Nadal jestem w Taipej(…).
Wiele się wydarzyło, dobrego i złego, w minionym tygodniu. Najgorsza wiadomość to odejście Adama Yaucha – MCA.
Nigdy nie zapomnę wrażenia jakie The Beastie Boys zrobili na mnie na Openerze, kiedy w strugach deszczu i morzu błota przez parę godzin nie mogłam przestać szczerzyć zębów w uśmiechu. „Hot Sauce Committee pt.2” jest oficjalnie najlepiej brzmiącą płytą na świecie, w zeszłym roku przypomniała mi o tym wszystkim, co w BB jest genialne – wyciągnęłam płyty, nadrobiłam zaległości.
Ale to chyba nie wszystko – w fali żalu i smutku, jaka wylała się po śmierci Yaucha widać, że dla wielu osób (także takich, których nie podejrzewałbyś o miłość do BB) MCA był jedną z tych charyzmatycznych postaci, które kumulują wokół siebie, przez to co robią i jak to robią, masę niesamowicie pozytywnej energii. Chcielibyśmy wszyscy by takie osoby były na naszym artystycznym i ludzkim horyzoncie „przez całe życie”, długo i szczęśliwie. Dlatego tak trudno jest uwierzyć, że nie usłyszymy i nie zobaczymy go więcej.
Na „Hello Nasty” jest taka mała, piękna piosenka w wykonaniu MCA – „I don`t know”. Usiadłam na kilka godzin z ukulele i komputerem i nagrałam ją w moim pokoju hotelowym. Wybaczcie niedociągnięcia i błędy. Trochę mi lepiej. A to jest dla Was: