foto: Paweł Zanio / Solovsky
„I nie zmienia się nic”, jak to nawijał Rychu Peja lata temu. Sytuacja jak co roku – część z Was musi kupić prezenty na ostatnią chwilę. Na chodzenie po sklepach nie ma czasu. Panuje świąteczny szał, można stracić sporo czasu, więc nie pozostaje nic innego, jak zakupy online.
Cenicie sobie czarny nośnik? W takim razie koniecznie zainteresujcie się pięcioma polskimi płytami, które doczekały się w tym roku wydania na wosku. Zapewniam, że wcale nie trzeba chodzić do pewnej popularnej sieciówki, żeby kupić coś fajnego, uniwersalnego, a nawet ponadczasowego. Wystarczy szybko złożyć zamówienie i… modlić się o to, żeby kurier zdążył na czas. To jak? Macie już przygotowane karty kredytowe?
Bez kolejności. Sama dobra muzyka, więc czego chcieć więcej?
1. Bitamina „Kawalerka”
Najbardziej uniwersalna płyta z tego zestawienia, więc raczej nie będzie sytuacji, że obdarowany będzie grymasił z racji otrzymania takiego prezentu. Singlowy „Dom” był wszędzie, więc można odnieść wrażenie, że został już trochę zarżnięty przez media społecznościowe i instagramowych płaczków. Żaden problem, bo przecież „Kawalerka” oferuje jeszcze więcej, a zdecydowanie najbardziej wyróżniają się „Bakacje”, „Pornosy” i „Nie Wiem Jak”. Tanio nie jest, ale to w końcu „180 gramów czystej przyjemności”.
2. Alkopoligamia x U Know Me „Lemonade”
„Lemonade” może okazać się dobrym podarunkiem dla każdego, kto ceni dokonania nawet tylko jednego z tych labeli. Alkopoligamia i U Know Me mają w Polsce spory fanbase, więc jest szansa, że z prezentem traficie idealnie. SONAR, Rosalie., Envee i remiks „Jak Nikt” Mesa to tylko część fajnych rzeczy, które się tutaj znalazły. Na pewno znajdą się też tacy, którzy będą gadać, że jest za drogo, jak na epkę, ale czy to ważne, skoro oprawą graficzną zajął się Sainer? Każda jego praca to dzieło sztuki i nie inaczej jest tym razem, dlatego warto wydać te niecałe 8 dyszek. Takie to ładne!
3. EABS „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”
Szukasz w muzyce romantyzmu? To dobrze. Tak, jak Jagodziński lata temu grał na swój sposób Chopina, tak Marek Pędziwiatr z ekipą po swojemu zagrali Komedę. A nawet więcej, bo „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” jawi się jako największa tegoroczna polska perła wydawnicza, której nie wypada nie mieć. Wiedzą o tym nie tylko w naszym kraju, bo pięknie wydany album zdobi półkę Gillesa Petersona, który gra ich w swojej audycji. To znaczy, że coś jest na rzeczy i w tym przypadku wysoka cena kompletnie nie gra żadnej roli. Tutaj przemawia nie tylko piękna muzyka, ale również samo wydanie. Kopalnia wiedzy i treść pozwalająca spojrzeć na polską kulturę w zupełnie inny sposób.
PS. Jak nie macie tyle kasy, to zainteresujcie się inną pozycją, w której maczali palce Pędziwiatr ze Spiskiem Jednego. Równie wspaniałe „Experience” Night Marks jest tak samo uniwersalne jak „Kawalerka” Bitaminy.
4. Jerzy Milian / Orkiestra Rozrywkowa PRiTV w Katowicach „Pretekst”
Wydawać się może, że „Pretekst” będzie idealnym prezentem tylko dla podstarzałych facetów z wąsem. Błąd. Ten album to dużo funku, bossa nocy i eksperymentów, których w Polsce nie robiło się w latach 70. na „masową skalę”. Archiwalne kompozycje i opracowania utworów innych artystów, m.in. „Sprzedaj Mnie Wiatrowi” i „Medytacji Wiejskiego Listonosza” imponują na każdej płaszczyźnie. Dzięki temu ten remaster z oryginalnych taśm z archiwum Radia Katowice może okazać się czymś bezcennym, zwłaszcza dla diggerów i producentów hip-hopowych, bo to znakomita kopalnia sampli. Aha, sprawdzi się na imprezie sylwestrowej!
5. Tamten „Diamentowa Sutra”
Tamten zakończył rok w polskiej muzyce tanecznej. Dosłownie i w przenośni. Niespodziewane, prawda? „Diamentowa Sutra” jest kolejnym dowodem na to, że Transatlantyk, berlińska oficyna dowodzona przez Maćka Zambona, nie ma żadnych wtop wydawniczych. Najświeższe wydawnictwo to deep house’owe wariacje w postaci „Znaku Czasu (The Sign of the Times)” i ambientowo-balearyczne pejzarze, jak „Przebudzenie (Awakening)” czy „Wyrocznia (The Oracle)”. Fantastyczne.
Dawid Bartkowski