Dotychczas, głównie kojarzona z tym właśnie gatunkiem muzycznym białostocka wokalistka (lub – jak kto woli – lady MC) na „Plenty” ukazuje nam zupełnie inne oblicze swojej działalności. Nu-jazz, funk, neo soul, soulful hip-hop – to, a nawet więcej można usłyszeć na jej debiucie.
Co więc pozostało ze starej Mariki z okresu Bass Medium Trinity? Przede wszystkim zdolność odnajdywania się w ciepłych, pozytywnych klimatach i umiejętność wlania własnych uczuć w serca słuchaczy. Coraz rzadziej zdarzają się na scenie osoby, których szczerość wychodzi nieco ponad obrażanie wszystkich wokół i które niewymuszoną naturalnością potrafią zaskarbić sobie naszą sympatię. Marika należy do tego grona i to się jak najbardziej ceni. W dalszej kolejności należy zwrócić uwagę na elementy reggae, które ostatecznie nie zniknęły na dobre z wydawnictwa, a jedynie zepchnięto je na drugi plan. Trochę szkoda, bo otwierające krążek „Moje Serce” oraz wyśpiewana do spółki z Junior Stressem i Ras Lutą „Pochwała Naiwności” dowodzą, że Marika porusza się na tej płaszczyźnie jak nikt inny. Żeby nie było – we wspomnianych wyżej pozostałych klimatach wypada równie świetnie, a „Masz To” i cała końcówka płyty to prawdziwy raj dla uszu.
Niestety, „Plenty” nie jest albumem idealnym. Razi przede wszystkim pomysł wymieszania kawałków zaśpiewanych po polsku i angielsku. Co prawda Marika radzi sobie w obydwu językach równie lekko i swobodnie, lecz jako całość materiał zgrzyta strasznie. Jest to zabieg w mojej opinii zupełnie niezrozumiały i bezsensowny, który tylko rozbija na drobne ogół wydawnictwa i czyni go niespójnym. Drobny minus leci również w kierunku „Cieciowej”, który dowodzi, że szorstki i zimny minimalizm nie jest domeną Mariki.
Premiera „Plenty” zbiegła się z szumnie zapowiadanym debiutem Lilu, który miał dowieść, kto na oficjalnej scenie dzierży tak naprawdę palmę pierwszeństwa w kategorii „najlepszej Lady MC”. Wszystko wyszło w praniu. „La” to zawód. A Marika? „Nie wiem, skąd masz, ale masz to”!