangów, ćpunów, dealerów. Ile jest prawdy w jego opisach?
Prawdą jest to, że Oslo nie zawsze było pięknym, malowniczym miastem. Nie tak znowuż dawno było dość surowe, mało imponujące, co zapewne miało też związek z tym, że jest miastem portowym. Pamiętam, że kiedy dorastaliśmy na początku lat 80., a także dekadę później, Oslo bardzo dalekie było od tego pięknego wizerunku, jaki ma w ostatnich latach. Działo się tu naprawdę sporo nieciekawych rzeczy. Dużo było narkotyków, zbrodni, często jedno wynikało z drugiego. Później miasto i cały kraj zaczęły się gwałtownie bogacić, co ma oczywiście związek z wydobyciem ropy naftowej. Dzięki temu w ostatnich 20 i więcej latach wypiękniało i obecnie prezentuje się świetnie. Jednakże cały czas jest w nim też ta ciemniejsza strona. Pokusiłbym się nawet o takie porównanie, że wraz z poprawianiem się wizerunku Oslo, poprawia się brzmienie naszych piosenek (śmiech). Na samym początku były szorstkie, surowe, agresywne, dziś mają sound ładniejszy dla ucha.
A widziałeś może adaptację „Pierwszego śniegu”?
Nie, jeszcze nie miałem okazji. Mam w planach.
To zmień plany, naprawdę nie warto. Coś strasznego. Obsada dobra, film okropny.
OK, dzięki za ostrzeżenie (śmiech).
„Special Education” zamyka album i opowiada o dość nietypowej, powiedziałbym bardzo niepoprawnej politycznie, edukacji młodego człowieka przez nauczycielkę. Jak ty wspominasz swoje szkolne czasy? Lubiłeś chodzić do szkoły i uczyć się, czy byłeś tym, który sprawiał kłopoty?
Cóż, z całą pewnością zaliczam się do tych, którzy mogą utożsamiać się z tekstem piosenki „Special Education” (śmiech). To samo mogę powiedzieć o tekście „Hot For Teacher” (utwór Van Halen z albumu „1984”, mówiący o zafiksowaniu ucznia na punkcie nauczycielki; ilustrował go odpowiedni do tegoż zafiksowania teledysk – red.). W mojej szkole też była jedna nauczycielka, do której wzdychałem. Zresztą, chyba zawsze jest tylko jedna (śmiech).
To oczywiście wszystko zabawa i opis młodzieńczych fantazji. Na to też znalazło się miejsce na „RockNRoll Machine”. Zawsze trzeba się strzec politycznej poprawności (śmiech). Przypominam, że nasza poprzednia płyta ma tytuł „Sexual Harrasment”, więc chyba nie ma wątpliwości, iż siedzimy głęboko w politycznej niepoprawności.
Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Mam nadzieję (śmiech). W pewnym sensie jesteśmy wizjonerskim zespołem.
Zaczęliście publikować w sieci historię powstania każdej piosenki. Są już cztery (rozmowa z Rune odbyła się 12 lutego – red.). Wszystkie bardzo ciekawe. Przyznam, że byłem zaskoczony, czytając, że niektóre riffy powstały ładnych parę lat temu. Notki sprawiają wrażenie części rozbudowanego bookletu reedycji albo specjalnego wydania. Czy pojawią się na fizycznym nośniku, czy pozostaną w sieci?
Na razie pozostaną częścią kampanii z okazji premiery „RockNRoll Machine”. Chcieliśmy, aby słuchacze mogli się dowiedzieć, jakie pomysły stały za utworami z płyty, poznali ciekawostki, inspiracje. W założeniu to nie ma być wielki, pretensjonalny projekt, lecz po prostu coś dla fanów. Być może za jakiś czas na podstawie tych tekstów, stworzymy coś na YouTube’a. Z mojego punktu widzenia fajne w tych opisach jest to, że pozwalają zaobserwować dynamikę procesu twórczego na podstawie tego, co piszą Euroboy i Happy Tom. Pamiętajmy, że Euroboy jest też producentem albumu. Jego opisy pozwalają również dowiedzieć się co nieco o brzmieniu płyty, zajrzeć za kulisy całego procesu. Czytając te notki, chyba daje się też wyczuć zarówno powagę, jak i ten element zabawowy, które obecne są na „RockNRoll Machine”. W ogóle to cieszę się, że pomysł z notkami ci się spodobał (śmiech).
