Nie jestem pewien czy recenzent bloga Polski Hip-Hop stara się o felieton w tygodniku opinii czy może już od razu o nagrodę literacką. Popatrzcie na tę analizę EP-ki Zaginionego: „Całe trzy kawałki (obfitości, przybywaj!), jakie mamy na epce, zrobił JH, którego na scenie już dało się poznać z obecności na przeróżnych albumach. To właśnie on został wybrany, aby korona, którą Zaginiony ma włożyć tą darmową epką, lśniła jak diament. I wiesz co? Nawet świeci. JH zrobił wielopoziomowe, syntetyczne podkłady, które są jednak dość mocno zróżnicowane. `Sprawdź jak się niszczę` łączący g-funk z nowoczesnymi elementami: gęsty bas, piszczały i delikatne pianina w tle. `Król musi zginąć` za to jest niemal pozbawiony bitu, bo nie nazwę soczystą perkusją dźwięków klapsów w zad tłustej baby. Do tego jest w chuj romantycznie, bo ciągną się przez cały kawałek zwiewne linie syntezatora, zawodzące jak w najlepszych serialach obyczajowo-miłosnych. Na chwilę wchodzą tylko płaczliwe skrzypce, ale nie trwa to długo. Ostatni numer ma dla odmiany popekaną perkusję z pudełek po lekach, jednak przynajmniej melodie nie zawodzą jak nad grobem miasteczkowej kurwy”.
Skoro na miasteczka zeszło, to raperka Mei, ta sama która tak chętnie rymowała o tym gdzie, przez kogo i w jakich dniach miesiąca była lizana , trafiła na listę Platformy Obywatelskiej w Brzegu. „Wierzę w człowieka” – zapewnia. A ja wierzę jej. Oby była taka jak w tekstach. Wersy „Zawsze, psie, traktowałam cię jak dziwkę” i „Ja pysk sobie wycieram twą śmieszną osobą” to prawdopodobnie najbardziej szczery komunikat jaki polityk może przekazać wyborcy.
Na Glamrapie doniesienie o kolejnej odsłonie wrocławskiego Cykacz party: „We wrocławskim klubie Alibi zgromadzili się fani formacji Alcomindz Mafia i Miami Hit Music. Obie ekipy są zwaśnione z warszawskim raperem Dioxem, co też wykorzystali słuchacze, którzy przybyli na koncert swoich idoli i w pewnym momencie zaczęli skandować <jebać Dioxa>. Jak przekonuje Koldi: – Sami to krzyczą, nie namawiam ich do tego”. To jest zrozumiałe, bo niby co mają krzyczeć? Wersy Koldiego? Najciekawsze, bo takie nasze, swojskie, są komentarze sugerujące ostateczne rozwiązanie kwestii ALCMDZ. „Ja na miejscu Dioxa to już bym się nie odzywał tylko podjechał na trzy fury na trzecią część Cykacz party, wpadł na scenę i przekopał pacanów” – doradza jeden z internautów. „Diox nie jest wybitnym raperem, ale go szanuję choćby za HIFI Bandę, coś osiągnął natomiast wkurwiają mnie takie szczyle, co same nic nie osiągnęły, a sadzą się do innych. Pedały w rurkach, a zachowują się jak kibole poszliby na stadion, to by kondomów z dupy nie nadążyli wyciągać” – uzupełnia drugi. Swoją drogą ciekawe czy z odwiedzin na Cykacz party można wyciągnąć więcej, niż z wizyty na wspomnianym stadionie.
„Słowo SWAG wypowiadane przez Kozaka wypala czarną dziurę w mózgu, kilkukrotnie zasłyszane powtarzając się namolnie w myślach” – to nie chodzi akurat o KNT, to po prostu to słowo tak działa. Ale bez mądrzenia się, bo Glamrap zaprezentował epickie podsumowanie Hot 16 Challenge i w tekście mamy wiele więcej niż to. W najgorszych wejściach znalazł się nie tylko niesławny KNT, ale i KęKę. „Jego szesnastka jest jak wystrzał z pistoletu na kapiszony w tle wybuchów supernowych” – pomstuje autor. I można się tej diagnozie dziwić, dopóki nie przeczyta się dla odmiany hymnu pochwalnego na cześć Ad. M.a. „Na żadnym z filmików związanych z akcją występujący nie zaprezentował tak fenomenalnej mowy ciała, jak właśnie Ad.M.a., przy czym dziewczyna również swym wokalem pokazała klasę samą w sobie. Podkład muzyczny ze <Skyfall> Adele dopełnia niesamowitości widowiska” – czytamy. I od razu wiadomo, że mógł Kę wziąć piosenkę z „Titanica”, nie jakieś szurum-burum. Pupką machnąć. Ten to się nie umie bawić.
