fot. Instagram / _kaliber44_
– Czuję się pionierem tego gatunku. Jak mówią o mnie ‘legenda’, to czasem kręcę nosem, ale pionierem gatunku ewidentnie się czuję – mówił podczas niedawnej wizyty w radiowej Trójce Joka. Nie będzie słowa przesady w stwierdzeniu, że razem z jego śmiercią skończyła się w pewna epoka. To, co nazywamy dziś polską sceną rapową, jest przecież w dużej mierze jego dziełem.
Urodzony w Katowicach Michał Marten był postacią niemal mityczną. Wspólnie z bratem Abradabem (Marcinem Martenem) i Magikiem (Piotrem Łuszczem) stworzył w latach 90. grupę Kaliber 44. Kiedy zespół debiutował w 1996 r. albumem „Księga tajemnicza. Prolog”, na scenie nie działo się jeszcze prawie nic. Mieliśmy już debiut Wzgórza Ya-Pa-3, był „Alboom” Liroya czy „Prawda, cel, przesłanie” Trials X. Ale mimo gigantycznego sukcesu komercyjnego Liroya, to właśnie zaserwowany na „Księdze” hardcore’owy psycho rap spod znaku K44 był zjawiskiem dziejowym i do dziś wskazywanym jako jeden z fundamentów rodzimego rapu. Jego najbardziej pamiętnym fragmentem jest naturalnie „Plus i minus” Magika, ale solowy kawałek Joki „Moja obawa (Bądź, a klęknę)” również jest perełką, która zasługuje na swoje miejsce w historii. „Gdyby nagrał tylko jeden numer i tak byłby dla mnie wyjątkowym twórcą do momentu, w którym straciłbym życie bądź pamięć” – pisał na swoim facebookowym profilu o tym utworze Marcin Flint.
Na drugim albumie Kaliber 44 zmienił styl. Jak przyznał Abradab podczas wspomnianej już wizyty w Trójce (Dab i Joka byli gośćmi Tomasza Żądy w „Historii pewnej płyty”) zespół „otworzył się wówczas na hip-hop”. „W przypadku 'W 63 minuty dookoła świata’ nie mamy do czynienia z postępem, a po prostu z odnalezieniem własnej artystycznej drogi, co diametralnie odbiło się na warstwie muzycznej i tekstowej tego albumu. Mroczne dołujące brzmienia z debiutu były muzycznym eksperymentem, wykorzystującym elementy hip-hopu. 'W 63 minuty dookoła świata’ to już prawdziwy hip-hop, który tylko czasem ociera się o awangardowe dźwiękowe poszukiwania” – pisał o tym krążku na łamach „Machiny” Bartek Winczewski.
Drugi album Kalibra powstawał przy znacznie mniejszym zaangażowaniu Magika. Raper nie ma na nim nawet solowego kawałka, choć Joka i Dab mieli po dwa. Kolejny, wydany w 2000 r. album „3:44” to z kolei krążek, na którym sam Joka znacznie ograniczył swój wkład. Marcin Cichoński recenzując go na naszych łamach, określił wówczas „3:44” mianem „szczytowego osiągnięcia polskiego rapu”. Zespół otrzymał za ten album Fryderyka, choć ani Joka, ani Dab nie pofatygowali się, by to odebrać. Zamiast nich wyróżnienie przyjęli CNE i WSZ, który koncertowali wówczas razem z Kalibrem jako Baku Baku Skład. Słuchacze nie byli jednak nastawieni równie entuzjastycznie jak media i branża. Kolejna wolta w brzmieniu K44 nie spotkała się z aprobatą, nie pomogły także okoliczności rozstania Magika z Kalibrem.
Niedługo po premierze „3:44” Joka zdecydował się na wyjazd do Stanów, gdzie pracował m.in. jako kierowca ciężarówki, Abradab na dobre rozkręcił natomiast solową karierę. Wielu było wówczas przekonanych, że to definitywny koniec Kalibra.
– Wyjechałem w 2000 roku, a bezpośrednim powodem było to, że moja dziewczyna zaszła w ciążę. Dodatkowo miałem potrzebę odizolowania się od wszystkiego, co działo się tutaj. Traktowałem tę podróż jak swoistą ucieczkę. Sprawiłem sobie chwilowe szczęście tym wyjazdem, jednak wiedziałem, że nie jest to rozwiązanie na zawsze – wspominał w 2016 w przeprowadzonej dla Gazety.pl rozmowie z Bartkiem Strowskim Joka. – Mieszkałem na Staten Island w Nowym Jorku. Byłem tam kilkukrotnie wcześniej, bo przymierzałem się do tego wyjazdu od jakiegoś czasu. Zaczynałem od prostych zajęć: remontowałem, pracowałem u ogrodnika czy w restauracji. Cały czas miałem plan, żeby jeździć ciężarówką, niestety zrobienie w USA prawa jazdy na tego typu pojazd nie jest łatwe. Ostatecznie udało mi się je wyrobić w Maryland. W końcu zdobyłem ciekawą pracę – przy przeprowadzkach – dodał artysta.
