„Szczątki rozmów” – Flexxip

Kilka słów od Emila Blefa i Tego Typa Mesa w artykule, który inicjuje autorski cykl Bartłomieja Strowskiego.

2015.05.28

opublikował:


„Szczątki rozmów” – Flexxip

Rozpoczynamy w CGM.pl cykl tekstów, których autorem będzie Bartłomiej Strowski, dziennikarz związany m.in. z portalem Gazeta.pl. W „Szczątkach rozmów” będziemy prezentowali te fragmenty wywiadów Bartka, które nie trafiły do ostatecznej wersji. – Czasem są to fakty zbyt niszowe na duży portal, a czasem wątki te zwyczajnie nie pasowały do głównej osi tematycznej wywiadu. Słowo „szczątki” w tytule jest użyte przewrotnie, gdyż te pozostałości to nie żaden wrak czy ruina. To są smaczki, które docenią fani danego artysty czy zespołu – tłumaczy autor cyklu.

Na początek – Emil Blef i Ten Typ Mes, czyli legendarny duet Flexxip.

Wywiad z zespołem znajdziecie na Gazeta.pl .

Talent, a ciężka praca.

Emil Blef: Nie uważam, że jedni ludzie są utalentowani, a inni już nie. Po prostu jednych cechuje większa wytrwałość w dążeniu do celu, a innych mniejsza. Dochodzi też kwestia przyswajania wiedzy. Ja nie rapowałem dobrze na początku, ale doszedłem do pewnego poziomu, który był przyzwoity. A gdybym ćwiczył do dziś i pracował nad timingiem, to też bym pewnie teraz nie odstawał. Jednak do tego potrzeba ciągłych ćwiczeń. Mes ma zajebisty słuch. Ja też na początku próbowałem robić bity, skreczować, ale Piotrek zagarniał coraz więcej kategorii przez fakt, że pracował ciężko nad każdym aspektem rapu.



Ten Typ Mes:
Ja jestem zwolennikiem tych teorii, że bardzo dużo jest jednak w genach. U jednych predyspozycje są, a u innych ich nie ma.

Proces powstawania „Mam taką twarz, że ludzie mi ufają… billing”.

Emil Blef: Po Flexxipie koncerty graliśmy ponad dwa lata, a potem szukałem ludzi, którzy zrobiliby ze mną płytę. Większość kontaktów, które wyrobiłem do tej pory na scenie, były bardziej „Flexxipowe”. Musiałem sobie wyrobić nowe ścieżki, znaleźć ludzi, którzy zrobią ze mną materiał. Potem szukałem długi czas wydawcy. Większość z nich była kompletnie spłukana, bo na fali „hiphopolo” zainwestowali nie w tych artystów. Nie miałem płyty w ręku, istniała tylko w mojej głowie. Życie zaś w tym czasie toczyło się swoim torem. Zaczynałem pracę, poznałem swoją żonę. To był fajny czas. Jak już znalazłem wydawcę (Rafik, Studio Haos), który mi zaproponował,  że może dać mi środki i czas w studio, to zapowiedziałem, że wrócę za miesiąc z gotowymi tekstami. Po powrocie do Warszawy zweryfikowałem parę piosenek, które miałem napisane, bo wiele z nich się przedawniło. Wreszcie pojechałem do Rzeszowa na dwa tygodnie,  gdzie przez cały ten czas mieszkałem w studio nagraniowym, w piwnicy i bez okien. Było jednak dobrze urządzone, więc bez dramatu, tyle że nie wiedziałem czy jest dzień, czy noc. To było męczące (śmiech).  Płytę nagrywałem non stop przez dwa tygodnie, a potem przez sześć miesięcy z Warszawy wszystko mailowo aranżowałem i składałem.

„Nie wystarczy wejść do studia” miało zawierać udział pewnego DJ-a.

Emil Blef: DJ Technik nie zdążył się niestety dograć. Miałem pomysł na trzecią „zwrotkę” złożoną z samych cutów.

Ten Typ Mes o solówce Emila Blefa.