Jak może się zacząć kariera w podziemnym imperium Kozaka, RRX? „Można powiedzieć, że przez przypadek, przez 3 lata liceum siedziałem na języku polskim z KNT juniorem i był świadkiem tworzenia większości moich tekstów. Wręcz można twierdzić, że go terroryzowałem i owszem uważam to za wyróżnienie (…)” – mówi Rapbiznesowi Kozer, młoda twarz wydawnictwa. I dobrze, zadowolony z siebie terrorysta to gwarancja szczęśliwego kalifatu, ale jedna rzecz kłuje w oko. „Według mnie najważniejsze trzy miasta w polskim rapie to: Warszawa, Poznań i Śląsk” – twierdzi raper. Ciekawe kogo terroryzował na geografii.
Wow. BRZ (DIIL Gang reprezentant) jest raperem tak przenikliwym, że wespół ze znajomym odkrył, gdzie tak naprawdę skończyła się Metallica. „Znajomy, który rapu nie słucha za wiele powiedział mi ostatnio, że kiedyś rap to był rap, a teraz to już bardziej zajawki i delikatne pedałki w stylu Norbi. I ma chłopak racje. Pamiętam jak Metallica nagrała jakiś klip w więzieniu. Każdy zgodnie twierdził ze to już nie to samo i że słabizna. Okazało się potem, że to początek końca tego zespołu” – pisze na swoim profilu artysta. W hip-hopie to chyba trochę inaczej, bo czasem wystarczy trafić do pudła, żeby mieć opinię naprawdę zajebistego. „Dziwi mnie tylko to, że stara gwardia zamiast trzymać się swojego nurtu naśladuje shit, a przy tym mówi, że nie robi tego dla szmalcu. Moda to bieganie za szmalcem i ludźmi. To nie ból dupy – to szacunek dla korzeni” – ciągnie dalej BRZ. No tak, tak, tylko że niejedna dupa boli właśnie dlatego, że całe życie na korzeniach przesiedziała.
„Już na samym początku, kiedy słuchacz obcuje z delikatnym warczeniem gitary elektrycznej w tle podkładu przywodzącym na myśl warkot piły łańcuchowej, wie dobrze, że za moment nastąpi coś wyjętego ze wszelkich rachub, coś, z czym wcześniej nie miał do czynienia” – czytam w recenzji Vixena. Cóż za perwersyjne budowanie dramaturgii. No nic, jedziemy dalej. „Napięcie estetyczne wynikające z rezygnacji przez autora z wulgaryzmów w utworze narasta pieszczotliwie z każdą chwilą, żeby w końcu zostać błogo rozładowanym w końcu ostatniej zwrotki, kiedy to wyraz taki, mocno zaakcentowany, pada po raz pierwszy”. Och, dzięki, doszłę. Nastąpiła oczekiwania ejakulacja beki.
Wdowa na natemat.pl wywnętrzyła się w temacie kulisów rapowego rynku wydawniczego. Nihil novi (szanuj mnie, piszę po łacinie), ale już na wstępie ciekawa metafora, czy wręcz analogia: „Chyba nie bez przyczyny wydawnictwa nazywane są <stajniami>, a pod nieszablonową zwrotką słuchacze zawsze napiszą: <ale koń>. Wyścig trwa, a hip-hopowa publika jest w niego zaangażowana czasem bardziej niż koń, jeździec i stajnia razem wzięci”. Zgoda. Brakuje tylko worka na nawóz przytroczonego do spiętego zazwyczaj, choć znienacka rozluźniającego się tyłka.
Z tymi wyścigami rzeczywiście coś jest na rzeczy. „Jako dobry wariat postanowiłem podjąć wyzwanie i przekopać Youtube`a i o to co się dowiedziałem: moje #hot16challenge ( pod względem wyświetleń) wyprzedziła między innymi Vixena, Kubę Knapa, Mesa i Tigera Bonzo. Jestem z tego powodu bardzo dumny” – napisał Kłodzian z Nowego Wielkiego Joł. Pewno zwłaszcza z Tigera Bonzo, co? Grunt to dobry punkt odniesienia.
