Szukamy odpowiedzi na pytania, czy i jak środowisko muzyczne może walczyć z rasizmem

Andrzej Cała i jego rozmówcy odnoszą się do obecnej sytuacji.

2020.06.11

opublikował:


Szukamy odpowiedzi na pytania, czy i jak środowisko muzyczne może walczyć z rasizmem

fot. kadr z wideo

Żyjemy w czasach, gdy zewsząd jesteśmy atakowani wiadomościami na przeróżne tematy, sensacyjnymi doniesieniami, próbującymi kształtować naszą świadomość. To niestety częstokroć sprzyja polaryzacji, radykalizacji postaw.

Środowisko twórców muzyki oraz jej fanów jest zasadniczo odbiciem całego społeczeństwa, ogółu ludzkości, więc nie może (niestety) dziwić, że i tutaj zdarzają się – nie ma co gryźć się w język – rasiści, ludzie nieznający znaczenia słowa “tolerancja” czy terminu “żyj i daj żyć innym”. Jako że jesteśmy dorosłymi ludźmi, nie będziemy nikomu tłumaczyli, jak bardzo jest to złe i głupie, bo wydaje nam się to bardziej oczywiste niż fakt, że ziemia jest okrągła, woda mokra, a sól słona. Jasnym jest więc, że środowisko powinno z tym walczyć, tak jak obowiązkiem każdego człowieka powinna być walka z nierównościami społecznymi. Jak zawsze najistotniejszym i najbardziej tutaj niejednoznacznym jest jedynie wątek – w jaki sposób ma to robić?

Do rozmowy zaprosiłem:

Martę Wróbel, dziennikarkę, która od blisko dwóch dekad publikuje reportaże i wywiady oraz teksty o popkulturze, muzyce, kulinariach i czarnej Ameryce. Jurorka muzycznej sekcji kulturalnej nagrody WARTO, przyznawanej przez „Gazetę Wyborczą Wrocław”.

Piotra Dobrego, dziennikarza, propagatora kultury afroamerykańskiej.

Kamila Migonia, znanego też jako Kamel, rapera, dziennikarza, hiphopowego aktywistę.

Wątkiem, który od zawsze mnie intrygował był m.in. fakt, że nawet w środowisku hiphopowym, tak od strony twórców, jak i słuchaczy, znajdowali się ludzie o rasistowskich poglądach. Trudno o przykład większej “schizofrenii poznawczej”, bo hip-hop nie powstał w Lesznie czy Belgradzie, nie czerpie ze spuścizny Chopina (no poza pojedynczymi wątkami).

Sprawdź też: Tom Morello nie ma kompetencji, by wypowiadać się na polityczne tematy? Muzyk w znakomity sposób „zgasił” fana

Ja mam w ogóle teorię, że duża część tego ulicznego – a może bardziej dresiarskiego – nurtu z przełomu 99/00 to są post-skinheadzi. Więc mnie to jakby w ogóle nie dziwi. Ty na pewno pamiętasz, że za nie wiem głupie “Joł” czy dredy można było obskoczyć wpierdol od (niby) bądź co bądź “kolegów” z tej samej (sub?)kultury – przytomnie zauważa Kamel.

Szansa edukacji tej grupy odbiorców jest znikoma, postawmy sprawę jasno. Żyjemy w czasach, gdy zewsząd jesteśmy atakowani wiadomościami na przeróżne tematy, sensacyjnymi doniesieniami, próbującymi kształtować naszą świadomość. To niestety częstokroć sprzyja polaryzacji, radykalizacji postaw.

Dobry zauważa, że to kwestia zadziwiająca, ale też w żadnym wypadku nie należy jej przypisywać tylko polskim odbiorcom:

Do tej pory mnie zdumiewa liczba nacjonalistów wśród polskich fanów rapu. Osobiście znam ludzi głosujących na partie rasistowskie, nierzadko jawnie deklarujących wrogość wobec uchodźców, mniejszości etnicznych czy seksualnych, wszelkiej inności. W jakiś magiczny sposób w ogóle im się to nie kłóci z rodowodem hip-hopu. A spróbuj im powiedzieć, że wszyscyśmy z Afryki. Przy czym to jest dużo szerszy problem, sporej grupie katolików też jakoś zadziwiająco wygodnie z hejtem. Nie tylko w Polsce.