Uwielbiam „Billing”, bo to materiał świadomego artysty, człowieka który bez przypału dobrał współpracowników, wybrał brzmienia, nauczył się wielu rzeczy od czasów Flexxipu. Może ten album nie trafił na swój czas, ale Ci co znają, wiedzą, że to jest wielki materiał. Blef nie przekonywał do tego świata poprzez promowanie płyty, ale przekonał siebie. Ludzie mogą włączyć dziś ten album i posłuchać nieprzeterminowanego produktu, bo przemyślenia Blefa to nie jest punchline na podstawie wydarzenia z zeszłego tygodnia, przemielonego na parę memów; tylko to są ważne rozkminy. Jest parę podobieństw między Blefem a Dizkretem, którzy późno przekonują się, ilu mieli fanów. Może tych fanów nie było milion, ale ci ludzie, którzy ich słuchali, będą tworzyć przyszłą elitę, bo to tak uważni i inteligentni odbiorcy. Przez swoje wyrobienie ci odbiorcy spokojnie obcowali sobie z płytą, smakując ją radośnie, nie pisali capslockiem komentarzy, a ci, którzy się frustrowali – jak najbardziej. To fałszowało obraz popularności i szacunku, jakie wzbudzali Blef czy Stare Miasto.

Ulubione momenty na „Fachu”.

Emil Blef: Na pewno zwrotka z „Nie jestem”. Proste, ale mocno napisane. Bukowski mówił o intelektualistach jako ludziach, którzy mówią „proste rzeczy w trudny sposób”, a pisarze „trudne rzeczy w prosty sposób”. Uwielbiam „Milion razy” za sampel, który sączy się w tle. „Uwierz we mnie” z potężnym bitem Bartosza G. i z mega tekstem jest mi bardzo bliskie. Zależało mi wtedy, by te teksty sprawiały ciarki i poruszały u słuchaczy pewne procesy myślowe.

„Acha” powstało bardzo szybko, w jedno popołudnie. Bardzo lubię to nagranie. Cieszyłem się, jak wychodziłem ze studia 33 Obroty i Noon mówił: „Co się stało z Emilem? Zajebiście nawinął.” Pamiętam takie rzeczy po dziś dzień.

Na albumie Flexxipu znalazł się solowy utwór Blefa pt. „Mam wiadomość”. Jest to enigmatyczna historia, w której tajemniczy gość chce ci gorączkowo przekazać pewną informację. W decydującym momencie jednak, zapisując ją na kartce, wylewa kawę i poznajemy tylko ostatnie słowa, które brzmią: „Bóg jest skorumpowany”.



Emil Blef: Kawę wylałem specjalnie, aby zdjąć z siebie obowiązek stwierdzenia, co tam jest napisane. Tylko po to, by dojść do tego strasznego wniosku: Bóg jest skorumpowany.



Ten Typ Mes:
Tu nie chodziło o wielką skrywaną tajemnicę przed światem, ale o dojście do niej.



Emil Blef:
  Mes dobrze powiedział, że ten utwór jest wykładnią, jak budować napięcie. Ludzie zaś za bardzo przywiązywali się do tych końcowych słów.

Gdyby przyszło dziś Wam wysłać „List” do samego siebie z przeszłości, przed czym byście się ostrzegli.

Ten Typ Mes: Mniej featuringów bym nagrywał. Nie wiem, czy ich żałuję, to raczej nie jest uczucie żalu. Każdy występ gościnny to był trening, na tym treningu pomagałem się wybić wielu ludziom przez mój występ w ich utworze. Sam niewiele zyskiwałem, nie biorąc za to pieniędzy, bądź łapiąc jakieś mizerne kwoty raz na 20 zwrotek. Tak, napisałbym do siebie w „Liście”: „częściej odmawiaj”.

Emil Blef: Rzeczy, przed którymi chciałbym się ustrzec, nawet w kawałku nie mogłyby wyjść, więc to chyba tyle w tym temacie.

Stosunek dresiarzy do płyty „Trzeba było zostać dresiarzem”, czyli różnicę między intencjami artysty, a odbiorem.


Ten Typ Mes: Najpierw będzie odpowiedź, a potem anegdota. Choćbym z uporem maniaka przekonywał, że deklaracja „się nie złoszczę, tylko zazdroszczę”, które pada w singlu „Trze’a było”, jest jak najbardziej szczera to wciąż są znaki zapytania. Ten człowiek w klapkach jest beztroski, co sprawia, że ja mu zazdroszczę, bo ja tak nie potrafię. Dopóki nie są agresywni, to są piękni.

A anegdota jest taka, że spotkałem się z niezrozumieniem, poza tym zawartym w Twoim pytaniu, że przechodząc przez ulicę i starając się zatrzymać taksówkarza, zwolniła taryfa, której kierowca zakomunikował: „Po tym kawałku nie zatrzymasz żadnego” i minął mnie.  Kawałek tak naprawdę jest hołdem dla taksówkarzy, jak i mojego bardzo dobrego kolegi, który wykonuje ten zawód. Ów krytyk muzyczny za kółkiem nie był na szczęście z żadnej z firm, którym przez lata objeżdżania miasta na tylnym siedzeniu dałem zarobić.

