CGM.pl i WiMP: Słuchanie muzyki służbowo (felieton Artura Rawicza + playlista)

Rock co krok vol. 008.

2015.03.23

opublikował:


CGM.pl i WiMP: Słuchanie muzyki służbowo (felieton Artura Rawicza + playlista)

Zastanawialiście się kiedyś, jaka praca byłaby dla was idealna? Heh, kiedyś były takie ogłoszenia – „najlepsza praca na świecie”. To był jakiś marketingowy projekt reklamujący uroki pewnej egzotycznej wyspy. Praca polegała na tym, że trzeba na niej zamieszkać, opalać się, surfować, walić kolorowe drinki pod palmą, trzaskać foty i wrzucać je do sieci. I jeszcze ktoś za to płacił. Całkiem słono. Fajne? Fajne. Ale pewnie nudne.

Jak byłem małym smarkiem, to najlepszą pracę na świecie wyobrażałem sobie tak: słuchanie muzyki non stop. Kto mógł tak pracować? Wyobrażałem sobie, że radiowcy. Taki szczęściarz jeden z drugim siedzą tylko i w kółko słuchają płyt. Jakoś naiwnie zakładałem, że zawsze to są te ulubione płyty, których słuchanie przynosi tylko frajdę. I na tym ta robota się kończy. No i oczywiście na puszczaniu tej muzyki ludziom. Taki element misji.

Dziś wiem, że „służbowe” słuchanie muzyki wygląda inaczej. Przychodzi taka wiosna (lub jesień) i nagle mamy wysyp premier. Wszyscy wydają płyty. Wszyscy. Wszyscy te płyty chcą gdzieś pokazać, podpromować. I nagle wszyscy gotowi są do udzielania wywiadów. No i się zaczyna cyrk. Sytuacja przestaje być taka komfortowa, kiedy nagle dowiadujesz się, że dnia następnego spotykasz się z powiedzmy sześcioma różnymi wykonawcami. Jednych znasz doskonale, innych słabiej. A o jeszcze innych wiesz tylko, że istnieją, ale ich twórczość nigdy cię specjalnie nie kręciła. I każdy z nich właśnie wyskakuje z nowym materiałem, wyskoczył lub wyskoczy za tydzień. I teraz się zaczyna. Na wyścigi musisz zapoznać się z tymi co najmniej sześcioma płytami. Albo i lepiej, bo czasem odświeżyć sobie trzeba poprzednie albumy, przypomnieć, co tam było kilka lat temu, porównać, obczaić, co się zmieniło. W przypadku ulubionych wykonawców, to pikuś właściwie, bo człowiek mimochodem zawsze coś tam pamięta. Gorzej jest z pozostałymi 😉 Wiec siada się na dupie i tłucze kawałek po kawałku. Trochę na wyścigi. Jedną półkulą mózgownicy rejestrujesz dźwięki a w drugiej porządkujesz sobie podstawową wiedze o zespole, wokaliście, artyście. O, tak to mniej więcej wygląda.

Może nie jest to bajkowa sytuacja, ale wciąż uważam tę robotę za fajną 😉 Rzućcie okiem na poniższą playlistę. Są na niej prawie wszyscy artyści, z którymi w ostatnich kilku dniach coś nagrywałem. Lub nagram. I teraz abstrahując od osobistych preferencji przygotujcie się na kilkudziesięciominutową rozmowę z każdym z nich. Tak, żeby było ciekawie i inaczej niż w innych wywiadach, których teraz masowo udzielają… To jest właśnie służbowe słuchanie muzyki. Przynajmniej jeden z aspektów. Nad innym pochylimy się przy kolejnej okazji. I co? Dalej wam się podoba taka robota? Ale tak szczerze?

Polecane