fot. mat. pras.
Zaz, multiplatynowa francuska gwiazda, zaprezentowała teledysk do utworu „Le Jardin des Larmes” („Ogród łez”), będącego efektem zaskakującej kooperacji z Tillem Lindemanem z Rammstein. Piosenka promuje wydaną niedawno, piątą płytę artystki „Isa”.
– Poznałam Tilla cztery lata temu dzięki wspaniałej makijażystce, którą oboje znamy. Gdzieś między różnymi projektami, w które oboje byliśmy zaangażowani, udało nam się ożywić tę niesamowitą opowieść i stworzyć tę niezwykłą piosenkę. Dziękuje Till za pomysł tego cudownego duetu. Jestem niezwykle dumne z tego wyjątkowego, poetyckiego spotkania – wspomina Zaz.
– Dla mnie to piosenka o inkarnacji, o poprzednim życiu. Jest w niej symbolizm i temat zmiany przekonań. Jednocześnie opowiada o tym, jak nie potrafimy przestać czegoś robić, bo jest to od nas silniejsze. Ta piosenka ma wiele znaczeń i jeszcze nie wszystkie odkryłam. Pojawia się też kwestia kobiecości i męskości, a także namiętnej miłości, która jednocześnie jest destrukcyjna. Chcesz odejść, ale nie potrafisz i okopujesz się coraz bardziej. Bardzo lubię ten numer, bo ma w sobie wielki ładunek emocjonalny – wyjaśnia artystka.
Słowa piosenki napisał Till Lindemann, a później zostały one przetłumaczone na francuski. Teledysk powstał latem w Uzbekistanie. Za kamerą stanął niemiecki reżyser Zoran Bihać.
– Till jest niesamowicie charyzmatyczny, jest świetnym aktorem. Praca z nim była była szalona, bo cała jego ekipa była szalona. Nie spałam przez trzy, cztery dni, takie to wszystko było intensywne. Niesamowite doświadczenie – dodaje wokalistka.
Prace nad płytą „Isa” światowej sławy francuska wokalistka rozpoczęła w trakcie lockdownu w 2020 roku. – Potrzebowałam wówczas spokoju, potrzebowałam się niemal wycofać – mówi Zaz, która sprzedała ponad 4 mln płyt na całym świecie, odkąd zachwyciła publiczność w 2010 roku swym pierwszym albumem i hitem „Je veux”.
Po dziesięciu latach wyprzedanych koncertów, nagród i wspaniałych kooperacji (Quincy Jones, Charles Aznavour, Kelly Clarkson), Zaz postanowiła skupić się na sobie.
– Weszłam w nowy cykl. Zaczęłam rozumieć swoje dorosłe ja. Wszystko, czego doświadczyłam przez te lata było bardzo wzbogacające. Wszystko było dla mnie nowe. Udało mi się nawet zorganizować mój festiwal Zazimut w Rosji. Wciąż eksperymentowałam, bo taka jest moja natura. Na pewnym etapie chciałam jednak, żeby Zaz umarła. Zaz jako osoba publiczna, artystka, pseudonim. By w końcu znalazło się miejsce dla Isy. Podczas gdy ostatnia dekada to podróże po świecie, tym razem postawiłam na inną podróż – do wewnątrz siebie. Logicznym było więc zatytułowanie płyty „Isa” (Isa to zdrobnienie prawdziwego imienia gwiazdy – Isabelle) – opowiada.
Zaz (naprawdę Isabelle Geffroy, urodzona w Tours, we Francji) za sprawą charakterystycznego głosu porównywana jest do takich gwiazd jak Edith Piaf czy Ella Fitzgerald. Absolwentka konserwatorium jazzowego, przeprowadziła się z Bordeaux do Paryża jako nastolatka, by tam spełnić swe przeznaczenie.