W Wielkiej Brytanii Natasha Khan zyskała wręcz status gwiazdy. I wcale nie na kredyt, jak bywa z jednosezonowymi meteorami. Jej talent wokalny i niezwykła łatwość komponowania dostały szansę wydostania się z kokonu niezależności bez potrzeby chodzenia na jakiekolwiek ustępstwa artystyczne. Bezkompromisowo jest i teraz. I, na przekór rozsądkowi, im mroczniej i dziwniej, tym bardziej przebojową jest „Two Suns”.
Początek płyty „odstrasza” rzewną partią wokalną a capella z lekkim pogłosem. Ale też zmusza do sprawdzenia, co się będzie działo dalej. Ewoluuje w przepełniony basowym groovem i gęstymi bębnami, całkiem zgrabny utwór, „Glass”. Tak, można zaryzykować stwierdzenie, przebojowy! Podobnie, jak najpopularniejsza piosenka z debiutu, „What’s a Girl To Do”, tak cały nowy album Bat For Lashes rozwija się nieśpiesznie, acz konsekwentnie. W „Sleep Alone” pojawiają się kolejne instrumenty, zamiast kieliszka z winem i piły, są już gitara i syntezator. W singlowym „Daniel” mamy wciąż wrażenie oszczędnego dozowania dźwięków, ale tempo utworu, odrobinę wolniejsze od przeciętnego bicia serca, jak na Bat For Lashes, jest szybkie. Do tego melodia godna najwiekszych przebojów… Björk, z czasów jej flirtu z popem, bas pulsujący jak u upalonego Flea i aura tajemniczości, tworzona przez klawiszowe tło i „maszynę strunową”, gwarantują, że nie da się tego singla pomylić z niczym innym. I tu dochodzimy do największej zalety twórczości Natashy Khan, i jej przekleństwa równocześnie. Musi być cudownie mieć swój wyrazisty styl już na drugim albumie. Dobrze, że zachowując ten niepodważalny charakter udaje się dodawać doń nowe elementy, jak gospelowe wokalizy w „Peace of Mind”. Ale, nie oszukujmy się, konsekwencja w pielęgnowaniu oryginalności Bat For Lashes, przy niesprzyjających okolicznościach, może… uśpić! Nawet szybsze utwory, jak „Pearl’s Dream” nie zmienią faktu, że „Two Suns” należy słuchać w pełnym skupieniu, ale będąc wypoczętym, wyspanym i gotowym na spotkanie ze sztuką. Na rozrywkę się nie nastawiajcie.