foto: mat. pras.
Jeszcze mniej gitar, za to z spora porcja elektroniki i wręcz tanecznych rytmów, ale ta sama łatwość w pisaniu przebojowych, wpadających w ucho melodii – w taki oto udany sposób przypomina nam się uwielbiana nad Wisłą grupa Editors, której szósty album „Violence” podniesie apetyty fanów Anglików przed ich koncertami w naszym kraju.
Zaczynali jako reinkarnacja Joy Divison w mocno gitarowej wersji, by kolejnymi postpunkowymi albumami wskoczyć do pierwszej ligi festiwalowych pewniaków. Potem, niemal dokładnie po dekadzie grania, przeżyli swój muzyczny czyściec w postaci zmian w składzie i ascetycznego, czwartego krążka „The Weight of Your Love”. Na szczęście odbili się od dna dance-punkowym albumem „In Dream”, którym w udany sposób zredefiniowali swój styl. Na nowej, już szóstej w ich dorobku i znakomitej płycie „Violence” idą tym samym tropem. I ani przez chwilę nie udają, jak świetnie się czują się w tej zaraźliwie przebojowej konwencji. Więc jeśli akceptujecie Editors właśnie w takim wydaniu, to będziecie – tak jak ja – wręcz zachwyceni.
A czym? Na pewno niesamowitą „piosenkowością” tych nowych utworów. Na tym krążku są bowiem 3-4 takie melodie, za jakimi te wszystkie „emeryckie” indie-kapele w rodzaju Franz Ferdinand, Bloc Party, The Killers czy Interpol dałyby się pokroić. Mowa tu przede wszystkim o genialnym, tytułowym kawałku, którym Tom Smith i jego kumple rozbijają bank na alternatywny (?) przebój tego sezonu. Ależ tego się słucha! I na pewno również dlatego, że elektroniczny podkład idealnie zgrał się tu z gitarami. No i ten głos Toma – znów jakby nieco zmieniony, niższy, dojrzalszy. Oczywiście – wciąż swoją barwą i manierą lider Wydawców nawiązuje do stylu swojego idola – nieodżałowanego Iana Curtisa z Joy Division (zwłaszcza w „No Sound But The Wind” i „Counting Spooks”). Ale nie są to już tak nachalne skojarzenia, jak na początku kariery…
No właśnie – czy pomyślelibyście kiedyś, dajmy na to jakieś 5-6 lat temu, że Editors będą grać pop-punkowe „killery” do radia – takie jak chociażby „Magazine”? Albo brzmieć równie przebojowo, co inteligentnie, jak np. LCD Soundsystem? Właśnie takie skojarzenia mam w chwili, kiedy słucham tanecznego hitu „Nothingness”. Czy to jest jeszcze rock? Ortodoksi będą pewnie kręcić nosami, ale jakie ma znaczenie forma, kiedy treść się zgadza. Jest tak samo zaangażowana jak zawsze. Czego dowodem niepokojący, jakby filmowy i mocno „zgrzytający” pop-industrialnymi dźwiękami „Hallelujah (So Low)”.
– Tekst tego utworu powstał po podróży, którą odbyliśmy w ramach współpracy z Oxfamem (międzynarodowa organizacja humanitarna, zajmującą się walką z głodem na świecie i pomocą w krajach rozwijających się – przyp. A.Sz.). Odwiedziliśmy obozy dla uchodźców w północnej Grecji. Zobaczyliśmy ludzi żyjących w kurzu, którzy są w stanie przeżyć tylko dzięki pomocy innych. Była to niezwykle poruszająca podróż. Jej efektem jest utwór, który muzycznie oparty jest na związku akustycznej gitary i perkusji. Potem Justin dorzucił swoje gitarowe riffy i mieliśmy zwycięzcę. A teledysk próbuje uchwycić tę intensywność utworu – mówi Tom Smith.
Aktywni i świadomi społecznie czy politycznie, swoją muzyczną (r)ewolucję Anglicy z Editors robią nie tylko z sercem (co słuchać w tych nowych, natchnionych piosenkach), ale również w perfekcyjny realizatorsko sposób. Dzięki czemu ta krótka, ale intensywna płyta brzmi mocno i wyraźnie. Co przecież nie zawsze się udaje – zwłaszcza, kiedy elektronikę trzeba „ożenić” z gitarowym rockiem. Na „Violence” natomiast wszystko zagrało. A przede wszystkim produkcja Leo Abrahamsa (Wild Beasts, Florence & The Machine, Frightened Rabbit) i samego zespołu z wsparciem Benjamina Johna Powera (Blanck Mass, Fuck Buttons). To dzięki nim energia zawarta w tych 9 premierowych kompozycjach wręcz rozsadza głośniki. Choć przecież nie brak tu również „emo-ballad” lub ich elementów („No Sound But The Wind”, „Belong”)…
Nie wiem, czy stylistyczni ortodoksi, tęskniący za Editors z czasów ich debiutu „The Back Room” będą zadowoleni z „Violence”, ale ja daję chłopakom dużego lajka!
PS. 4 kwietnia Editors wystąpią w warszawskiej Progresji, a 5 kwietnia zagrają w Club Studio w Krakowie. Bilety na obydwa koncerty zostały wyprzedane.
Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. Cold
2. Hallelujah (So Low)
3. Violence
4. Darkness At The Door
5. Nothingness
6. Magazine
7. No Sound But The Wind
8. Counting Spooks
9. Belong