Rawicz: Siedem lat w cgm.pl, czyli witajcie w moim świecie

Rock co krok vol. 0029.

2016.05.10

opublikował:


Rawicz: Siedem lat w cgm.pl, czyli witajcie w moim świecie

Właśnie jakoś teraz mija mi siedem lat w Codziennej Gazecie Muzycznej. Wchodzimy w rok ósmy. Siódemka szczęśliwa, ósemka okrągła, jak tu nie powspominać. Daruję Wam szczegóły, ale pozostanę przy wywiadach, które uparcie nazywam rozmowami. Nie wiem, ile ich było. Dużo. Może ze dwa tysiące. Trudno powiedzieć. Większości nie pamiętam. Nie, nie dlatego, że były jakieś nudne czy miałkie (mam nadzieję, że nie). Tylko dlatego, że moment, w którym włączana jest kamera niespecjalnie mnie interesował, rozmowa z mniejszym lub większym natężeniem toczyła się dalej. A ja niczym nie różnię się od Was, nie jestem w stanie spamiętać ostatnich dwóch tysięcy rozmów. Wy jesteście?

Kiedyś już o tym opowiadałem. Pierwszym moim rozmówcą dla cgm.pl był Matek Piekarczyk. Od kilku miesięcy pracowałem już w redakcji i zadzwonił do mnie Taras i poprosił, bym zrobił wywiad wideo z Piekarczykiem. Osoba, która miała to zrobić, jakoś nie mogła nagle, a artysta umówiony od dawna, specjalnie dzień dłużej w Warszawie został i głupio odwołać. Na moje protesty, że ja nigdy nie prowadziłem wywiadów przed kamerą, Taras oznajmił, że przecież znam jego twórczość, lubię pewnie, a jak wyjdzie słabo, to się powie, że się nie nagrało. W ten sposób mnie kupił i rozwiał wszystkie wątpliwości. Choć i tak się stresowałem. Tamta rozmowa odbyła się w jednym ze stołecznych hoteli i trwała ponad godzinę.

Mniej więcej w tamtym okresie wymyśliłem nazwę, rzucając ją podczas jakiegoś redakcyjnego zjazdu jeszcze w domu u Waltera Chełstowskiego. Przyjęło się. Po jakimś czasie nagrywaliśmy już regularnie raz w tygodniu po kilka sztuk. Pięć, sześć. Rekord to było chyba osiem. Nigdy więcej. Wychodziło rocznie ponad 250. Długie rozmowy cięte były na docinki. No i kilka takich rozmów – lub to co po nich się działo – utkwiło mi w pamięci. Były też takie, z którymi w ogóle kojarzono cały portal i moją osobę. Były takie, które bardziej przypominały kabaret, były poważne, był i takie, co przysporzyły kłopotów. Były takie, które nie zostały wyemitowane na prośbę artysty oraz takie, które mimo wielu próśb i zabiegów nie odbyły się w ogóle. No i były ze trzy takie, które straciliśmy przed emisją, bo padł dysk. Jeden jeszcze był z grupą, która nigdy nie powstała, choć jej skład był wyjątkowo gwiazdorski i wprost ociekał zajebistością i potencjałem…

Dziś nie chce mi się sprawdzać, która z rozmów została zarejestrowana pierwsza, z Eldo czy z Tede, ale to chyba te nagrania przyniosły sporą popularność cyklowi „1 NA 1”. Z Eldo spotkaliśmy się w Parku Skaryszewskim, z braku wolnej ławki siedliśmy gdzieś na trawie i gadaliśmy o literaturze, Warszawie i cholera wie jeszcze o czym. Widzowie do dziś pamiętają, że „jedliśmy koniczynę”. Z Jackiem zaś złapaliśmy dość osobliwy i przyjemny przelot galopem skacząc z tematu na temat. Raczej śmiechowo. Choć kilka ważnych kwestii udało się chyba poruszyć. Przede wszystkim zaś – pokazać człowieka, jakim jest naprawdę. To te kabaretowe odcinki. Były też drobne, zabawne wydarzenia podczas „normalnych” wywiadów. Np. Anna Maria Jopek uczyła mnie, jak poprawnie liczyć i śpiewać „Sto lat”, co w cale proste nie jest. O, albo Patrycja Markowska, która podczas nagrania najpierw chciała się całować, potem bić, a na koniec wyznała miłość mojemu koledze… 😉

Te poważne? Z Dyjakiem. O, to na pewno. Zwłaszcza pierwsze z nim spotkanie. Chyba się nawet zakumplowaliśmy. W każdym razie do dziś obaj pamiętamy tę rozmowę. Dzień czy dwa później gościłem w jego garderobie przed koncertem w Och Teatrze. Wręczyłem mu taki drobiazg, który miał go chronić przed tremą. Ma go do dziś. I podobnie istotne było spotkanie przed kamerą z Michałem Urbaniakiem. Wtedy już miałem trochę rozmów na koncie, ale przyznam, że wielkość artysty powodowała, że czułem się praktykant. Potem okazało się, że Mistrzowi się podobało. Dostałem nowojorski prywatny numer, nigdy jednak nie zadzwoniłem. Po co ten numer, dziś już nie pamiętam.

