foto: mat. pras.
Ghost zmienia się na naszych oczach. Tobias Forge zrzucił papieskie szaty, przeobrażając się w Cardinala Copię, wymienił cały zastęp towarzyszących mu muzyków (choć to akurat niełatwo zauważyć, ponieważ wszyscy występują w maskach), a przy tym zrobił kolejny krok ku podbojowi największych hal, a z czasem stadionów.
Ciągnąca się za Ghost opinia genialnego produktu z muzycznymi przebłyskami straciła na aktualności już trzy lata temu. „Meliora” pokazała, że Papa Emeritus III i Bezimienni Ghoule o kilka klas przebijają choćby Lordi, którzy całą karierę oparli wyłącznie na horrorowo-komiksowym image’u. To właśnie wówczas zespół wykonał także wyraźny zwrot w kierunku mainstreamowego rocka, podparty później singlem „Square Hammer” promującym epkę „Popestar”. O ile jednak „Meliora” nie ustrzegła się kilku drażniących wypełniaczy, „Prequelle” jest przyswajalna w całości. I jeszcze bardziej przebojowa.
Na „Prequelle” Zakład Przetwórstwa Muzycznego Ghost z powodzeniem kseruje patenty, na które od dobrych 30 lat patrzy się z politowaniem. Robi to jednak na tyle wdzięcznie, że trudno oprzeć się urokowi tego odgrzewanego kotleta. Gitary w „Rats” brzmią jak żywcem wyjęte z płyt Mercyful Fate, „Witch Image” ma w sobie coś z wczesnego Dio, patetyczna „Miasma” z młodszej siostry „Prisoners in Paradise” Europe za sprawą progrockowych klawiszy skręca w pewnym momencie w stronę twórczości Marillion, a „Dance Macabre” to rockowo-metalowa ABBA. Choć to porównanie wydaje się w przypadku Ghost nieco wyświechtane, wciąż trudno o bardziej trafne.
W odniesieniu do poprzedniczki zespół odczuwalnie złagodził brzmienie, skłaniając się tym razem ku ejtisowym gwiazdom hard rocka. Z jednej strony brakuje ciężaru basu z „From the Pinnacle to the Pit” czy metalowego brzmienia „Cirice”, z drugiej jednak należy docenić „Prequelle” za spójność. Ghost niemal całkowicie zrezygnowali tym razem z elementów muzyki sakralnej, nie zawahali się za to przed dodaniem szczypty folku („Helvetesfonster”).
Tobias Forge musiał zmierzyć się ze sporym kryzysem wizerunkowym. Po głośnym rozstaniu z Bezimiennymi Ghoulami z czołowego śmieszka metalowej sceny zamienił się w autorytarnego wyzyskiwacza żerującego na talencie pozostałych członków zespołu. Muzyk bronił się, tłumacząc, że Ghost od początku było jego solowym projektem, a nie zespołem z krwi i kości. Po wymianie składu wróżono mu rychły koniec, tymczasem nagrał najlepszą płytę w karierze, zamykając usta sceptykom.
Maciek Kancerek
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. Ashes
2. Rats
3. Faith
4. See the Light
5. Miasma
6. Dance Macabre
7. Pro Memoria
8. Witch Image
9. Helvetesfonster
10. Life Eternal