Nawet bardzo. Sam lubię szukać jak najwięcej informacji o płytach i artystach, research zwykle zajmuje mi dużo czasu, bo zazwyczaj nie zadowalają mnie zdawkowe informacje, które wysyłają działy promocji albo same zespoły. Poza tym w czasach fake newsów czasem trzeba się naprawdę pomęczyć, by dotrzeć do wartościowych treści.
Doskonale rozumiem, co masz na myśli. To jest właśnie specyfika współczesnego internetu – z jednej strony masz niemało wartościowych materiałów, z drugiej, całą masę chłamu. Jednakże ma tę niekwestionowaną zaletę, że ogromnie ułatwia komunikację.
To poważne pytanie – wysłaliście już kopię „RockNRoll Machine” muzykom Metalliki?
Szczerze mówiąc, nie ma pojęcia, ale chyba jeszcze nie (śmiech). Aczkolwiek niewykluczone, że już dostali płytę, ponieważ kilku członków naszej ekipy technicznej pracuje również dla Metalliki i są w tej chwili z nimi na trasie po Europie.
Zapytałem cię, ponieważ Metallica będzie grać 2 maja koncert w Oslo. A wiadomo nie od dziś, przed laty w rozmowie zdradził mi to Happy Tom, że jesteście mocno zakumplowani i nie raz balowaliście z Metallicą oraz, że oni naprawdę lubią Turbonegro. Sprawdziłem, nie gracie wtedy koncertu…
W przeszłości graliśmy już kilka koncertów z Metallicą. Znamy chłopaków naprawdę dobrze.
Będę sprawdzał waszego Facebooka 3 maja, może pojawi się na nim coś interesującego. Rune, zbliża się 30-lecie powstania Turbonegro. Wypadnie pod koniec 2018 roku. Nie chcę cię pytać o niemiłe chwile z waszej kariery. Domyślam się, że jedno z najbardziej niemiłych wspomnień dla ciebie to to, związane z pobiciem w USA przez dealerów narkotyków. Chciałbym za to zapytać o twoje najprzyjemniejsze wspomnienia z tych trzech dekad?
Wydaje mi się, że tym, co przede wszystkim warto podkreślić, jest to, iż wciąż jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaźń jest najważniejsza. Dzięki temu, że gram w Turbonegro nawiązałem też wiele znajomości, które przekształciły się w przyjaźnie. Happy Toma znałem jeszcze przed powstaniem zespołu, więc można bez przesady powiedzieć, że jesteśmy niemal jak rodzina. Euroboy dołączył do nas mniej więcej 23 lata temu i z nim też łączą mnie przyjacielskie relacje. Jest bliską mi osobą. Czegoś takiego, tak bliskiej przyjaźni, nie zaznałbym, gdyby nie było Turbonegro. To z takich ogólnych, przyjemnych odniesień do naszej rocznicy.
Jeśli miałbym powiedzieć ci o jednym, konkretnym zdarzeniu z 30 lat Turbonegro, wymieniłbym chyba nasz pierwszy koncert po reaktywacji w 2000 roku. Mieliśmy przerwę, a w pewnym momencie pojawiły się symptomy, które dawały nadzieję na powrót. Wcześniej szło nam świetnie, graliśmy fantastyczne trasy, wyprzedawaliśmy koncerty, a w pewnym momencie uzależnienie od heroiny Hanka (Hank Von Helvete, poprzedni wokalista zespołu – red.) spowodowało, że przeżył załamanie nerwowe, musiał iść na odwyk oraz leczenie psychiatryczne. Myśleliśmy wtedy, że jest już po wszystkim. Jednak przez te dwa lata, gdy zespołu nie było, a Hank się leczył, świetnie działała poczta pantoflowa i informacje o Turbonegro rozchodziły się po całym świecie. Kiedy przyszedł czas na pierwszy występ po reaktywacji, podczas Hultsfred Festival w Szwecji, najlepszej tego typu imprezy w Europie, na której graliśmy, otrzymaliśmy nieprawdopodobne przyjęcie ze strony fanów, jakiego kompletnie się nie spodziewaliśmy. Nigdy wcześniej nie graliśmy dla tak wielkiego tłumu. Nie zapomnę tego, co czułem, gdy zaczynaliśmy pierwszą piosenkę. To były ogromnie silne emocje. Ten występ uzmysłowił mnie i pozostałym chłopakom, że Turbonegro to jednak coś więcej niż tylko taki sobie zespolik. Że jednak coś znaczymy dla wielu ludzi, że jest w nas coś wyjątkowego i mamy coś szczególnego do zaproponowania.
