Dlaczego na najnowszą płytę Neuronii, zatytułowaną „Under The Same Sky”, słuchacze musieli czekać aż pięć lat?
Lukass (perkusja): No niestety, chwilę to trwało (śmiech). Oczywiście przez te pięć lat nie próżnowaliśmy. Chcieliśmy naprawdę dopracować numery, żeby wszystko się zgadzało i brzmiało jak powinno. W międzyczasie wydaliśmy EP-kę i nagraliśmy 5-utworowe demo z nowymi numerami, żeby móc ocenić potencjał nowych kawałków. To pociągnęło za sobą kolejne zmiany… i tak nam zeszło te pięć lat. Ale mamy nadzieję, że efekt wynagrodzi długie oczekiwanie.
Tektur (wokal): Nie przesadzę, jeżeli powiem, że jest to nasz najlepszy materiał. Opłacało się długo nad nim pracować i myślę, że słuchacze też to docenią.
Wasz najnowszy krążek zapowiadany jest jako kontynuacja wydanej w 2012 roku EP-ki „Insanity Relapse”. Czy zatem na płycie znajdą się jakieś utwory z tamtego mini-CD? Jeśli tak, to czy zostały jakoś przearanżowane? Co najbardziej charakteryzowało wydany w 2012 roku materiał i w jaki sposób zostało to rozwinięte na nowej płycie?
L: Masz rację – można spokojnie powiedzieć że „Under the Same Sky” jest kontynuacją kierunku, który obraliśmy na „Insanity Relapse”. Natomiast na nowym krążku nie znajdziecie numerów z EP-ki. Jest to całkowicie nowy materiał – 11 nowych utworów w stylu Neuronii, czyli wszystkiego po trochu. Ten misz-masz stylistyczny najbardziej charakteryzował „Insanity Relapse” i tak też jest w przypadku „Under the Same Sky”. Znajdziecie tu szybkie, thrashowe numery („Good Clean Fun”, „Last Shot”), melodyjne, w średnich tempach („The Descent”, „Under the Same Sky”), czy kawałki które śmiało można nazwać power-balladami („An Elegy” czy „Dialogues of a Love Lost”). Jesteśmy pewni, że jeśli komuś podobała się poprzednia EP-ka, to na pewno „Under the Same sky” trafi w jego gusta.
T: Sądzę, że wspólnym mianownikiem na pewno jest melodia. Ale na tym albumie jest dużo więcej złości, dużo wkurwionych patentów i tekstów. Można powiedzieć, że tytułowe szaleństwo z tamtej EP-ki rozwinęło się już w pełnowartościowego pierdolca (śmiech).
Czy zatem istnieją jakieś punkty wspólne pomiędzy „Under The Same Sky” a Waszymi poprzednimi pełnymi płytami: „Winter Of My Heart” z 2008 oraz „Follow the White Mouse” z 2010?
L: Na pewno są. Chociażby to, że spora część materiału oparta została na riffach Miśka, który na starszych płytach robić praktycznie całość muzyki. Na pewno więcej punktów wspólnych jest z „Follow…” niż z „Winter…”, chociażby z powodu szybszych i cięższych numerów i wokalu Tektura.
T: Ja widzę bardzo mało paraleli z „Winter…” – to był zupełnie inny skład, inny zespół, inna muzyka, dużo chaosu i przede wszystkim tona mroku. Nasza obecna muzyka jest wkurwiona, zła, ale nie „uuu mroczna”, jeżeli wiesz, o co mi chodzi (śmiech). Jeżeli chodzi o „Follow…”, to wspólnym punktem na pewno są melodie. Natomiast nasza „nówka” na pewno różni się od poprzednich tym, że struktury numerów są dużo bardziej przemyślane i harmonijne dzięki długiej pracy nad aranżami.
Czy zamierzacie tym materiałem zainteresować jaką wytwórnię?
T: Uważam, że nasza muzyka ma potencjał komercyjny (bo nie oszukujmy się, ale większości wydawców właśnie o to chodzi, i słusznie), ale widocznie wytwórnie wiedzą lepiej.
L: Planujemy dać płytę w dystrybucję, współpracujemy także z wrocławską firmą DwaEM Media w zakresie wydania wersji cyfrowej. Na początku roku możecie się także spodziewać klipu promującego płytę, powstałego właśnie dzięki współpracy z DwaEM
Pierwszym singlem promującym nadchodzącą płytę jest „Get Ready for War”. Dlaczego zdecydowaliście się właśnie na ten utwór?
