Hip-hopowe Fryderyki w oparach absurdu

Dawid Bartkowski analizuje "hip-hopowego" Fryderyka na przestrzeni lat.

2018.03.07

opublikował:


Hip-hopowe Fryderyki w oparach absurdu

foto: P. Tarasewicz

W każdym kraju świata istnieją skostniałe instytucje, które kompletnie nie rozumieją panujących realiów. Mam na myśli nie tylko naszą wspaniałą Komisję Ligi, która sobie działa przy piłkarskiej Ekstraklasie. Przecież są jeszcze instytucje, które zajmują się muzyką, artystami i producentami. Jedna z takich dostarcza sporo rozrywki – jej nominacje, a potem wybrani zwycięzcy, często należą do tych abstrakcyjnych i pozbawionych sensu. Komu ma to służyć?

Skupię się tylko na rapie, bo ten w tym roku budzi wiele emocji. „Gatunek L” Grubsona, „Headliner” Guovy, „POP.” Miuosha, „MTV: Unplugged: Autentycznie” Ostrego i „Szprycer” Taco Hemingwaya to nominowani do tej prestiżowej tylko z nazwy nagrody w kategorii „Album hip-hop/rap”. Zasłużenie? I tak, i nie, ale jeśli mam brać pod uwagę tylko to pierwsze, to racja będzie w 20 proc.

Mainstreamowy świat rządzi się trochę innymi prawami, więc jestem w stanie zrozumieć wybór Grubsona, bo ten nagrał naprawdę dobry materiał. Może nie taki, który powinien wygrać, ale już samo figurowanie na takiej liście wydaje się być uzasadnione. Co do pozostałych to nie chce mi się rozpisywać, ale zastanawia mnie casus Ostrego. Po co nominować koncertowy album, który jest akustyczną wersją… ubiegłorocznego zwycięzcy w tej samej kategorii? Logiki nie widzę tutaj żadnej.

Zostawiając na razie tegoroczne nominacje… Wcześniej też było wesoło! W latach 2013-2014 w tej kategorii (która kilka razy zmieniała swoją nazwę, a zdarzyło się, że w latach 2011-12 rap i reggae szli ze sobą w parze) nie przyznawano nagród, podobnie jak w 2007 roku, kiedy to gali nie było. Pomyślałem przez chwilę, jak mogłaby wyglądać lista faworytów w tamtych latach? Z toku myślenia, który starał się nadążyć za Fryderykami 2018, wyszło coś takiego:

Gala 2013:

Pono – „Wizjoner”
Jopel & Komar – „To O Tobie”
Liber – „Magia Futbolu”
Kim Nowak – „Wilk”
KaeN – „Od Kołyski Aż Po Grób”

Gala 2014:

O.S.T.R. i Hades – „HAOS”
Vienio – „Profil Pokoleń Vol. 1”
Gonix – „Funky Cios, Sexy Głos”
Indios Bravos – „Jatata”
Waglewski, Fisz, Emade – „Matka, Syn, Bóg”

Na tych dwóch przykładach postanowiłem pokazać pewien schemat, który wydaje się bardzo bezpieczny. Kim Nowak i rap? A dlaczego nie, skoro kilka lat wcześniej statuetkę w tej kategorii zdobyła artystka, która z rapem miała niewiele wspólnego? Jasne, że należy traktować to w formie żartu, chociaż wcale bym się nie zdziwił, jeśli tak właśnie by było.

Jak rap i Fryderyki wyglądały wcześniej? Pierwsze lata trzeba potraktować z mocnym przymrużeniem oka, ponieważ taka kategoria w ogóle nie istniała. W 1995 roku roku „Alboom” Liroya wygrał nawet… dwukrotnie. „Album roku – muzyka taneczna” i „Album roku – muzyka alternatywna” to dwie pieczenie na jednym ogniu. Najciekawszy jest opis tych dwóch kategorii, który do tej pory można znaleźć na stronie Fryderyków. Gatunki brane pod uwagę przy pierwszej kategorii to disco polo, dance, techno, hip-hop, jungle acid, rave, natomiast przy drugiej rap, metal, trash, underground, awangarda, punk.

