Harry Styles – „Fine Line” (recenzja)

Uroczy łobuz potrafi (w pop)!

2019.12.16

opublikował:


Harry Styles – „Fine Line” (recenzja)

fot. mat. pras.

I jak go nie lubić? Choć tworzy absolutnie komercyjną muzykę, wręcz na granicy kiczu, to robi to z takim wdziękiem, że fankom miękną kolana, a bardziej wymagający słuchacze przyznają, że w jego muzyce jest jednak coś wartościowego. Przekonuje o tym muzyczna zawartość drugiej płyty byłego wokalisty One Direction – płyty, którą Harry Potter popu wydaje się nam mówić: chcę być nowym Justinem Timberlake’em i Robbiem Willisamsem w jednym! Bezczelny? Jak zwykle! Ale przede wszystkim utalentowany i uroczy.

Z Williamsem i Timberlake’em łączy go muzyczna przeszłość – podobnie jak starsi i bardziej doświadczeni koledzy po fachu również Styles śpiewał w boysbandzie, a dokładnie One Direction. I tak samo jak oni potraktował udział w tym wymyślonym od początku do końca, muzycznym projekcie – jako trampolinę do solowego sukcesu. I zrobił to w bardzo przyzwoitym stylu. Jego debiut „Harry Styles” sprzed dwóch lat przyniósł sporą porcję świetnie napisanej, zagranej i zaśpiewanej muzyki, której wizytówką był zjawiskowy singiel „Sign Of The Times” (do tej pory ponad 570 milionów odsłon w serwisie YouTube!). Jednym zdaniem – swój egzamin muzycznej dojrzałości Harry zdał śpiewająco. Dosłownie.

Nie od dziś jednak wiemy, że największym sprawdzianem dla wszystkich artystów jest drugi album. Nie przypadkiem mówi się nawet o „syndromie drugiej płyty”. Nic dziwnego. O ile zarówno zespoły, jak i solowi muzycy na debiutanckim krążku umieszczają swoje najlepsze, przygotowywane latami lub miesiącami utwory, to materiał na kolejne wydawnictwo muszą pisać „w biegu”, na szybko, bo terminy gonią, a fani czekają. Ten scenariusz nie do końca można dopasować do Stylesa, ponieważ jego „jedynka” również powstała dosłownie w rok – w studiach producenckich wybitnych zawodowców. Natomiast trzeba przyznać, że swoim debiutem Harry całkiem wysoko postawił sobie poprzeczkę. I od razu śpieszę z dobrą informacją dla fanów 25-latka – nagrywając nową płytę Styles pokonał tę „wysokość” z dużym zapasem.

Na „Fine Line” Anglik jest przede wszystkim liryczny, ale bywa też scenicznym zwierzęciem – w typie sympatycznego łobuza, któremu wszystko się wybacza. A że głos ma taki, że potrafi zaśpiewać dosłownie wszystko, to z wdziękiem bawi się konwencjami – oczywiście w obrębie nowoczesnego popu. Ale nie ma tu (na szczęście!) ani plastiku, ani tym bardziej elektro. Ta płyta jest zarazem niegrzeczna, ale też – jak na młody wiek wykonawcy – całkiem elegancka i stylowa. To nie przypadek. Od dobrych autorów Harry dostał do zaśpiewania świetny materiał odnoszący się do klasyki białego R&B, przyprawionego szczyptą soulu („Adore You”) i swingu (chyba najlepszy w tym zestawie „Golden”). A dzięki specjalistom od brzmienia wszystko gra tu wręcz… koncertowo. Choć przecież studyjnie.

Są też gitary – zarówno te elektryczne, rockowe („She”), ale przede wszystkim akustyczne („Falling”, „Canyon Moon”). Czasem brzmią one folkowo, jakby po… irlandzku („Cherry”). Co od razu uruchamia skojarzenia z twórczością Eda Sheerana. I z tych porównań słodki Harry wychodzi obronną ręką, bo w natchnione, miłosne ballady potrafi dziś jak mało kto („Watermelon Sugar”). I nie jest śmieszny, ale uroczy. Nie lubię natomiast innego jego oblicza, tego zbyt ambitnego, jakby stworzonego na nieco na wyrost – taki jest Harry w podniosłym, może nawet patetycznym i (za) głośnym utworze tytułowym, który brzmi niczym… Queen dla ubogich. Szkoda.

Nie wiem również, czy cieszyć się czy smucić, że na „Fine Lines” Anglik pogodził się z tym, że nie chce już być następcą Davida Bowiego, swojego wielkiego idola. Takie wrażenie odniosłem słuchając jego debiutu. Dziś raczej staje się on nowym Robbiem Williamsem i Justinem Timberlake’em w jednej osobie. Ale – jak to mówią – każdemu jego… pop-rock. Albo retro-pop. Ale mniejsza o nazwy, bo tę nową muzykę – może nie odkrywczą, ale bardzo szczerą i uczciwą – w wykonaniu byłego wokalisty boysbandu kupuję w całości.

Artur Szklarczyk

Ocena: 3,5/5

Tracklista:
1. Golden
2. Watermelon Sugar
3. Adore You
4. Lights Up
5. Cherry
6. Falling
7. To Be So Lonely
8. She
9. Sunflower, Vol. 6
10. Canyon Moon
11. Treat People With Kindness
12. Fine Line

Polecane