Rapwatch #36 (6.10 – 12.10)

Artystyczne arcydzieło geniuszów rapu.

2014.10.15

opublikował:


Rapwatch #36 (6.10 – 12.10)

Na profilu „Audycje muzyczne (P)ani S (Szydłowskiej) w radiowej Trójce” gorąco jak w toaletach na Stadionie Narodowym. „Ponad 10 lat pracuję w Trójce, a nadal mnie dziwi fala hejtu po zagraniu utworu HH”pisze  Pani Szydłowska, która podobno odważyła się zagrać numer duetu Eprom/Sensi. „Normalnie dzwonią słuchacze i w dosadnych słowach protestują. Bo w<Trójce> nie wypada grać takiej muzyki. Wrr” – dodaje. Ras z zespołu Rasmentalism starał się jakoś załagodzić sytuację. „Marek Niedźwiecki na antenieTVP1 oświadczył, że w jego audycji nigdy nie pojawi się utwór rapowy i dał do zrozumienia, że to nie muzyka. Nie ma co się dziwić starszym stabilnym” – wyjaśnia. Ale widać, że wirus czarnej dżumy krąży już po statecznym mateczniku. „Zacznijmy słuchać muzyki, a nie gatunku jak to mawia L.U.C.” – odgraża się w anarchistycznym duchu jeden ze słuchaczy. Byle nie robił tego za głośno. W końcu stary Niedźwiecki mocno śpi – jak się zbudzi, to nas zje.

„Wbijam w to czy komuś zjadłem płyty, kogoś zjadłem w Hot 16 czy coś tam zjadłem”objawił Tau. To bardzo egoistyczne. Dla wielu pokojowych astronautów i mistyków z osiedlowych ławek bardzo ważne jest, co Tau jadł, bo też by chcieli trochę. „Ja tylko chcę żebyś poznał Jezusa i odzyskał pokój ducha” – dodał artysta znany kiedyś pod demonicznym pseudonimem Medium. Cicha woda brzegi rwie. Najpierw mam się bujać z Latynosem, a potem jeszcze przejąć lokal?

„Patrzę tylko, że same gimby chodzą na Twoje koncerty ty jebana, tłusta ruro. Pies Cię srał ty głupi pojebany skurwysynu. Jesteś pizdą, ty pojebany kotlecie”napisał  fan do Tedego. „Tyle miłości w niedzielę” – skomentował raper. Dzień święty należy święcić, a ten typ wyraźnie święci. Może to husyta i przyjął komunię z kielicha? Tak czy siak, należałoby chyba nagrać utwór z Księdzem Bartczakiem, żeby zwiększyć zasięg. „Klasycznego blessingu NWJ”. Nie do każdego, jak widać, dochodzi.

Miuosh, jak do niego mówić? Patokalipsa miała z Oxonem parę pomysłów, ale dla Was to proste, mówcie do niego per Pan. Chociaż jeden z recenzentów protestuje: „Pan z Katowic? Jak w tym starym ruskim dowcipie: Pankracy? Kakij on pan, piszy jemu Kracy…”. O powodach tego despektu dowiecie się z obrazka poniżej i z końca tekstu.

Chamstwo, wszędzie chamstwo, tymczasem „płyta Rozbójnika Alibaby będzie przypominać w wydaniu książkę”. „Do albumu Rozbójnik Alibaba będzie dodana książeczka 52 stronicowa, z ilustracjami dotyczącymi poszczególnych kawałków oraz spisanymi tekstami”informuje  autor. Brakuje jeszcze statusów Roberta – prawdziwej innowacji w kategorii kultury osobistej, ortografii i zdrowego rozsądku – wydanych na pergaminie. To by była wówczas intelektualna uczta, z widokami na nagrodę NIKE.

„Nie jest to świeżość na miarę <Supła>, ale wciąż każdy kolejny YouTube z Latarnia Records to najlepszy news dnia. <Hity Kamienie>, czyli tytułowy track z nadchodzącej płyty, to najlepszy nieodkryty amatorski uliczny rap pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, który został skonstruowany dokładnie z tego, co duet robi najbardziej. Na banalnym chill-wave-lo-fi-cebulowym podkładzie Piernikowski opowiada banalną historię, która przydarzyła się każdemu z nas, mniej więcej w taki sposób, w jaki my opowiadaliśmy ją, gdy już otarliśmy krew z warg”pisze  o projekcie Syny portal Porcys. Taka tam typowa dla nich narracja heroiczno-ironiczna z elementami mikrogatunkizmu. No, ale żeby nie było, że nikt o tej awangardzie hiphopowej nie pisze, to ja piszę. Zamiast hip-hop delegalizować, lepiej już go powiesić na latarni, Latarni Records.

