Perfect Son: „Polskim artystom brakuje determinacji” (wywiad)

Rozmawiamy z Tobiaszem Bilińskim, który jako pierwszy Polak nagrał album dla wytwórni Sub Pop.


2019.02.18

opublikował:

Perfect Son: „Polskim artystom brakuje determinacji” (wywiad)

fot. Pola Sobun

Tobiasz Biliński aka Perfect Son zadebiutował w miniony piątek w barwach Sub Pop znakomitą płytą „Cast”. Artysta opowiedział nam o powodach, dla których zdecydował się porzucić pseudonim Coldair oraz o tym, czego brakuje polskim artystom próbującym przebić się za granicą.

Istnieje teoria mówiąca, że polski artysta musi się czymś wyróżniać, bo inaczej nie ma czego szukać na Zachodzie. Czym w takim razie ty się wyróżniasz?

Perfect Son: Właściwie sam chciałbym to wiedzieć. Może zadziałało moje podejście, które z tego co wiem, faktycznie może różnić się od większości artystów z Polski. U nas pokutuje takie przekonanie, że jeśli wysyłasz demo, a wytwórnia się nie odzywa, to znaczy, że nic z tego, że po prostu nie chcą cię wydać. Brakuje determinacji i takiego systematycznego przypominania o sobie. Ja sam właśnie w ten sposób robiłem. Regularnie odzywałem się do Sub Pop, podsyłałem najnowsze rzeczy, starałem się spotykać z nimi.

Ale nie jest też tak, że byłeś dla Jonathana Ponemana anonimową osobą.

Tak, to prawda. Znamy się chyba od 2011 roku, kilkukrotnie widywaliśmy się na South by Southwest w Austin. Jonathan obserwował to, co robię od pewnego czasu, więc kiedy powstał Perfect Son, zainteresował się tym na tyle, że postanowił wydać to u siebie.

W twoim przypadku wyjazd na South By Southwest przyniósł znakomity efekt, ale mieliśmy już w Polsce artystów, którzy również występowali na tej imprezie, po czym wracali z niczym.

Te sytuacje dotyczą po części determinacji, o której mówiłem wcześniej. Zanim podpisałem kontrakt z Sub Pop, wystąpiłem na South By Southwest z pięć razy. Na pewno zdecydowanie odradzam jechanie tam bez jakiegokolwiek planu. Przez ten festiwal przewija się pierdyliard wykonawców i nie ma szans, żeby każdy został zauważony, nawet jeżeli jest świetny. Za każdym razem kiedy – jeszcze jako Coldair – leciałem na showcase na drugi koniec świata, starałem się zaprosić na swój występ jak najwięcej osób. Właśnie po to, żeby uniknąć sytuacji, że grasz na imprezie, która ma przecież służyć pokazaniu się, ale żadnej z osób potencjalnie zainteresowanych pracą z tobą akurat nie ma w klubie.

„Po ośmiu latach Coldair po prostu trochę mi się znudził”

Jako Coldair zdołałeś przebić się do świadomości w Polsce i na świecie. Nie żal ci lat pracy? Przecież znów zaczynasz od nowa.

Nie do końca. Jasne – znowu jestem debiutantem. Ale debiutuję w barwach świetnej wytwórni, więc mam lepszy start niż jako Coldair. Poza tym nawet jeśli zaczynam z pustą kartą, to mam wiedzę i doświadczenie, których nie miałem wtedy.

Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się powołać do życia nowy projekt?

Trochę z potrzeby, a trochę przez przypadek. Po prostu kiedy posłuchałem nowych utworów, doszedłem do wniosku, że bez sensu wydawać je jako Coldair, bo zbyt wyraźnie odbiegają od tego, co robiłem pod tamtym pseudonimem.

Chcesz powiedzieć, że siadałeś do pisania z zamiarem przygotowania materiału na krążek Coldair, a skończyłeś z płytą Perfect Son?