Z przeglądu złośliwostek w rapowych tabloidach:„<Kłodzian przed dwoma laty hiperbeka i brak swojej stylówy jakkolwiek, teraz nadal brak swojej stylówy, ale jest NWJ, więc słeg. Może któryś label podejmie się wyzwania i w ramach rewanżu podpisze Green Greenade`a za chwilę?> – pyta zgryźliwie Baku„. A może nawet Baku podpisze? Jeszcze z 20 takich komentarzy, a jest szansa, że będzie wiadomo kto to. Kariera taka piękna.
„Intensywne gloryfikowanie niezależności może wydawać się przewartościowane i naiwne” – napisał Krystian Krupiński w recenzji Kubana. Jak można było zmarnować taką myśl na recenzję rapera – to przecież powinno wisieć w ramkach w każdym korporacyjnym wieżowcu w Polsce!
Z innej recki Kubana: „Pan Kuba posiada pewną rzadką umiejętność, a raczej dar tak pożądany przez raperów – kiedy nawija, sprawia wrażenie jakby robił to od urodzenia i nie nadawał się przy tym do niczego innego”. Każdy raper marzy, by nie nadawać się do niczego innego. Czy może być coś piękniejszego niż rapowanie pod dworcem łamiącym się głosem w wieku lat 70.?
Płyta „Zupynalefkisplify” Proceente została prześwietlona na Popkillerze tak dokładnie, że recenzent wytropił najbardziej morderczą broń rapera: „Nienadęte linijki o wydłubywaniu paproszków z pępka czy propsowanie tanich linii lotniczych to niezaprzeczalny atut Procenta”.
Pastwię się za dużo nad Vaib Magazynem, a on przecież taki zajawkowy, od serduszka, za darmo i w dodatku ma akurat mały jubileusz. Daruję sobie więc recenzenta utrzymującego, że Talib Kweli nagrał płytę „Gravity”. Oszczędzę dziennikarza na dorobku sugerującego Sage’owi Francisowi, żeby ten „odłożył mikrofon na półkę lub ubiegał się u psychiatry o mocniejsze tabletki”. Zostawię nawet zadziwiające swą logiką dygresje z branży tekstylnej o tym, jak to Statik Selektah jest jazzem podszyty, i jak sztuczne rzekomo jest to okrycie, bo nie grzeje. A jednak jest Vaibiowa recenzja zasługujący na kolejny ustęp. Sonia Jatczak raczyła zauważyć bowiem, że Common „bezkompromisowo należy do artystów, których kariera trwa dłużej niż jeden hit”. Tak, owszem. „Jego rap jest jak znak towarowy – łatwy do zapamiętania i jednocześnie wyrafinowany”. Niech będzie. „Warstwę muzyczną tworzą eklektyczne dźwięki z perkusją na czele”. No, zapewne. Urzekło mnie co innego: „Tematy poruszane na albumie na pierwszy rzut oka dotyczą kwestii społecznych, lecz po kilkakrotnym przesłuchaniu dochodzimy do wniosku, że artysta skupia się głównie na problemach osobistych”. Ciekawe czy za parę przesłuchań będzie gangsta. Mam nadzieję, że dowiemy się z kolejnego numeru magazynu.
„Nieco przykurzonemu rapowi w Polskim wydaniu brakuje świeżego spojrzenia na muzykę. Kogoś kto nie brnie na ślepo przez wydeptane ścieżki czy też chwilową modę. Kogoś kto będzie dla rodzimego rapu kimś takim jak dla brit rocka była grupa Radiohead. Album <Ń> sprawił, że Ńemy może stać się polskim Thomem Yorke” – peroruje prowadzący blog Krzywa Kroopa. No, w kwestii wydania następnej płyty na torrentach to na pewno.
„Jakie cechy musi spełniać zwrotka, aby w Twojej opinii uznana była za świetną?” – pyta Adam Swarcewicz z Vaib Magazynu „Powinna być moja”– odpowiedział z uśmiechem Ero. Gra zamknięta, spróbujemy odemknąć ją w przyszłym tygodniu, uściski.