„Kiedy zapowiedziana została jego płyta producencka, i na jaw zaczęły wychodzić stymulujące wyobraźnię planowane kolaboracje oraz informacje odnośnie instrumentów mających się na niej pojawić, oczekiwania wobec projektu rosły”  – recenzuje Pawbeatsa Zachariasz Lubowiecki, w – powiedzmy to śmiało – jednym z dziennikarskich tekstów roku. Właśnie tak pracuje się w polskim rapie na reputację. Gdyby zaprosić trzy harfistki, czterech puzonistów oraz osoby grające na djembe, trójkącie, kalimbie i ukulele, byłoby bez wątpienia magnum opus w historii gatunku. Póki co fortepian jest najważniejszy. „<Bracia> autorstwa Flojda i Rovera to tragiczna opowieść o wychowujących się ciężkich warunkach materialnych dwójce braci, z których młodszy pasjonował się grą na fortepianie, a starszy z poświęceniem handlował substancjami psychoaktywnymi żeby zapewnić lepszy byt rodzinie. Utwór przemawia do odbiorcy tym silniej, że przedstawiona na nim historia jest według snujących ją autentyczna, a nakreślona w nim postać grającego na fortepianie młodzieńca wywołuje tym większe emocje właśnie z powodu pojawienia się jej na albumie producenta stawiającego na brzmienie fortepianu” – czytamy w recenzji. Spodobał się również numer „Porozmawiaj z nią”: „Łagodny, pełen romantycznej finezji bit znacznie różni się od większości zamieszczonych na albumie, ponieważ jego motywu przewodniego nie stanowią partie fortepianowe”. W końcu przychodzi czas na konkluzję: „Od strony technicznej fortepianowa gra producenta jest bez zarzutu, brak w niej jakichkolwiek fałszywych dźwięków, kakofonii”. No i co z tym Pawbeatsem zrobić? Na to meloman Zachariasz nie raczył odpowiedzieć. Producent nie wie zatem czy ma hodować brodę na Eurowizję czy depilować brwi na konkurs szopenowski.

Wiadomo za to, dlaczego nie gra go Trójka. Z powodu Marceliny. „Naprawdę, nie jestem w stanie powiedzieć, co pchnęło Pawbeatsa do zaangażowania dziewczyny w piosenkę równoznacznego ze zrujnowaniem jej” – pisze Lubowiecki. Za zrujnowanie Marceliny wypadałoby przeprosić albo przynajmniej oddać ją do renowacji.

Instrumenty, głupcze. „Zresztą, co ciekawe, bardzo dużo tu skrzypiec i w ogóle bardzo tradycyjnych dla ulicy instrumentów – ale muza nie brzmi banalnie”zapewnia  recenzent płyty Kaczora.

Nie, nie napiszę nic o domniemanej „fajce Dioxa” (palenie powoduje raka – minister zdrowia przypomina) ani liście gończym puszczonym przez policję za Chadą.  Szanujmy się. Dzieci ulicy prawdy są głodne a erotoman-donosiciel to nie jest prawda, to taki glamrapowy styl życia. Sokół w Tokio, Vienio w Birmie, Raca na Islandii, Miuosh w Katowiach, Tau, L.U.C., Piernikowski i Pawbeats w górach – ten pierwszy na oliwnej, reszta po prostu na Parnasie – światowo w pyteczkę, a tu jakieś gołe fiuty i recydywa. Kto nas uszanuje, jak się sami nie uszanujemy?

No właśnie! Dużo tu padło przykrych słów, nieprzyjemnych żartów, a przecież społeczność hiphopowa jest ze sobą – ludzie czują, pomagają sobie, nie kryją swojej wrażliwości za maską cynizmu, co najwyżej za innymi maskami. Przemyćmy więc tu trochę innych wartości, w końcu – jak pokazuje restauracyjny skecz Monty Pythona – karma wraca. Moim, póki co jednorazowym, pomysłem jest akcja „miluch tygodnia”. Szczerze mówiąc do czynienia dobra zainspirował mnie – cóż to za niesłychany paradoks – Wujek Samo Zło. „Kurczę, na mojej nowej płycie nie będzie przekleństw…ani jednego”przyznał . Cóż, jest podejrzenie, że trochę pojawi się podczas odsłuchiwania, ale ta deklaracja jest po prostu miła. Czyż nie?

„Z pewnością dotarła już do Was jakże przykra informacja o śmierci Anny Przybylskiej. Była to moja ulubiona polska aktorka i bez wątpienia jest to ogromna strata dla polskiego kina. Przykre że tak utalentowani ludzie, pragnący żyć muszą opuścić nasz świat w tak młodym wieku. Niech spoczywa w pokoju” –  stwierdził  zwyczajowo refleksyjny B.R.O, nie dodając niestety czy najbardziej lubi kreację w „Karierze Nikosia Dyzmy”, „Superprodukcji” (szybko zmienionej na alarmowym pasku TVN na „Lekcje Pana Kuki”), czy może którymś z wielu seriali. Miluch Tygodnia jak w pysk strzelił, czy może raczej jak w policzek pocałował. I tylko mała refleksja – szkoda młodej osoby, ogromne wyrazy współczucia dla jej dzieci, ale co Wy rapowi ludzie kultury napiszecie, jak odejdzie od nas np. Krystyna Janda?

