Świnia – raper, rocznik ྛ. Fawola –
producent, rocznik ྕ. Nowosądecki duet już w samym podziale obowiązków
nawiązuje do klasycznego zestawu MC/bitmejker, a brzmienie ich
debiutanckiego materiału tylko utwierdza w przekonaniu, że mamy do
czynienia z ludźmi zakochanymi w złotej erze hip-hopu. Poza rozmytym,
wydłużonym hi-hatami, względnie nowoczesnym „Spotkamy się w snach”,
pozostałe pięć nagrań skręca w stronę boom-bapu i trueschoolu. „Mic
Checkin” czy „PółNaPół” to tradycyjne bangery dla twardogłowych. Mocne
bębny, cięte wokalne sample, wykrzykiwane refreny – w tym momencie
gdzieś za Oceanem panowie z M.O.P. I Onyx porozumiewawczo kiwają
głowami. Twarda perkusja wali w łeb także wtedy, gdy zmienia się tło,
spada temperatura, a do głosu dochodzą takie instrumenty jak harfa,
gitara czy elektryczne skrzypce. A jednak, muzyka Fawoli nadal brzmi dla
mnie zbyt randomowo i pewnie będzie musiało jeszcze trochę czasu minąć,
nim ten producent zacznie sklejać dźwięki na swój własny sposób. Póki
co znajduje się w tej samej sytuacji, w jakiej kilka lat temu byli The
Returners (może już nie TO,
ale TO – jak najbardziej).
A
skoro o The Returners mowa, rap Świni może umilić czas wszystkim tym,
którzy czekają na nowe rzeczy od Małpy. Nowosądecki MC ma podobną
wrażliwość co reprezentant Torunia w czasach „Kilku numerów o czymś”, tę
balansującą między czułością a frustracją. Potrafi i zjebać scenę
(trafne: „raperzy mają odciski na dłoniach nie od życia / od klepania
ziomów w tyłki, zacierania rąk na klipach”), i nawinąć o nieprzespanych
nocach; trafia się nawet storytelling o niezrozumianych, anonimowych
bohaterach. Wersy też składa na ogół ekspresyjnie, na granicy krzyku.
Całe szczęście, nie słyszę w tym histerii, a jeśli już, to lekkie
przerysowanie (kilka rasy ten podniesiony głos można sobie odpuścić). W
tej manierze i skłonności do wyrazistego akcentowania słyszę też Laika.
Gdyby czegoś nie było na rzeczy, wersy: „i jak widzę, że masz
chillout, sorry, że się wkurwiam / dla mnie każda godzina to sprawdzian z
lepszego jutra” pewnie nie skojarzyłyby mi się tak łatwo z „jak widzę, że masz
luz, to zazdroszczę psychologów”. Wymieniam te punkty odniesienia nie
dlatego, że komuś brakuje tu pomysłu na siebie, lecz dlatego, że Fawola
dopiero kilka miesięcy temu pokazał się szerszej publiczności,
produkując całe „Chi” Eldo, a dla Świni „Demo EP” to pierwszy
poważniejszy materiał. Tak, przed nimi jeszcze dużo pracy, ale warto
śledzić poczynania tego duetu.
Flaszki i Szlugi – „Chyba na pewno”
Podlaski duet promowany był swojego czasu przez MaxFlo, ale gdy słucham ich najnowszego albumu – „Chyba na pewno” – prędzej widziałbym ich w Wielkim Joł. Nieprzypadkowo gościnnie wystąpili tutaj panowie ze Smagalaz, nieprzypadkowo za bity odpowiedzialny jest Brat Jordah, autor dużej części muzyki do wydanego zimą „Ostatniego Sarmaty”. Słychać, że producentowi nie są obce trendy zza Oceanu i że ma warsztat, by przelać je na dźwięki, a Król Świata kipi od pomysłów, sprytnie łącząc socjologiczne zacięcie z parodystycznym ciągotami. Mówiąc internetowym językiem TDF`a, jest więc beka i dzieje się dużo jak na 34 minuty materiału. Może nawet za dużo? Modulacje głosu, zniżanie i podwyższanie go, wszystkie te zabawy wtyczkami z głosem robotów – wszystko to urozmaica nawijkę, przełamuje ją (coś, co Królowi służyłoby, ponieważ nie jest to typ MC, który momentalnie przyciąga do głośnika swoim głosem), ale na dłuższą metę męczy. Chociażby z tego względu konceptualne nagrania w rodzaju „Jebany” czy „Idą roboty” nie nadają się na więcej niż jeden-dwa odsłuchy.
MC jest porządny, ale nic więcej. Większość roboty na „Chyba na pewno” robi Brat Jordah. Jego zasięg horyzontów jest naprawdę imponujący. W osadzonym na pięknym basie, wzbogaconym o rwane trąbki „Vincencie Vedze” słyszę zapomnianego dziś Richa Harrisona i wiem, że producent odrobił lekcję z amerykańskiego r&b sprzed dekady, że przeanalizował „Crazy in Love”, „Get It Right”, „1 Thing”. „Mia Wallace” to przede wszystkim krótkie partie klawiszy i tłuste, żywe, nisko zawieszone bębny, których nie powstydziłby się Questlove. W „Jestem Plkiem” perkusja skręca już w stronę minimalu i całość opiera się praktycznie na niej, poza rzucanym tu i ówdzie samplowanym okrzykiem. Wreszcie „Alergia”, prawdziwy popis aranżacyjny i całkiem epicka, 7-minutowa rzecz. Nawet jeśli mielibyście się ani razu nie uśmiechnąć przy rapie Króla Świata – posłuchajcie koniecznie Flaszek i Szlug chociażby dla bogatej, pełnej wyobraźni i brzmienia produkcji.
Na ich Facebooku właśnie ruszyła sprzedaż fizycznych egzemplarzy krążka.
SŁOWO DO MC`S, PRODUCENTÓW, DJ`ÓW:
Przypominamy, że niedawno uruchomiliśmy skrzynkę mailową:
notatkizpodziemia@gmail.com. Czujesz, że masz talent? Że jesteś młodym,
gniewnym MC, producentem, DJ`em? Że zasługujesz na większy hajp, który,
nie wiedzieć czemu, zgarniają leszcze w rodzaju X, Y czy Z? Napisz do
nas, podeślij swój materiał.
Warunki są dwa:
(1) musi to być przynajmniej EP-ka złożona z pięciu utworów – a więc pojedyncze single czy teledyski odpadają;
(2) materiał ładuj na odpowiednie do tego serwisy z długim
terminem ważności (od 31-dniowego sendspace.pl w górę) – prosimy nie
wysyłać plików w załącznikach!
Przed wysłaniem zastanów się siedem razy, czy Twój materiał jest
wart promocji. Pamiętaj, że możemy zrobić z Ciebie króla podziemia, ale
też króla kundli.