Po „Comfort and Happiness” przychodzi „Annoyance and Disappointment”. Dawid z jednej strony nawiązuje do tytułu debiutu, z drugiej – na zasadzie kontrastu – pokazuje ciemniejszą stronę świata. Zadziwiające, jak bardzo przekłada się to na zawartość drugiego albumu. „Annoyance and Disappointment” w naturalny sposób rozwija wątki zapoczątkowane na „Comfort and Happiness”. Prawdziwą zapowiedzią drugiego krążka wcale nie był singiel „W dobrą stronę”, ale zamykająca reedycję debiutu piosenka „Powiedz mi, że nie chcesz”. Nowa płyta rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu, w którym kończyła się poprzednia. Znajdziemy więc na niej to, czym wokalista zachwycił na debiucie, ale w nowej, rozwiniętej wersji. Jeśli na pierwszym krążku najbardziej lubiliście „No”, pokochacie „Block”, jeśli „Trójkąty i kwadraty”, tutaj znajdziecie „Pastempomat”. Nie oznacza to bynajmniej, że każdy utwór z debiutu ma swój podrasowany odpowiednik na nowej płycie. Nowości jest sporo i to zarówno w warstwie wokalnej, jak i instrumentalnej.
„Annoyance and Disappointment” – rozdrażnienie i rozczarowanie. Dawid dojrzewa, przez co postrzega dziś świat inaczej niż choćby przed dwoma laty. I to przenika do jego śpiewu, wpływa na tematykę tekstów oraz ekspresję. Emocje kipią z niego niczym z nieodżałowanego Kurta Cobaina. Kiedy jest wściekły, krzyk rozdziera mu gardło, gdy smutny – płacze z nim cały świat („Where Did Your Love Go?”). Do tego potrafi układać znakomite linie wokalne, stara się nie kończyć w ten sam sposób poszczególnych wersów, w jednym miejscu przeciąga sylaby, w innym przyspiesza, by nadrobić. Najpełniej demonstruje warsztat w wyluzowanej „Beli” i znanym już soulowo-tanecznym „W dobrą stronę”.
„Annoyance and Disappointment” w żadnym razie nie jest albumem
wokalisty, któremu przygrywają muzycy sesyjni, ale przykładem
tradycyjnej pracy zespołowej. W czadowym „Byrd” Dawid wręcz usuwa się w
cień, pozwalając muzykom się wyszaleć, w długim, trwającym ponad sześć
minut „Son of Analog” prowadzi z nimi dialog zderzający
psychodeliczno-popowy dialog.
Przed kilkoma miesiącami mówił nam , że chciałby mieć na płycie teksty Marii Peszek. „Jest dla mnie ucieleśnieniem autentyczności” – argumentował. Teksty ma własne i jeden napisany wspólnie z Karoliną Kozak, która angażowała się także w słowa piosenek wyśpiewywanych przez Dawida na „Comfort and Happiness”. O autentyczność bać się nie musi, ponieważ kiedy słucha się jego słodko-gorzkich opowieści i zestawia je z tym, co Dawid mówi w wywiadach, jak się zachowuje, w jaki sposób komunikuje się z fanami, widać, że właśnie taki jest. W mainstreamowym blichtrze jest jest ostoją naturalności i właśnie autentyczności.
„Annoyance and Disappointment” w żadnym razie nie jest zwykłą płytą „tego chłopaka z X-Factora”. O programie dziś prawie nikt już nie pamięta, on – może nawet trochę wbrew sobie – długo będzie na ustach wszystkich. O sodówkę się nie boję. Nie uderzyła po diamentowym debiucie, nie uderzy i teraz. W Dawidzie wciąż jest pokora, która w połączeniu z jego błyskotliwością, inteligencją i talentem, czyni go artystą ze wszech miar wyjątkowym. W jednym z tegorocznych wywiadów Ten Typ Mes powiedział: „Trzeba sprawiać, żeby rzeczy dobre szły jak najszerzej, a żeby rzeczy gówniane ściągać tam, gdzie jest ich miejsce – na dno”. „Annoyance and Disappointment” jest najlepszą z możliwych. Oby więc poszła najszerzej, jak tylko się da.