Wydawać by się mogło, że hip-hop, koncerty rapowe z natury są niejako stworzone do tego, aby temat rasizmu potępiać, ale… bywało z tym różnie. Nie raz i nie dwa zdarzały się przeróżne incydenty, gwizdy czy wydawanie małpich odgłosów. Tłumaczenie, że były to jednostkowe wybryki jak najbardziej przyjmuję, choć z trudem.

Sprawdź też: Lil Wayne: „Biały gliniarz uratował mnie, kiedy miałem 12 lat”

Odpowiedzialność zbiorowa nigdy nie jest bowiem dobrym rozwiązaniem, szczególnie w sytuacjach, gdy problemowe zachowania dotyczyły nie ogółu uczestników wydarzeń, lecz pojedynczych osób. Trochę jak w do dzisiaj niezbyt jasnej sytuacji związanej z osobą Pi’erra Bourne (tutaj więcej na ten temat) – wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie serii wpisów na Twitterze czy Instagramie jest niezwykle charakterystyczne dla 2020 roku, lecz na samym końcu często prowadzi do tego, o czym wspomniałem wcześniej – radykalizacji.

Wróćmy do artystów, ich roli, ich działaniami na rzecz poszerzania świadomości społecznej. Bogiem a prawdą, muzycy są tutaj trochę na sznureczkach – z jednej strony odbiorcy, którzy traktują ich tylko jako narzędzia do zapewniania rozrywki, zupełnie nie wczuwając się w to, jakimi są ludźmi, jakie mają poglądy. Z drugiej strony ci, dla których muzyk jest autorytetem, pełniącym w pewnym sensie rolę życiowego przewodnika. Jeszcze kolejni uważają, iż muzyk jest od grania, a nie komentowania czy nauczania.

Sprawdź też: Artyści reagują na zarzuty dla mordercy George’a Floyda

Rola artysty, szczególnie czarnoskórego artysty jest kluczowa i nie ma się, co łudzić, że dzieciaki chętniej wezmą przykład z protestujących intelektualistów pokroju Michaela Erica Dysona czy Cornela Westa. Tak naprawdę od czasu zabójstw Martina Luthera Kinga i Malcolma X, czarna społeczność w USA nie doczekała się lidera z prawdziwego zdarzenia: np. taki Jesse Jackson jest zbyt rozmyty, a Louis Farrakhan trochę zbyt ekstremalny. Zresztą, dla millenialsów to są już starcy, dlatego role wzorców do naśladowania przejęli twórcy ruchu Black Lives Matter i oczywiście artyści, którzy wychodzą na ulicę i biorą udział w protestach przeciwko brutalności policji. Właściwie nie mają wyboru w czasach transparentności, którą niejako wymusiły media społecznościowe i wszędobylskie smartfony.

Dla przykładu tacy raperzy, jak Lil Yachty czy YG, których nikt o zdrowych zmysłach normalnie nie nazwałby zaangażowanymi, też wyszli na ulicę, co skrupulatnie dokumentują na Instagramie. Portorykanka Jennifer Lopez, która od lat korzysta z wzorców tzw. miejskiej kultury, współpracuje z czarnoskórymi producentami, itp. itd. też wyszła na ulicę. Wokalistka Halsey, która wygląda jak biała, ale ma czarnoskórego ojca, też wyszła na ulicę. Wygląda jak biała, co określa się terminem „white passing”, a to, że może korzystać z białych przywilejów wzbudza często niechęć i złość wśród czarnej społeczności. J.Lo i Halsey po prostu musiały wyjść na ulicę, jeśli nie chcą się narazić na krytykę i wieloletnie wypominanie braku zaangażowania w niesprawiedliwość wobec Afroamerykanów, z których kultury tak chętnie korzystają.

W ogniu krytyki od lat właśnie w tym kontekście znajduje się np. biały Justin Timberlake, którego blue eyed soul wielu czarnoskórym jest, nomen omen, solą w oku. Protestowanie, zaangażowanie społeczne do świetny ruch PR-owy. Wypada też wrzucić posta z hasztagiem #BlackLivesMatter, ale to dziś za mało, powierzchowne zaangażowanie zostanie wypomniane, więc wypada wyjść na tę ulicę – obszernie opowiada Wróbel.

Sprawa jest jasna – nie ma żadnej szansy zadowolić wszystkich, natomiast gdy mówimy o kwestiach tak jednoznacznych jak rasizm, trudno tutaj chyba o podwójne dno. Istotnym powinno być tylko to, jak o nim mówić.