 

Emil Blef: Beztroska dresiarzy wynika z faktu, że Oni nie dysponują pewnego rodzaju wrażliwością. Bobkowski napisał, że nie ma ludzi głupich i mądrych, różni nas tyko poziom wrażliwości na otaczający nas świat. Jeśli jesteś wrażliwy, masz potrzebę rozwijania się, poszukiwania, czytania, poznawania ludzi. Automatycznie się wzbogacasz. Jeśli tego nie robisz, mówisz jak neandertalczyk i możesz nie wyłapać drugiego dna w utworze. To ciekawe… zaryzykowałeś bardzo Piotrek z tymi utworami. Dla mnie koncept jest czytelny i bliski mi, bo pamiętam, że jak kiedyś spytałem moją siostrę: „A gdybym był takim dresiarzem, niczym się nie przejmował – totalny luz i brak poczucia odpowiedzialności. Nie myślałbym nad tym wszystkim”…

Ten Typ Mes: Wszystko się do tego sprowadza. Wrażliwość jest brzemieniem, choć to też  beznadziejne wynurzenie. Trzeba się cieszyć z faktu, że postrzegamy świat wielowymiarowo. Love your life!

„Szukam tego $”- różnice między wersją z albumu, a tą z teledysku.

Ten Typ Mes: Wers z Kasią Groniec wyleciał dlatego, że zorientowałem się, że przez rym „koniec/Groniec” mogę wywołać zamieszanie, które nie było moją intencją. Miałem więcej takich błędów, do których należy się przyznawać i śmiać z nich. Np. jak pomyliłem Wojciecha Karolaka z Tomaszem Karolakiem. Dramat. Należy obśmiać własną ignorancję. Dodatkowo zmiany wynikały z tego, że wersja utworu do klipu to już musi być esencja czysta, bez żadnych zbędnych elementów. Ludzie będą zapierdalali cały dzień z kamerą, niszcząc sobie kręgosłup, tylko dlatego, że Ty sobie coś zarapowałeś. Upewnij się w takim przypadku, że jest to najlepsza możliwa wersja. Warto dodać, że byliśmy wtedy młodymi ludźmi, którzy w te pół roku dzielące powstanie utworu od teledysku zdążyli się porządnie rozwinąć i chcieli pokazać ten rozwój poprzez wzbogacenie i ulepszenie utworu, do którego miał powstać klip.

Ulubiona płyta/utwór Tego Typa Mesa, według Emila Blefa.

Znam wszystkie płyty Piotrka, ale przede wszystkim myślę o konkretnych utworach. „W deszczu i upale” jest z płyty „Kandydaci na szaleńców”? To jest utwór, który absolutnie kocham, mam nagrane filmiki jak cały samochód z moimi córkami się buja do tego utworu. Jest subtelny, bit to kwintesencja Mesa. „Otwarcie” jest ważne. Uwielbiam też absolutnie „Zanim znajdziemy”. Ogólnie „Kandydaci na Szaleńców” to bardzo mocna płyta w moim mniemaniu, która dotknęła mnie emocjonalnie.

W wywiadzie dla Eska.Tv, Mes odnosił się do kolejnego albumu Flexxipu, w taki o to sposób: Nie można odcinać kuponów na tej zasadzie, że twój styl życia różni się zupełnie od stylu życia twojego ziomka, współrapera, a razem robicie płytę tylko dlatego, że parę osób o to pyta. To musi być płyta, która wynika z wewnętrznej potrzeby jako artysty. Nie jest tak, że nie próbowałem. Może jakieś pospolite ruszenie widzów EskaTV, słuchaczy, którzy chcieliby Flexxip, znaleźć Emila Blefa przez Internet, pomęczyć go i postrzelać do niego prośbami.


Emil Blef: Nie chciałbym pospolitego ruszenia, bo wyszłoby, że próbuję kokietować. Nie chcę, żeby wyszło, że słuchaczom mówię „nie”, a w zaciszu mieszkania do żony „kochanie, zobacz jak oni mnie pragną”. Rozmawiałem niedawno o tym z moją żoną, która działa w sferze artystyczno-projektowej i obecnie robi znaczenie ciekawsze rzeczy ode mnie. Przyznała mi w końcu rację, bo wcześniej tego nie rozumiała. Ile razy muzyka we mnie się odzywa i zaczynam o niej poważnie myśleć, zaczynam zawalać wszystko inne. Potrzebuje mieć mój życiorys poukładany, mam tonę obowiązków. Moje mrzonki o muzyce prowadzą mnie na manowce. Przez trzy dni myślę o materiale elektroniczno-punkowym, by po chwili zauważyć, ile spraw mam do załatwienia. Dlatego proszę: żadnych apeli.

Polecane