Staram się chodzić na koncerty, a kiedy już się pojawię, zwykle widzę na nich osoby w kamizelkach i naszywkach „Turbojugend”. Wygląda na to, że macie w Polsce grono oddanych fanów, a jednak przez blisko 30 lat Turbonegro nie zagrało tu ani razu. Na szczęście to się zmieni za kilka miesięcy. Ciekawi mnie, czy byliście może w Polsce, chociaż jako turyści?
Tak naprawdę, to o ile się nie mylę, koncert na OFF Festivalu będzie pierwszą wizytą w Polsce dla każdego z nas. Zarówno jako muzyka, jak i jako turysty. Dlatego też bardzo się cieszymy na ten koncert i nie możemy się go doczekać. Spędzam w Norwegii sporo czasu i widzę, jak wielu jest tu Polaków, którzy przyjechali za lepszym życiem. Jest ich naprawdę mnóstwo. Poznaliśmy ich całkiem sporo i ku naszemu zaskoczeniu, niemal każda poznana osoba wiedziała, co to jest Turbonegro. Dzięki nim wiemy, że mamy w Polsce fanów.
Żyjemy w czasach fake newsów i napiętej sytuacji politycznej. Niedawno było też wiele oskarżeń o molestowanie seksualne w świecie show-biznesu. Czy dla tak bardzo politycznie niepoprawnego zespołu, jak Turbonegro jest to utrudnienie, czy wyzwanie, które chętnie podejmujecie? Co by nie powiedzieć, zawsze lubiliście wkładać kij w mrowisko, prowokować.
Wydaje mi się, że to nie będzie dla nas większym problemem. Kłopoty, nieporozumienia, wynikające z interpretacji tego, co śpiewamy i jak wyglądamy, pojawiały się raczej w początkach istnienia Turbonegro. Zanim jeszcze ludzie nauczyli się rozumieć, o co nam tak naprawdę chodzi. Że to swoiste połączenie satyry, głupoty oraz inteligencji. Dziś chyba nikt nie ma wątpliwości co do naszego wizerunku i przekazu, a na pewno nikt w Norwegii, Szwecji i generalnie w całej Skandynawii. Ogólnie nie mam nic przeciwko wkładaniu kija w mrowisko i dobrze jest mieć powody dla czegoś takiego (śmiech). Wciąż będziemy to robić na swój sposób. My mamy swoje podejście, a każdy powinien mieć swój rozum i go używać, do tego, aby wypracować własne zdanie. Owszem, wiem, że to bywa trudne, szczególnie w obecnych czasach, w których krąży tyle nieprawdziwych informacji. Z drugiej strony, jest to możliwe i warto do tego dążyć. Wszyscy w Turbonegro tak uważamy. Tak przy okazji, jedna z piosenek na „RockNRoll Machine”, „Fist City”, porusza problem trollowania w sieci.
Twój ojciec był lub jest muzykiem jazzowym i rockowym. Czy skoro muzyka była obecna w twoim życiu od małego, kiedykolwiek rozważałeś robienie w życiu czegoś niezwiązanego z muzyką?
