Jak byłem małym smarkiem, to najlepszą pracę na świecie wyobrażałem sobie tak: słuchanie muzyki non stop. Kto mógł tak pracować? Wyobrażałem sobie, że radiowcy. Taki szczęściarz jeden z drugim siedzą tylko i w kółko słuchają płyt. Jakoś naiwnie zakładałem, że zawsze to są te ulubione płyty, których słuchanie przynosi tylko frajdę. I na tym ta robota się kończy. No i oczywiście na puszczaniu tej muzyki ludziom. Taki element misji.
Dziś wiem, że „służbowe” słuchanie muzyki wygląda inaczej. Przychodzi taka wiosna (lub jesień) i nagle mamy wysyp premier. Wszyscy wydają płyty. Wszyscy. Wszyscy te płyty chcą gdzieś pokazać, podpromować. I nagle wszyscy gotowi są do udzielania wywiadów. No i się zaczyna cyrk. Sytuacja przestaje być taka komfortowa, kiedy nagle dowiadujesz się, że dnia następnego spotykasz się z powiedzmy sześcioma różnymi wykonawcami. Jednych znasz doskonale, innych słabiej. A o jeszcze innych wiesz tylko, że istnieją, ale ich twórczość nigdy cię specjalnie nie kręciła. I każdy z nich właśnie wyskakuje z nowym materiałem, wyskoczył lub wyskoczy za tydzień. I teraz się zaczyna. Na wyścigi musisz zapoznać się z tymi co najmniej sześcioma płytami. Albo i lepiej, bo czasem odświeżyć sobie trzeba poprzednie albumy, przypomnieć, co tam było kilka lat temu, porównać, obczaić, co się zmieniło. W przypadku ulubionych wykonawców, to pikuś właściwie, bo człowiek mimochodem zawsze coś tam pamięta. Gorzej jest z pozostałymi 😉 Wiec siada się na dupie i tłucze kawałek po kawałku. Trochę na wyścigi. Jedną półkulą mózgownicy rejestrujesz dźwięki a w drugiej porządkujesz sobie podstawową wiedze o zespole, wokaliście, artyście. O, tak to mniej więcej wygląda.
Może nie jest to bajkowa sytuacja, ale wciąż uważam tę robotę za fajną 😉 Rzućcie okiem na poniższą playlistę. Są na niej prawie wszyscy artyści, z którymi w ostatnich kilku dniach coś nagrywałem. Lub nagram. I teraz abstrahując od osobistych preferencji przygotujcie się na kilkudziesięciominutową rozmowę z każdym z nich. Tak, żeby było ciekawie i inaczej niż w innych wywiadach, których teraz masowo udzielają… To jest właśnie służbowe słuchanie muzyki. Przynajmniej jeden z aspektów. Nad innym pochylimy się przy kolejnej okazji. I co? Dalej wam się podoba taka robota? Ale tak szczerze?