L: Ten numer pokazuje różnorodną stronę muzyki Neuronii. Kawałek fajnie się rozwija od niemal transowej melodii do ciężkiego wstępu i szybszej, motorycznej części. Do tego ciekawe wokale i melodyjne gitary dopełniają całości. No i uważamy że jest to po prostu dobry numer (śmiech). Klucz jest jeden – ma to być dobry kawałek, który wpada w ucho. Planujemy jeszcze kolejny singiel promujący płytę tuż tuż przed wydaniem oraz wspomniany klip na początku roku.
T: Ja od siebie dorzucę, że numer ma dosyć ciekawy tekst, traktujący o „sunday blues”. Osoby w wieku produkcyjnym pewnie czają, o czym mówię, można sobie to też wygooglać (śmiech).
Planujecie trasę koncertową promującą nowy krążek? Jeśli tak, możecie zdradzić Jej szczegóły?
L: Obecnie jesteśmy w trakcie ustalania terminów koncertów – koniecznie musimy zagrać parę sztuk, żeby materiał nie przeszedł niezauważony. Promocja już powoli rusza, ale przede wszystkim chcemy promować płytę graniem na żywo.
T: Trochę się zasiedzieliśmy w piwnicy i nie zaszkodzi rozprostować kości na scenie.
Neuronia oficjalnie istnieje od 2003 roku . Czy nowa płyta to nowy rozdział, czy kontynuacja obranej 12 lat temu drogi?
L: W pewnym sensie jest to kontynuacja drogi obranej na początku. Muzyka Neuronii, niezależnie na jakim etapie rozwoju, była dość ciężka do zakwalifikowania i zaszufladkowania. Oczywiście porównując „Under the Same Sky” np. z „Winter of My Heart” słychać ogromną różnicę w brzmieniu i w wykonaniu, ale to prawie 12 lat różnicy i chyba źle by to o nas świadczyło, gdyby wszystko zostało po staremu (śmiech). Prawdę mówiąc, to ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
T: Ja myślę, że Misiek, który zakładał zespół, na pewno powiedziałby, że to kontynuacja tego początku z zimy 2003 roku, ale kontynuacja przez ewolucję.
Od zawsze podkreślacie swoje indywidualne spojrzenie na granie rocka i metalu oraz to, że nie ulegacie trendom. Jak moglibyście zdefiniować ten indywidualizm? Na czym polega unikalny charakter Neuronii?
L: To przede wszystkim wynika z tego, iż nie narzucamy sobie, w jakiej stylistyce mają być numery. Jeśli riffy i melodie są dobre i ciekawe, to pracujemy nad nimi – każdy dodaje coś od siebie, coś, co wynika z jego własnych inspiracji i stylu i w ten sposób powstaje całość. Tak było w zasadzie od początku – każdy z nas słucha innego rodzaju muzyki, czym innym się inspiruje i to powoduje że słychać ten indywidualizm w naszej muzyce. Poza tym, taka różnorodność powoduje, iż na najnowszym albumie każdy znajdzie coś dla siebie.
Jak wygląda Wasza aktywność koncertowa? Gdzie w najbliższym czasie będzie można posłuchać was na żywo?
L: Tak jak wspominałem – jesteśmy na etapie ustalania szczegółów i dat, ale na razie nie możemy podać żadnych konkretów. Na pewno będziemy informować, jak już wszystko będzie dograne.
T: Wszystko załatwiamy praktycznie sami z pomocą znajomych, więc nie będzie to raczej trasa po Stanach, ale mamy ochotę na odwiedzenie paru miast w Polsce i być może wychylenie się za którąś z granic.
Czy planujecie szturmować swoją muzyką przyszłoroczne duże festiwalu w Polsce? Nowa płyta będzie chyba dobrym argumentem?
L: Pewnie, dlatego już teraz zabieramy się za rozmowy w kwestii większych festiwali. W zeszłym roku wzięliśmy się za to trochę zbyt późno i line-upy były już praktycznie zamknięte. Tym bardziej, że nie mieliśmy jeszcze nowego materiału i nie mieliśmy czym się pochwalić organizatorom – poprzednia EP-ka była już na rynku ze 2 lata, nie mówiąc o starszych płytach. Ale teraz mamy świeżutki materiał i możemy śmiało uderzać.