fot. mat. pras.
Od blisko dwóch tygodni Ukraińcy dzielnie bronią się przed rosyjskim najeźdźcą. Z kraju każdego dnia emigrują tysiące kobiet i dzieci, w drugą stronę jadą setki mężczyzn, którzy wracają do Ukrainy, by bronić jej przed agresorem.
Reprezentująca polski oddział Def Jamu ukraińska raperka Alyona Alyona nadal przebywa w ojczyźnie. W wywiadzie dla Noizz.pl artystka zdradza, gdzie znajdowała się w momencie wybuchu wojny.
– Koleżanka zadzwoniła do mnie o 5.30 nad ranem i powiedziała: „Alyona, jest wojna”. Na początku wpadłam w panikę, nie wiedziałam co robić, jak się zachować, ale szybko uświadomiłam sobie, że spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność — jestem artystką, nie mam prawa się rozkleić, płakać, panikować.
Pierwsze dni wojny spędziłam w stolicy. W nocy słychać było strzały i wybuchy, spaliśmy w ubraniach z myślą, że w razie konieczności pójdziemy do schronu w metrze niedaleko mieszkania. Potem pojechałam do rodziców. Jestem ich jedynaczką i oni bardzo się o mnie martwili, postanowiłam, że mogę pracować zdalnie – mówi Marcie Ciastoch Alyona.
W obliczu wojny artystka musiała zrewidować nie tylko zawodowe, ale i życiowe plany. Alyona przyznaje, że miała ciężki moment, ale bardzo szybko stanęła na nogi i teraz stara się skupić na pomocy potrzebującym.
– Przede wszystkim jestem kobietą, żywą istotą i bardzo się boję. Miałam ogromne plany na swoje życie, przede mną była trasa koncertowa w wielu krajach i to wszystko się teraz rozwaliło, tak samo, jak rozwaliło się u moich przyjaciół i znajomych. Ale nie czas się nad sobą użalać i żałować tego, co się nie wydarzy. Teraz trzeba myśleć o tym, żeby przeżyć i zrobić wszystko, żeby rosyjskie wojsko wyszło z Ukrainy. Może godzinę spędziłam na tym, żeby sobie popłakać, pożałować siebie, ludzi, którzy giną, zwierząt zamkniętych w zoo i schroniskach. Ale to trwało chwilę, bo trzeba wziąć się w garść i działać. Panika i łzy nikomu nie pomogą. Żal i ból to emocje, które teraz mogą tylko zaszkodzić – komentuje.