Dużą czkawką odbił się wywiad, który moim zdaniem wyszedł bardzo fajnie, czyli naturalnie i swobodnie, mimo dość sporego zmęczenia (nie procentowego) i stresu u mojego rozmówcy. Gdzieś na Fejsie pojawiły się nawet zdjęcia z tego nagrania i czytelnicy cgm.pl jeszcze długie miesiące domagali się tej rozmowy. Nie poszła, na prośbę artysty. Szkoda. W sumie to później się już przed kamerą nie spotkaliśmy. Ale pewnie nadarzy się jeszcze taka okazja. Nie powiem, o kim mowa. Nie udało się też nigdy spotkać z Edytą Bartosiewicz. Tego bardzo żałuję. Raz czy dwa byliśmy nawet umówieni. Ale nic z tego nie wyszło.

Wśród wywiadów „straconych” znalazł się jeden szczególnie wówczas ważny. Było to coś w rodzaju debaty prowadzonej przeze mnie z Łukaszem Mintą i Walterem Chełstowskim. Łukasz występował z pozycji ówczesnego organizatora Jarocin Festiwal a Walter, jako współtwórca pierwszy Jarocinów, reprezentował obóz krytyków nowożytnej odsłony tej imprezy. Padł dysk. Skutecznie. Straciliśmy jeszcze kilka innych nagranych tego dnia wywiadów. Znów mogę napisać: szkoda.

Jako jedne z trudniejszych rozmów przed kamerą wspominać będę spotkanie z Wojciechem Waglewskim czy Marcinem Zabrockim. Pierwszy jest bardzo wymagający, z gigantycznym dorobkiem i jeszcze większą wiedzą na temat muzyki. W dodatki można o nim śmiało powiedzieć – dziennikarz muzyczny. I rozmowę przed kamerą zaczął od wyznania, że nie cierpi dziennikarzy muzycznych, że to największe zło. Łatwo nie miałem. Z Zabrockim też łatwo nie miałem. Już jako doświadczony wyga i wyjadacz nagrał solową płytę pod własnym nazwiskiem. Płytę tak osobistą, że rozmowa o niej była dla niego zwyczajnie… bolesna. Płytę tak dobrą, że byłem pewny, że będzie miała choć jedną nominację do tegorocznych Fryderyków. Przegrałem z nim zakład i teraz mam włosy o połowę krótsze. Zakład to zakład.

Wśród całej tej masy rozmów były i takie, które poszły najzwyczajniej źle. Na kogoś musiało trafić, trafiło na reprezentanta Radomia. KęKę okazał się mieć wiele klasy i nie miał problemu, z podaniem ręki czy przyjęcia przeprosin choć podkreślał, że nie są one potrzebne. Ja uważałem inaczej. Po tym wszystkim nabrałem do niego bardzo dużo szacunku.

Działy się też rzeczy kompletnie nieprzewidywalne. Nagrywamy rozmowę z Olafem Deriglasoffem. Wcześniej był ktoś inny przed kamerą. Po Olafie umówiony jest Maleńczuk. Właśnie obaj coś wydali. Umawiając wywiady nie zwróciliśmy na to uwagi, ale przecież obaj panowie tworzyli kiedyś razem jeden z najwyższych zespołów na świecie (razem z Arturem Hajdaszem). No i podczas nagrania z Olafem wchodzi Maleńczuk. Panowie zaskoczeni (bo ich drogi to się jednak nieco rozjechały i zdaje się, że nie widzieli się jakiś czas), witają się wylewnie, trochę śmiechu, kamera pracuje bez przerwy, od tego momentu prowadzę wywiad z oboma jednocześnie. Dość zabawna sytuacja z punku widzenia „dziennikarza”.

Kompletnym kosmosem było zaś spotkanie z… jak się później okazało: Arką Szatana. Po prostu kuriozum. Otóż były plany reanimacji pewnego festiwalu, dość eklektycznego w założeniach. I mieli na nim zagrać m.in. tacy wykonawcy jak Behemoth, Czesław Śpiewa i Acid Drinkers. Umówiliśmy się z organizatorem, że podgadamy sobie o tej idei przed kamerą z Nergalem, Czesławem i Titusem. Organizator umówił wszystkich dżentelmenów na tę samą godzinę. I każdy miał później jakieś plany, co do dalszej części dnia. Powstało więc zabawne zamieszanie. – Chłopaki, to kto pierwszy? – rzucił Nergal, – A chodźcie razem, co? – zaproponował Czesław. – Czemu nie – rechocząc odparł Titus. I tak, zupełnie nie gotowy na taką konwencję dokładnie sześć lat temu usiadłem z całą trójką przed kamerą. Zawiązał się wtedy zespół Arka Szatana. Nie nagrali żadnej płyty, niestety. Festiwal zresztą też się nie odbył. Ale nic straconego… Po latach każdy z członków Arki Szatana został jurorem, każdy w innym, telewizyjnym talent show. Śmialiśmy się później, że to właśnie ten wywiad otworzył im drogę do prawdziwej kariery. Tylko mnie się nie powidło i wciąż jeżdżę dziurawym, rozpadającym się autem.

Może kolejne siedem lat coś zmieni. Choć lepiej nie… Tak jest dobrze 🙂

Zapomniałbym. Jeszcze jedno małe ćwiczenie dla Was. Wyobraźcie sobie, że jutro i pojutrze prowadzicie po kilka wywiadów z takimi artystami jak: Eldo, Marek Piekarczyk, Tede, Michał Urbaniak, Marcin Zabrocki, Wojciech Waglewski, Marek Dyjak, KęKę, Anna Maria Jopek i Arka Szatana: Titi, Nergal i Czesław Mozil. Dowiadujecie się o tym właśnie teraz i… skończcie, co macie do zrobienia i przygotujcie się do tych rozmów, bo muszą jakoś wyjść. Poniżej parę pieśni do sprawdzenia. Gotowi? To witajcie w moim świecie.

Polecane