Trochę lepiej było rok później, mimo że osobna kategoria dla rapu, wciąż nie istniała. W 1996 roku nominacji w muzyce alternatywnej doczekali się „Księga Tajemnicza. Prolog” Kalibra 44 i „Bafangoo! Część 1” kieleckiego Scyzoryka. Trzeba odnotować również fakt, o którym niewiele się mówi – statuetkę za „Album roku – jazz” zgarnął Michał Urbaniak za „Urbanator 2”. Taka ciekawostka, o której warto wiedzieć, tym bardziej, że Urbanator bardzo mocno lubuje się w rapie.

Prawdziwa jazda, już w takiej formie, jaką znamy, zaczęła się w 1997 roku. Tamta impreza nie przyniosła wielu kontrowersji w środowisku za nominacje, a patrząc z perspektywy czasu, nie można było lepiej wybrać. Byli Liroy, Bolec, Yaro, Wzgórze Ya-Pa 3 i 3-X-Klan, wygrał ten pierwszy i wszyscy rozeszli się do domu. Jak pośród nich odnalazłaby się Reni Jusis z „Zakręconą”? Ciężko powiedzieć, ale już w mundialowym roku, bezproblemowo… odstawiła konkurencję. Przy całej sympatii i szacunku do Reni, ale „W 63 Minuty Dookoła Świata” Kalibra 44 i „Lek” Thinkadelic są jednak ciut bardziej hip-hopowymi produkcjami. Ba, są rasowymi rapowymi płytami, jakich niewiele było wtedy na naszym rynku.

W późniejszych latach wygrywały m.in. „3:44”, „Kinematografia”, „Na Legalu?”, „Siła Sióstr”, „Czerwony Album”, „HollyŁódź” i „Piątek 13”, więc nie wyglądało to tak źle. Często same nominacje były bardzo wartościowe, nobilitujące i odpowiednio zbalansowane. Może trochę dziwnie to brzmi, ale warto tutaj się przyjrzeć rocznikowi 2002. O Fryderyka walczyły uliczne „Na Legalu?” i „We Własnej Osobie”, stricte hip-hopowe „Tabasko” i „Muzyka Klasyczna”, a także alternatywne „Zawieszeni w Czasie i przestrzeni”. Chyba nie dało się lepiej wtedy wybrać, przynajmniej tak, żeby dogodzić jak największej liczbie osób. Potwierdza to również tezę, że jak się bardzo chce, to można było zrobić bezprzypałową, a nawet bardzo prestiżową kategorię, w której warto się bić o zwycięstwo.

Rok później „Mezokracja” Mezo stanęła w szranki m.in. z „Hajs, Hajs, Hajs” Tedego, ale nie jest to żadną kontrowersją. Tą mógł być „Dr Spikee” Karramby kilka lat wcześniej lub… zestawienie w jednym szeregu O.S.T.R.-a i Grupy Operacyjnej. Dla wybierających to nie był żaden problem – lista nominowanych w 2008 roku mówi wiele. Równie wesoło było w 2012 roku, kiedy to w karykaturalnej kategorii „Album roku – hip-hop/R&B/reggae” o statuetkę „bili się” Afromental, Ostry i Maleo Reggae Rockers. Kto wygrał? „Zwierzę Bez Nogi” Fisza Emade.

Ciągle można czepiać się nominacji. W ostatnich latach przecież były zdecydowanie lepsze płyty od takich produkcji, jak m.in. „Różewicz – Interpretacje”, „Książę aka. Slumilioner”, „Ułamek Tarcia”, czy „Holizm”. Jednak patrząc na tegoroczne kwiatki, ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że ktoś postanowił strollować całą branżę. Jak bardzo? Niech podpowiedzią będzie mój trolling z galami z lat 2013 i 2014. Metoda chybił trafił.

Wśród tegorocznych hitów jest również kategoria „Utwór roku”. Po dwa numery dostarczyły Ania Dąbrowska i Daria Zawiałow, a powalczyć z nimi spróbuje Kortez. Leżącego się nie kopie, ale szkoda tak ładnej statuetki. Patrząc na to, jak marnowany jest potencjał imprezy, wypada mieć nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł zgłoszenia sióstr Godlewskich. Chociaż, jak już się bawić, to przynajmniej grubo.

Dawid Bartkowski

Polecane