Sprawdź też: Meek Mill udostępnia mocny protest song

Ja w ogóle bardzo nie lubię takiego kategoryzowania – dziennikarz piłkarski niech mówi o piłce, gitarzysta rockowy niech gada tylko o muzyce, a wędkarz o wędkarstwie. Każdy może wypowiadać się na każdy temat. Inna sprawa, że większość robiąca to najgłośniej i najczęściej, zwyczajnie robić tego nie powinna. Parafrazując najlepszego punchlinera rodzimej polityki Leszka Millera: dla większości milczenie nie jest złotem, jest szansą – puentuje Migoń.

Sposób prowadzenia narracji od zawsze stanowi clou tematu. Nie każdy ma wiedzę, mądrość i błyskotliwość Kendricka Lamara czy pozycję jak Fisz, by bez obaw wygłaszać kategoryczne sądy. Nie oszukujmy się – dla wielu artystów każda publiczna wiadomość w tematach światopoglądowych jest jawną kalkulacją – co zyskam, co stracę, kto mnie zdissuje, a kto zbije mi pionę.

Każdy, kto wypuszcza w eter dowolne narracje, jest za nie osobiście odpowiedzialny. Oczywiście rozumiem artystów, którzy odżegnują się od roli mentorów, nie chcą zbawiać świata – spoko, nie każdy musi. Ale nawet gdy tworzysz czystą rozrywkę, ona zawsze niesie jakiś ciężar emocjonalny, wpływa na kogoś pozytywnie lub nie. Nie da się od tego uciec” – tłumaczy Piotr Dobry. “Co więcej, uważam, że w obecnej epoce z jednej strony nadpodaży kultury, z drugiej – influencerów i youtuberów przejmujących rząd dusz, młody odbiorca jest częstokroć na tyle zagubiony, że na artystach z prawdziwego zdarzenia spoczywa szczególna odpowiedzialność, by mu przynajmniej nie utrudniać zrozumienia świata – dodaje i tutaj warto zatrzymać się chwilę dłużej.

Sprawdź też: JAY-Z z mocnym przesłaniem po śmierci George’a Floyda

Bycie mentorem, wypowiadanie się na różnorakie kwestie światopoglądowe czy polityczne to jedno. Piętnowanie rasizmu to jednak nie pogląd, a obowiązek każdego człowieka i wystarczyłby krótki komunikat, by temat podjąć i zamknąć zarazem. Być może jednak nie wszystkim się to opłaca?

Bo nie chodzi przecież o odwagę. Nie mylmy jej ze zwykłą przyzwoitością.

Wracając jeszcze do roli artysty w procesie edukacji odbiorcy – tym razem przez muzykę. Nikt dziś już nie nagrywa hymnów w stylu „Whats Goin On” jak Marvin Gaye czy „The Revolution Will Not Be Televised” Gila Scotta Herona. Ale np. zaangażowany społecznie i rasowo utwór „Alright” Kendricka Lamara sprzed czterech lat, który stał się jednym z motywów przewodnich protestów ruchu BlackLivesMatter plus bardzo sugestywny występ Lamara na BET Awards (afrykańscy tancerze, kraty, łańcuchy, policyjny samochód itp. itd.) to jest to, co trafia do młodych ludzi. Beyonce ubrana w uniform przypominający strój Czarnych Panter podczas koncertu na Super Bowl, to kolejny przykład manifestu, który trafia do wyobraźni młodego pokolenia. Musi być wizualnie i sugestywnie, wtedy działa i przekaz trafia też wtedy do białego mainstreamu – wskazuje konkretne przykłady z muzyki Marta Wróbel.

– Dziś, chyba po raz pierwszy w historii, po zabójstwie George’a Floyda, protesty przeciwko rasizmowi, brutalności policji, nabrały tak globalnego charakteru. Nie przypominam sobie aż tak wielkiego społecznego ruszenia na świecie ani po zabójstwie Rodneya Kinga w latach 90., ani po sprawie Trayvona Martina i protestach w Ferguson kilka lat temu. Bardzo się cieszę, że tak jest, przecież wszyscy w mniejszym lub większym stopniu korzystamy z dóbr czarnej kultury – kończy dziennikarka.

