grafika: mat. pras.
Na swojej nowej płycie – najbardziej tanecznej i czerpiącej całymi garściami z syntetycznej elektroniki rodem z lat 80. – firmowy projekt braci Waglewskich serwuje nam zestaw słodko-gorzkich opowieści. Przesłanie tych znakomicie napisanych, ludzkich historii koi i budzi nadzieję. Bo – według Fisza – w tych dzikich czasach pełnych (mowy) nienawiści jedynym ratunkiem jest spokój, miłość i rodzina.
Słuchając nowego albumu FET zrobiłem sobie sentymentalną podróż w czasie. Nie tylko dlatego, że swoim brzmieniem – skąpanym w „ejtisowych” klimatach (o nich szerzej za chwilę) – „Radar” automatycznie budzi muzyczne skojarzenia z wykonawcami i stylistyką wspomnianej dekady. Wgryzając się w teksty premierowych utworów grupy szybko „przewinąłem na podglądzie” muzyczną karierę Pana Fisza – we wszystkich jego artystycznych wcieleniach. I uświadomiłem sobie, że Bartek nie tylko nie nagrał nigdy słabej czy nieistotnej płyty, ale wręcz każda produkcja, w której bierze udział jest dojrzalsza. Nie ma też chyba w naszym kraju drugiego wykonawcy, którego kolejne wydawnictwo byłoby w tak konkretny sposób „osadzone” w czasie.
Słucham więc sobie od kilku dni „Radaru” i odkrywam kolejne muzyczne inspiracje Emade – przede wszystkim syntetycznym popem i disco, ale również krautrockiem. A to wszystko zdominowane przez brzmienie „starych” syntezatorów. Podobną vintage’ową formułę wykorzystali Pablopavo i Ludziki na „Marginal” – w ich przypadku był to jednak disco-funkowy dancing. Natomiast obok nowego albumu FET spokojnie można postawić „Post Dreams” – wydany właśnie, elektropopowy krążek Rebeki, który równie mocno czerpie z fascynacji muzyką rozrywkową z lat 80. Nie da się ukryć, że moda na tamte „cudowne lata” ma coraz większy wpływ na muzykę popularną. A bardzo taneczny „Radar” jest tego wzorcowym – i bardzo udanym! – przykładem.
Autorską interpretacją retro-dźwięków warszawski sekstet zabiera nas w piękną, sentymentalną podróż. To „muzyka drogi”, której tematem przewodnik jest – parafrazując tytuł dzieła Gabriela Garcíi Márqueza – miłość w trudnych czasach, w podzielonym społecznie i politycznie kraju. „W urzędach, szkołach, w kościele – wszyscy są dla nas teraz tacy mili” – melorecytuje z ironią Bartosz Waglewski w surowo brzmiących „Morskich lwach”. Z kolei w snującej się nieśpiesznie „Polityce” radzi: „Nie bądź naiwnym, przecież wiesz, tu wszystko polityką jest, nie ma dziś niepolityki”. Zatroskany, chyba najbardziej osobisty wymiar tych obaw mają singlowe „Dwa ognie”, w których słuchamy: „Zapomnij o tych, co skrzywdzili cię / kiedy robiło się ciemno, jakby nie było lata / nie mam tak grubych skór, by to nie trafiło w czuły punkt / wiem coś o tym, uwierz, wiem coś o tym / zdradzili cię bliscy, a tak obcy jakby stali za mgłą”.
Wers później, w tym samym, chyba najlepszym – obok „Meduz” – utworze Fisz pociesza: „To trochę jak zabawa w dwa ognie / taka, że aż piłka cię dotknie / a ty zejdziesz z boiska zbita jak pies / kiedy zacznie się ściemniać / a moja ręka jak skrzydło zasłoni cię / będzie chronić przed ciemną wodą, mętną wodą”. Takich wzruszających momentów czułości sporo na „Radarze”. Bartek, 40-letni dziś facet – prywatnie szczęśliwy, ustatkowany mąż i ojciec – nie boi się szczerości. I nie wstydzi się publicznie wyznawać miłości. Tak jak w pulsującym klawiszowym, elektropoowym bitem „Jestem w niebie”: „Chodzę po łąkach, chodzę jak król, w oczach mam błysk, w oczach mam bunt / niebo mnie wsysa tak, że mnie już nie widać / niebo mnie wsysa, kocham cię razy miliard / dostałem się do ciebie, jestem w niebie”. Przyznacie – krzepiące to słowa.
Tekstowo „Radar” zachwyca. Muzycznie również. W tych dźwiękach jest Giorgio Moroder, ale też Talk Talk, Erasure, Level 42, Yello, Kraftwerk czy muzyka filmowa – na przykład z „Frantica”. Chcecie soulowych aluzji do „Shafta”? Proszę bardzo posłuchajcie „Odwilży”. Trochę afro-beatu? To na nim osadzony jest finałowy „Basen”, ale słychać go też w refrenach „Morskich lwów”. Szukając jednak stylistycznych smaczków i nawiązań do twórczości rodem z lat 80. warto również posłuchać tego krążka pod kątem wokalnym. Niegdyś rymujący z czujem, ale zawsze jakby „pod prąd”, dziś Fisz nie tylko śpiewa, ale również melodeklamuje i bawi się głosem. W naszym domu dziś pełno ludzi / w naszym domu gra Fela Kuti / Nie potrafię się zatrzymać / nie potrafi mi się znudzić” frazuje w tytułowym utworze, a ja słyszę artystę, który dojrzał, a przez to niesamowicie otworzył się wokalnie.
Oto świetna płyta. Bo „radar” to album nie tyle rozwijający pomysły z „Mamuta” czy „Dronów”, ale idący krok dalej. Świeży, nieoczywisty i pokazujący ogromną wiedzę muzyczną Emade. Ale też doskonały smak – jego oraz całej ekipy FET. Mogę się mylić, ale coś czuję, że te piosenki zostaną z nami na dłużej.
Artur Szklarczyk
Ocena: 4,5/5
Tracklista:
1. Wolne dni
2. Jestem w niebie
3. Radar
4. Sweter
5. Morskie lwy
6. Dwa ognie
7. Polityka
8. Melatonina
9. Odwilż
10. Meduzy
11. Basen