fot. Dariusz Zdański
W sieci pojawił się nowy singiel Sarsy. Fani zdążyli już poznać piosenkę „Jak w filmie”, ale tym razem kawałek wraca w zupełnie nowym, bardziej urbanowym klimacie – zremiksowany przez Moo Latte i z gościnnym udziałem Zeusa.
„Jak w filmie” to najnowszy singiel Sarsy, który w lipcu ukazał się od razu w czterech wersjach, ale już wtedy artystka zapowiadała, że to nie koniec niespodzianek. Tym razem dostajemy kawałek w zupełnie nowym, bardziej urbanowym klimacie – zremiksowany przez Moo Latte i z gościnnym udziałem Zeusa. W tym czasie wersja oryginalna rozgrywa się na dobrze w największych stacjach radiowych, a fani w social mediach ukochali sobie wersję „łazienkową”. Sarsa ewidentnie nie chce dać się zaszufladkować i udowadnia, że prawdziwy, dobry i uniwersalny temat można podać na wiele sposobów, bo życie nie faworyzuje.
SPRAWDŹ TAKŻE: Skolim zaatakowany na koncercie. Artysta został uderzony w twarz, kiedy był na scenie
– To jest moje kolejne wcielenie – opowiada Sarsa o singlu „Jak w filmie” – ale wynikające z ewolucji, a nie zamierzonej metamorfozy. Zmiany, dość burzliwe, które w ostatnich latach można było u mnie zaobserwować, to już stała w moim życiu. Z tego trudnego doświadczenia próbuję dać coś dobrego moim odbiorcom. Chcę przynieść im coś nowego. Znowu chce mi się melodii.
Przekaz utworu jest ściśle związany z przeżyciami artystki
– Zdarzenia z mojego życia w ostatnich miesiącach zdawały się przypominać kolejne kadry z filmu – opowiada Sarsa. – Z ciekawością byłam i jestem obserwatorem zdarzeń, a jednocześnie gram główną rolę. W tekście utworu wspominam też stare, dziecięce czasy. Lubię wracać do momentu, gdy byłam naiwną i beztroską małą Martusią. Dzięki temu mogę poczuć tę dziecięcą frajdę, naiwność. Ten stan pomaga mi wracać do dobrostanu i zadowolenia z życia. Jedno jest pewne, że scenariusz wciąż się pisze i sama jestem ciekawa, czy będzie happy end.
Nieustanna zmiana i zaskakiwanie odbiorców zdają się być domeną Sarsy. Eksperymentuje z muzyką, bawiąc się nią i poszukując muzycznych doznań. Sarsa to artystka, która udowodniła, że nie da się jej jednoznacznie zaszufladkować. Skutecznie wymyka się takim próbom, wydając kolejne albumy. Obserwujemy jej ewolucję od mocnego popowego debiutu z albumami „Zapomnij mi” i „Zakryj”, przez pełne refleksji „Runostany” i „jestem marta”, po melorecytowany „Prolog 5 minut”. Teraz na fali nowej energii i tęsknoty za melodią, oddaje swoim słuchaczom pop na najwyższym poziomie, ale ilością wersji na start od razu zapowiada, że droga do album to będzie raczej przygoda w górach, niż spokojny spacerek po parku.