foto: mat. pras.
Od kilku dni nad Jayem-Z zbierają się czarne chmury. Raper i biznesmen został oskarżony o napaść seksualną na 13-latkę, której miał dokonać w 2000 r. wspólnie z Diddym. Hov naturalnie wszystkiemu zaprzecza i przekonuje, że domniemana ofiara i jej prawnik szukają jedynie rozgłosu i możliwości zarobienia na nim. Z drugiej strony mamy adwokata rzekomo pokrzywdzonej, który zapewnia, że historia jest prawdziwa i twierdzi, raper zastraszał jego i jego klientkę.
Jak skończy się sprawa, zobaczymy. Póki co obserwujemy standardową sytuację – kiedy pojawia się pozew, natychmiast zaczynają wypływać inne oskarżenia. Tym razem z Jaya-Z uderzyła jego była podopieczna – M.I.A. W 2012 r. artystka związała się z jego firmą Roc Nation, ale po półtora roku opuściła jej szeregi, ponieważ Roc Nation miało blokować w sieci zwiastun filmu dokumentalnego o niej. Teraz M.I.A. zwraca uwagę na inny aspekt współpracy, który jej nie odpowiadał.
– Kiedy spotkałam Jaya-Z i podpisałam kontrakt z Roc Nation, pierwszym, co usłyszałam, było, żebym zrobiła operacje plastyczne. Ich argument, że Maya (Maya to imię M.I.A.) jest niepewna siebie i musi łechtać swoje ego, upada. Wystarczy spojrzeć na kobiety wokół niego. Wszystkie miały operacje. Tylko ja tego nie zrobiłam, co już dowodzi, że to nie kwestia niepewności – mówi M.I.A.
Co na to Jay-Z? Być może wkrótce się dowiemy.