Jak najbardziej. Kiedy byłem nastolatkiem, całkiem poważnie rozważałem karierę sportową. Byłem wtedy wręcz 100-procentowo pewny, że moje zawodowe życie nie będzie miało nic wspólnego z muzyką. Miało to pewnie związek z młodzieńczym buntem. Skoro ojciec gra w cover bandzie Deep Purple, w życiu nie pójdę tą drogą (śmiech). W tamtych czasach bardzo poważnie traktowałem sport, dużo jeździłem na nartach, również biegałem. Jednak w pewnym momencie poznałem chłopaków, z którymi później założyłem zespół i sport przestał mieć dla mnie tak wielkie znaczenie, jak wcześniej. Nie mogłem uwolnić się od rock and rolla, choć próbowałem, próbowałem z całych sił! (śmiech)
Chyba nie masz czego żałować. Jesteś współtwórcą zespołu, który znany jest na całym świecie. Rune, jesteś też A&R Managerem w norweskim oddziale jednej z największych wytwórni płytowych na świecie. Jaka twoim zdaniem jest obecna kondycja przemysłu muzycznego i jak zmieni się on w najbliższej przyszłości?
Na pewno dokonała się duża zmiana, jeśli chodzi o dystrybucję i produkcję muzyki. Dystrybuowanie w coraz większym stopniu odbywa się online, co oczywiście znacząco zmniejsza koszty. Wydaje mi się również, że ku końcowi zbliża się era, w której muzyka jest dostępna za darmo. Będzie coraz więcej działo się wokół sprzedaży muzyki, przewiduję w związku z tym silny rozwój marketingu. Wzrośnie znaczenie playlist. Pojawi się więcej gatekeeperów, czyli tych, którzy będą kontrolować przepływ, rozpowszechnianie muzyki. W pewnym sensie nastąpi powrót do tego modelu, który obowiązywał w latach 80. i 90. Na rynku będzie kilku graczy naprawdę wielkich, którzy będą mieli środki i będą dominować. Dziś mamy streaming. Każdy artysta mainstreamowy niemalże musi być na playlistach w serwisach.
Tak z mojej perspektywy wygląda ogólna sytuacja. W sumie nie jest to aż tak zaskakujące, bo przecież w latach 50., 60., 70. też w mediach dominował mainstream, rządziły niemal wyłącznie popowe piosenki, single z nimi sprzedawały się najlepiej. Oczywiście, były takie utwory, które do dziś się pamięta, ale były też i takie, o których pamięta mało kto. Taki trend jest też dziś i będzie również w przyszłości. Przemysł muzyczny moim zdaniem stanie się bardziej scentralizowany i będzie bardziej kontrolowany. Artystom będzie o wiele trudniej się przebić.
Jeśli chodzi o muzykę rockową, będzie coraz mocniej oddziaływać na mainstream. Już teraz ma naprawdę mocną pozycję, a będzie jeszcze lepiej. Widzę to po Turbonegro. Gramy sporo koncertów na festiwalach, na których są nie tylko zespoły rockowe, lecz również dużego kalibru reprezentanci muzycznego mainstreamu. W lineupie nierzadko jest to topowy twórca popowy lub hiphopowy. Kiedyś było inaczej. Znaczy, byli różni wykonawcy, ale byli ze świata punka, hard core’a, metalu. Dziś publika jest bardziej otwarta i tolerancyjna. Choć oczywiście jest też całkiem sporo specjalistycznych koncertów, festiwali, których program oparty jest przede wszystkim na muzyce rockowej albo metalowej.
Niektórzy twórcy dużego kalibru, chociażby Pink Floyd, Radiohead, narzekali na sposób rozliczania się przez serwisy streamingowe z artystami. Sądzisz, że w przyszłości może to zmienić się w tym kierunku, iż wykonawcy będą dostawać więcej pieniędzy za odtwarzanie ich muzyki, czy raczej to nie nastąpi?
Nie sądzę, aby coś takiego się stało. Wielkie korporacje, które to kontrolują, zadbają o to, aby do tego nie doszło. Raczej pozostanie tak, że koszt pojedynczego odtworzenia będzie niewielki i dopiero wielka ilość odtworzeń daje większe pieniądze. A tym największym twórcom popowym, mainstreamowym chyba całkiem spore, bo od pewnego czasu nie słychać, aby utyskiwały na niskie dochody ze streamingu.