Powrót do kraju i na scenę
Kilkuletnia nieobecność Joki w kraju podbiła jego legendarny status, dlatego kiedy wrócił i ponownie zaczął pojawiać się na scenie, wszędzie witano to z ogromnym entuzjazmem. Joka występował wówczas z Dabem i z Gutkiem, co stanowiło swego rodzaju nieformalną reaktywację Kalibra. Było to oczywiście trochę naciągane, ponieważ w repertuarze pojawiały się również kawałki z solowych płyt Daba.
Po powrocie do kraju Joka współtworzył Czarne Złoto z HST i Jajonaszem. Niestety, skład nie nagrał płyty, pojawił się za to gościnnie na „Emisji spalin” Abradaba. W 2012 r. Michał dograł się także na inny album Marcina – „ExtraVertik”. W tym samym roku pojawiła się także jego głośna gościnka u Miuosha w numerze „Reprezent”.
2013 r. przyniósł to, na co fani czekali tak naprawdę od momentu powrotu Joki do Polski – pełnoprawną reaktywację Kalibra 44. Zespół wrócił na scenę koncertem na głównej scenie Open’era. Szybko pojawiły się pytania o szansę na nagranie czwartego albumu, ale droga do niego była daleka.
– Muszę przyznać zupełnie szczerze, że przez wiele lat nie wierzyłem w możliwość nagrania przez nas nowej płyty. Mieszkaliśmy w różnych miejscach, przestaliśmy się rozumieć, inaczej się zachowywaliśmy itd. Jednak w głębi serca przekora kazała mi zachować trochę nadziei – przyznawał w cytowanym już wywiadzie dla Gazety.pl Abradab.
Na „Ułamek tarcia”, ostatnie studyjne dzieło Kalibra 44 musieliśmy czekać do 2016 r. Abradab przyznał w jednym z wywiadów, że przez lata Joka „zdążył zardzewieć” i przywrócenie go do formy zajęło trochę czasu. Czy się udało? „To jednak, że Joka przez wiele lat nie był aktywny muzycznie, bywa i wadą, i zaletą. Wadą, bo jednak zdarza mu się tu i ówdzie sylabizować lub złożyć kilka topornych rymów. Zaletą, bo w tym prostym warsztacie tkwi potencjał godny mistrza ceremonii. Wersy starszego z braci Martenów mają w sobie koncertową surowość i bezpośredniość, przynajmniej jeśli chodzi o ich brzmienie. Z drugiej strony, są momenty, gdy daje znać o sobie raperski kunszt Joki” – pisał na naszych łamach Karol Stefańczyk, recenzując „Ułamek tarcia”.
Pielęgnowanie dziedzictwa
Ostatnie lata Kalibra niektórzy nazwą „odcinaniem kuponów”, ale to raczej pielęgnowanie swojego dziedzictwa. Zespół zaczął świętować poważne rocznice premier swoich płyt, współpracował m.in. z Jimkiem, a w tym roku zrealizował projekt Kaliber 44 Symfonicznie nazwany też Dużym Kalibrem. 14 marca w katowickim MCK-u odbył się wyjątkowy koncert grupy z orkiestrą AUKSO i gośćmi. Wiemy, że były plany kontynuowania tego przedsięwzięcia, wiemy również, że artyści chcieli je rejestrować, dlatego pozostaje trzymać kciuki za wydanie koncertowego albumu.
Od czasu wydania krążka Kalibra Dab zdążył nagrać solowy krążek „048”, płytę „ARKanoid” nagraną wspólnie z Rahimem i Kleszczem oraz album grupy Kashell, którą utworzył wspólnie z członkami Comy. Fani liczyli, że może także Joka nagra wreszcie solowy album. Niestety, dziś wiemy już, że to się wydarzy.
– Chciałbym w życiu jeszcze poznać kogoś takiego jak Joka. Oryginał i autentyk, bez najmniejszego wysiłku, bez żadnej pozy. Dokładnie taki sam na scenie jak naprawdę, jak go poznałem, to nie mogłem uwierzyć, że mówi prywatnie, dokładnie tak jak rapuje. Fantasta, surrealista, słowotwórca, tylko bez grama kalkulacji, pretensji – to słowa, którymi Jokę pożegnał wczoraj Jimek. Cieszmy się, że był z nami i współtworzył historię polskiego rapu, ponieważ bez niego na pewno byłaby ona niepełna.