(śmiech) Tak, choć to tylko część prawdy. Po ośmiu latach Coldair po prostu trochę mi się znudził, potrzebowałem odmiany od tego, co nagrywałem pod tym pseudonimem. Nie miałem jeszcze gotowej pełnej koncepcji nowego projektu, ale po prostu czułem, że muszę to odświeżyć, coś zmienić.

Czy to znaczy, że definitywnie żegnasz się z poprzednim projektem?

Właściwie to nie powiedziałem tego jeszcze oficjalnie. Nie było żadnych oświadczeń czy tym podobnych rzeczy. Ale wydaje mi się, że już do tego nie wrócę. Coldair nie był przecież moim pierwszym projektem, w przeszłości robiłem też inne rzeczy. Nigdy jednak nie „ciągnąłem” dwóch projektów jednocześnie, więc wydaje mi się, że początek Perfect Son jest równoznaczny z końcem poprzedniego wcielenia.

Zanim pojawiła się możliwość wydania płyty w Sub Pop, szukałeś wydawcy w Polsce?

Nie, ale też szczerze mówiąc nigdy nie szukałem w Polsce. Tylko jeden raz współpracowałem z Anteną Krzyku. To niszowa wytwórnia, ale takie często są dla artystów lepsze. Będąc poza głównym nurtem, można się przejechać na współpracy z dużymi wytwórniami. Nie chcę generalizować, ale tam często operuje się schematami, nie ma indywidualnego podejścia do artysty.

Sub Pop też jest przecież potężną firmą, częścią amerykańskiego oddziału Warnera.

To prawda. Ale dzięki Jonathanowi i jemu podobnym ma w sobie dużo z alternatywnego, wręcz podziemnego labelu. Pamiętaj, że ta wytwórnia wyrosła ze sceny punkowej i hardcore’owej. Do dziś kieruje się tymi ideałami, przede wszystkim DIY (do it yourself – przyp. red.). Ludzie, którzy tam pracują, są przede wszystkim pasjonatami, autentycznymi fanami muzyki. Robią na niej biznes, ale niejako przy okazji. Oni wciąż jarają się tym, co robią, podpisują kontrakty z tymi, którzy przekonają ich twórczością, nie kierują się modą i chłodną kalkulacją.

„Nie mam ambicji, żeby przenosić ten materiał na scenę w skali 1:1”

Poruszasz się między Polską i Stanami. Widzisz różnice między tymi rynkami. Co, poza samym rozmiarem rynku, najmocniej rzuca ci się w oczy?

W porównaniu ze Stanami w Polsce na pewno znacznie łatwiej się przebić. Tam nie wystarczy być dobrym. To, że amerykański rynek jest znacznie większy od naszego, bynajmniej nie jest ułatwieniem, ponieważ tam jest gigantyczna konkurencja. To nie jest nawet tak, że trzeba mieć pomysł na siebie i umieć go sprzedać. Przede wszystkim trzeba umieć się jeszcze obronić na żywo, bo na to kładzie się potężny nacisk.

No właśnie – koncerty. Perfect Son to solowy projekt, ale na scenie towarzyszy ci trójka muzyków. Materiał z płyty „Cast” jest wielowymiarowy. Trudno przenieść to na granie w kwartecie.

Na pewno te piosenki na płycie brzmią nieco inaczej, niż będą brzmieć na koncertach. Na żywo zagramy je w bardziej surowych wersjach. Nie mam ambicji, żeby przenosić ten materiał na scenę w skali 1:1. Przeciwnie – myślę, że te różnice wyjdą mu na dobrze, że będzie dzięki temu bardziej organiczny i trwalszy.

Wiosną koncertujesz w Polsce, kiedy przyjdzie pora na świat?

Mam nadzieję, że po wakacjach. Podpisałem niedawno umowę z agencją Pitch & Smith, która pracuje nad zabookowaniem europejskiej trasy. Póki co w marcu mam koncert premierowy w Warszawie, w kwietniu trasę po Polsce, a latem jestem na OFFie. W 2020 mam nadzieję pojechać z koncertami do Stanów.

Rozmawiał: Maciek Kancerek

 

 

Polecane