Sprawdź też: Machine Gun Kelly przerabia klasyk Rage Against The Machine w geście protestu

Umiejętność właściwego wyczucia tematu i sprawienie, aby to on był istotą wypowiedzi, a nie przyczynkiem do autopromocji, to kolejny problem. Znamy różnej maści celebrytów, osoby z pierwszych stron gazet, które przy każdej możliwej okazji zmieniają nakładki w mediach społecznościowych, wyrażają dla kogoś poparcie, natomiast w ich wypowiedziach nie za bardzo możemy znaleźć sens i powód takich wystąpień. Ostatnio “oberwał” nawet sam Kanye West, który dołączył się do afroamerykańskiego protestu przeciw brutalności policji w Chicago, wzbudził spore zainteresowanie, by na końcu usłyszeć “This Is Not a Celebrity Pop-Up”.

Jeszcze inną kwestią jest prowokowanie do refleksji. Czasem takie, które idzie po bandzie.

– Myślę, że artysta nie tylko może, ale wręcz powinien prowokować, drażnić, zadawać niewygodne pytania. Często jesteśmy w stanie dostrzec problem dopiero wtedy, kiedy zaczyna nas uwierać, burzy nasz dotychczasowy porządek. To nie musi być od razu jakaś wielka transgresja, ale bez odpowiedniej stymulacji, bez przekraczania granic choćby małymi krokami po prostu stoimy w miejscu, jakkolwiek by to banalnie nie brzmiało – twardo stawia zdanie Dobry.

Kamel myśli podobnie, wskazuje swój wzór prowokacji, a jednocześnie ma wątpliwości, które czasem rodzą się po prostu same.

– Moim ideałem prowokacji, jechania po bandzie w komentowaniu rzeczywistości, jest to co robi South Park. Z drugiej strony barykady jest gros artystów robiących tzw. sztukę nowoczesną, gdzie prowokacja, mam wrażenie, jest celem samym w sobie, a piękne i szlachetne niekiedy ideologie, stojące rzekomo za dziełem, są dopisywane na siłę.

Sprawdź też: Kendrick Lamar prostestuje na ulicach Compton wraz z gwiazdą NBA

Prowokować, ale mądrze, ciekawie, można też po prostu muzyką. Prowokować do refleksji, nagrywając hity. Niektórzy to umieją!

Wybierając utwory poruszające w intrygujący sposób temat rasizmu, to właśnie wskazałabym np. „Alright” Lamara. Jest tu wszystko, co trzeba: nawiązanie do sprawy „40 akrów i muła”, opisana w przejmujący poetycki sposób rozpacz po stracie, bezsilność wobec rasizmu, ale jednak z pozytywną nutą „wszystko będzie w porządku”, powtarzalny, wpadający w ucho refren z afrykańskimi bębnami w tle, rozmowa z Bogiem i motyw „kary i winy” – wskazuje Wróbel.

Wyczucie, świadomość, edukacja oraz rozsądek. To podstawy, o które zawsze należałoby dbać. Mamy 2020 r. i wypada już wiedzieć np. co to jest “blackface” i dlaczego w ten sposób się nie bawimy. Jest ogrom okazji, możliwości, by odbiorców edukować bez moralizatorstwa, patosu, tanich gestów, spacerowania po linii najmniejszego oporu. Można po prostu odesłać do tych, którzy tematem zajmują się na bieżąco, jak uczynili to chociażby EABS w poprzednim tygodniu.

Na koniec wspomogę się jeszcze cytatem z bardzo ciekawej rozmowy z jazzowym gigantem Archie’em Sheppem, który wyemitowała radiowa Dwójka, a opublikował portal Jazzarium:

Z czasem zacząłem cenić publiczność w Europie właśnie za to – mimo że tzw. jazz nie jest częścią ich kultury, doceniają jego wagę i usiłują zrozumieć. Kultura i sztuka rozszerzają ich codzienne doświadczenia i wartości. To kwestia inteligencji. Pod tym względem Stany są zupełnie inne. Istnieją ludzie, którzy odmawiają tej muzyce wartości z powodu mojego koloru skóry i moich poglądów. Wiem, że nigdy nie zagram w pewnych klubach, że nie dostanę rządowych grantów z powodu mojego politycznego zaangażowania. Niektórzy ludzie uważają, że nie powinienem mówić wam tego, co mówię. Że upolityczniam muzykę. Ale przecież muzyka JEST upolityczniona. Cała sztuka jest upolityczniona. Tylko bardzo niewielu artystów ma odwagę publicznie wyrażać w słowach, co naprawdę myśli. A wielu rasizm i stereotypy przynoszą wiele korzyści.

Wnioski pozostawiam Wam moi drodzy.

Andrzej Cała

Polecane