Wdowa została trenerką/jurorką w nowym programie TVP2.  „<Potrenowaliśmy> z uczestnikami SuperSTARcia i jednak trafić w bit ciężka sprawa. Kasia – dała radę, całuję!”powiedziała  raperka. Do milucha tygodnia wystarczy, zwłaszcza, że się zrobiła samcza orgia pozytywniaczków – ale bez przesady, gdybyśmy mieli całować kogoś za każdym razem, gdy trafia w bit, to chyba tylko Żurom czułby się tu tak bardzo samotnie.

„Pomimo, że nasze drogi na płaszczyźnie osobistej jak i muzycznej rozeszły się do tego stopnia, że nie jesteśmy już nawet znajomymi na Facebooku, to trzymam kciuki za Kroolika. Obecnie przebywa w miejscu, gdzie nikt o zdrowych zmysłach raczej nie chciałby się znaleźć, więc z mojej strony dużo wytrwałości i szybkiego powrotu <na powietrze>. Trzymaj się Chłopie… Mimo wszystko.
#freekroolik”
– taki wyraz empatii po aresztowaniu członka rodziny RPS, Kroolika, dał Kobra, zasługując, by znaleźć się wśród innych miluchów tygodnia. Czy Kobra trzyma kciuki (a mógł napisać Paluchy) za Kroolika, czy Kroolika za kciuki, to nieważne („to nieważne, Włodi”), ważne, że potrafi widzieć dobro. Między poróżnionymi raperami o zwierzęcych ksywkach, może stać się jeszcze tyle dobra, że w tej klatce życia, a nawet na Facebooku, żadna działaczka PIS ich nie rozdzieli. 

Miluch tygodnia – kolejna odsłona. „Jacek nie jest przecież słabym rapperem, daje sobie spokojnie radę na tych bujających, ciepłych podkładach, bo sam taki jest”pisze  o Mezo recenzent bloga Polski Hip-Hop. Ojej, jak ładnie, gdzieś tam na świecie panda pokazuje drugiej pandzie kawałek włochatego pośladka, a magazyn „Pride” sam się prenumeruje. Bezapelacyjnie nominacja. 

„Jestem domatorem, nie lubię tłumów, nie lubię gdy muzyka gra tak głośno, że aż plączą mi się kiszki w brzuchu. Koncerty są fajne, ale w jakichś rozsądnych odstępach czasowych, nie jestem spędowym zwierzęciem”informuje  recezent Northim Kismajes. Nie dopisał jeszcze tego, że pozna miłą, szydełkującą, z kontem na forum Ślizgu, w celu oglądania wspólnych zachodów słońca i słuchania artysty Laikike1, ale i tak jest ładnie. Miluch tygodnia – nominacja.

Jeszcze raz Zachariasz Lubowiecki, a co! O  utworze „Widnokrąg”, z cytowanej już recenzji  Pawbeatsa: „artystyczne arcydzieło geniusza rapu i utalentowanego instrumentalisty”. W końcu to miluchostwo – i to level insane!

„Chrześcijański raper, hustler i Świnia” – nie, to nie jest hasło reklamowe książkowej biografii Soboty. To tylko Mateusz Osiak z 13 częścią swojego cyklu „Trzy szybkie”. Lecrae tarczę nie do przebicia zrobił sobie z wiary, o której nawija w przepiękny sposób – pełny miłości, pokory, racjonalności, a także zauważając własne słabości” – ta rekomendacja  Osiaka musi czarnemu bratu miękkiemu jak biały pudding zapewnić nominację. Miluch tygodnia jest jak nasze Hot 16 Challenge – rwie w świat jak szalone…

A na koniec coś dla wszystkich polskich traperów, którzy właśnie nie robią sobie makijażu ani nie próbują wcisnąć się w ciuchy swoich sióstr. Przepiękny, encyklopedyczny przykład truskulowego bólu dupy, do wycięcia (z monitora będzie trudno, ale w razie co Diox pokaże, on wszystko potrafi) i powieszenia w ramki w celach bekotwórczych, prosto z recenzji   Miuosha: „Miuosh niestety idzie w kierunku tego nowoczesnego, rozlazłego hip-hopu spod znaku Drejka i Łejznizi. Te pozbawione normalnej perkusji podkłady wloką się przez ścieżki, zawodząc pseudo ambitnymi zawijasami syntezatorów, kurwa, tylko sie pociąć tłuczkiem do mięsa. Ja nie wiem, gdzie w tym rap, kiedy w połowie podkładu albo nie ma perkusji, albo napierdalają tylko hajhety milion na minutę, a zamiast prowadzącego motywu producent leci na dwóch-trzech klawiszach”. Nie dziękujcie.

Polecane