Piastując funkcję A&R Managera Universal Music Norway, musisz też wyszukiwać muzycznych talentów dla swojego pracodawcy. Czy mając na uwadze to, ilu w Skandynawii jest świetnych twórców popowych, rockowych, klubowych, jest to dla ciebie trudne zadanie? Jest na przykład taka klęska urodzaju, iż nie wiesz, na kogo się zdecydować?
(śmiech) Wiesz, ogólnie w każdej dziedzinie dość ciężko jest przewidzieć przyszłość. Aczkolwiek mam nadzieję, że moje 30-letnie doświadczenie muzyczne pomaga mi wykonywać moją pracę dobrze. Szczerze mówiąc, ostatnimi czasy natykam się na naprawdę świetne nagrania młodych twórców elektronicznych. W minionych latach elektroniczni muzycy ze Skandynawii osiągali wielkie międzynarodowe sukcesy. Wystarczy wspomnieć Aviciego i Swedish House Mafia. Wprawdzie tacy wykonawcy są odlegli od tego, co sam tworzę i słucham, jednakże trudno mi nie dostrzec, że tworzą wartościową muzykę. Także w tych gatunkach, u tych wykonawców powtarzają się doświadczenia, które znam z zespołów rockowych. Czyli na przykład umiejętność współpracy zespołowej, umiejętność komunikowania się poprzez muzykę z publicznością na koncercie. W Turbonegro też odgrywa to ogromną rolę. Zajęło nam trochę czasu wypracowanie tego, aby porwać publikę na wielotysięcznym festiwalu oraz podczas koncertu w małym klubie.
Skoro już wspomniałeś o doświadczeniu koncertowym, chciałem zapytać, co myślisz o coraz częstszych koncertach, na których wykorzystuje się hologramy zmarłych muzyków? Niedawno ogłoszono nawet, że Frank Zappa pojawi się jako hologram.
Uważam, że to wciąż jest niczym więcej, jak atrakcją na małą skalę. I szczerze mówiąc, nie sądzę, aby miało się to rozwinąć w ogólnoświatowy trend. Technologia jest wprawdzie na tyle rozwinięta, że można takiego artystę ładnie pokazać na koncercie, jednak niewiele się to dla mnie różni od oglądania koncertu w telewizji albo setu didżejskiego, kiedy ważniejsze jest, aby wokół ciebie byli twoi dobrzy znajomi i aby wszyscy dobrze się bawili, a niekoniecznie to, co dzieje się na scenie. Za pomocą hologramu jednak nie da się oddać dynamiki występu, interakcji z publicznością. Jest to zupełnie inny koncept rozrywki.
Lubię czytać biografie artystów. Niestety, wciąż nie ma biografii Turbonegro w języku, który bym znał. Do tej pory ukazała się po norwesku, a potem pojawiło się tłumaczenie fińskie. Jest szansa na wersję angielską? A może nawet polską? Skoro tylu Polaków, będących waszymi fanami mieszka w Norwegii, może któryś pokusiłby się o tłumaczenie?
(śmiech) Nie mam dla ciebie dobrych wiadomości, bo niestety nie mamy w najbliższych planach wydania biografii po angielsku. Poza tym oryginał pochodzi sprzed ponad 10 lat, a od tamtej pory dość dużo się wydarzyło w Turbonegro i trzeba by było dopisać kilkanaście lub więcej stron (śmiech).
Będę więc cierpliwie czekał. Bardzo ci dziękuję za rozmowę i czekam na koncert Turbonegro w Polsce.
Najwyższy czas, nie możemy się go doczekać.
Rozmawiał: Lesław Dutkowski
Podczas tegorocznej edycji OFF Festivalu oprócz Turbonegro wystąpią również m.in.: Grizzly Bear, Clap Your Hands Say Yeah z płytą „Some Loud Thunder”, Marlon Williams, John Maus, Big Freedia, Egyptian Lover, Aldous Harding, Oxbow, Bishop Nehru, King Ayisoba i Jacques Greene. OFF Festival Katowice 2018 odbędzie się w dniach 3-5 sierpnia.