10 najważniejszych płyt – Kasia Popowska

Kobiece głosy, ale nie tylko.

2021.01.08

opublikował:


10 najważniejszych płyt – Kasia Popowska

Serca polskich fanów podbiła w 2014 roku przebojem „Przyjdzie taki dzień”. Od tego czasu pop-rockowa wokalistka z Łodzi wydała trzy albumy, z których najnowszy, czyli „Toast”, ukazał się pod koniec ubiegłego roku. Ta wydana własnym sumptem płyta w dużej mierze podejmuje tematy relacji, budowania w sobie odwagi do bycia sobą oraz samoświadomości. Specjalnie dla nas ta niezwykle utalentowana i bardzo sympatyczna dziewczyna z gitarą przygotowała zestawienie albumów jej życia. Może znajdziecie w tej „dziesiątce” również swoje ulubione płyty?

Alicia Keys – „Songs In A Minor”, 2001

2001 rok – miałam jedenaście lat. Kojarzycie ten pierwszy raz, kiedy jakaś piosenka zahipnotyzowała Was, zamrażając w bezruchu? Ja już nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy po raz pierwszy usłyszałam piosenkę „Fallin’”. I stałam tak, jakby sparaliżowana z zachwytu, oglądając Alicie w teledysku i zastanawiając się, kim jest ta dziewczyna? Od razu pokochałam ją za delikatność z tą domieszką… gangsterki w głosie i zachowaniu. Największe jednak wrażenie na mnie zrobiło to, że gra na fortepianie i komponuje własne utwory. Choć od dziecka ciągnęło mnie do instrumentów, to myślę, że dopiero ten album poskładał wszystko w całość. I skutecznie zaszczepił w mojej głowie myśl o tym, że gdy chodzi o nagrywanie własnej muzyki to granie i komponowanie dla samej siebie jest czymś oczywistym. Oto geneza mojego pierwszego, świadomego zakupu albumu muzycznego – wtedy jeszcze w formie kasety magnetofonowej.

Ulubiona piosenka z albumu: „How Come You Don’t Call Me”.

Lauryn Hill – „The Misseducation Of Lauryn Hill”, 1998

Lauryn Hill zobaczyłam po raz pierwszy w sequelu filmu „Sister Act”. I nie jestem w tym chyba jedyna…

Z miejsca byłam nią totalnie zafascynowana. Zjawiskowy, wygimnastykowany i nadzwyczajny w swojej w barwie wokal… Nie wiem kto inny potrafi, jak ona, tak świetnie rapować i pięknie śpiewać ballady. Jakie było moje zdziwienie, kiedy niedługo po obejrzeniu tego filmu natrafiłam nocą, w telewizji, teledysk do „Everything is Everything”, a Lauryn okazała być nie tylko aktorką! Zaczęłam szukać kolejnych utworów i tak natrafiłam na „The Misseducation…”, którego zaczęłam słuchać na okrągło. I choć to w zasadzie jedyna solowa płyta Lauryn, to niezmiennie wymieniana jest w czołówce najważniejszych albumów wszechczasów. Moim zdaniem – zasłużenie. Świat zawsze będzie potrzebował szczerej i podnoszącej na duchu muzyki. Z tak pięknym i przejmującym wokalem na froncie tworzy mieszankę, która wrzyna się w serce i pozostanie tam na zawsze.

Ulubiona piosenka z albumu: „Ex Factor”

Amy Winehouse – „Back To Black”, 2006

Nie wiem nawet, jak zabrać się do opisu tej płyty… W 2006 roku świat zdawał się nie słuchać nikogo innego, niż Amy. Jej głos był nie z tego świata. W czasach, gdy nagrywałam covery na YouTube, nie raz śpiewałam jej piosenki…

Melodie i emocje na tym albumie sprawiają, że „Back To Black” to totalny evergreen. A to, że Amy grała również na gitarze, również wzbudzało wielki szacunek. A dla mnie było to kolejną zachętą, by pisać utwory i mierzyć się z własnymi emocjami w tekstach. Talent Amy i jej spontaniczność była dla mnie wielką inspiracją.

Ulubiona piosenka z albumu: „Me & Mr Jones”.

The Swell Season – „Once: Soundtrack”, 2008

Wiele lat temu polecono mi do obejrzenia film „Once”. W 2009 roku piosenka z tego obrazu zdobyła Oscara za najlepszą filmową kompozycję muzyczną, więc postanowiłam to sprawdzić. To niezwykle przejmujący obraz o przypadkowo rodzącej się miłości, którą główni bohaterowie –grający w jednym zespole – wyznają sobie pisząc wspólnie piosenki. To było to! Zakochałam się w każdej piosence. Co ciekawe, zespół był prawdziwym projektem, a Glen Hansard do dziś jest jednym z moich ulubionych wokalistów. Po długich zachwytach kobiecymi wokalami, przyszedł dla mnie czas skupienia się bardziej na dźwiękach i przekazie, czego zasługą była właśnie ta muzyka. Oraz emocjonalne teksty i serce wokalisty podane na dłoni.

Ulubione piosenki z albumu: „Falling Slowly” i „When Your Mind Made’s Up” – przykro mi, nie umiem wybrać! 

No Doubt – „Tragic Kingdom”, 1995

W alternatywnym świecie, alternatywna „ja” gram właśnie taką muzykę!

Chyba jak wszyscy pokochałam No Doubt za utwór „Don’t Speak”. Ale im dalej w album „Tragic Kingdom”, tym bardziej byłam nim oczarowana i od niego uzależniona. I ta miłość trwa do dziś. Gwen była chłopaczarą, więc ja – wychowana wśród kumpli mojego starszego brata – totalnie poczułam ten klimat. Cała twórczość Gwen Stefani to kołowrotek buntu i wariactwa, czyli młodzieńczych emocji, które pozwalają poznać siebie i świat. Bardzo doceniam ten ekstrawertyzm, ale też rocka w wykonaniu No Doubt, który łączył tak wiele gatunków. Dlatego Gwen już na zawsze ma miejsce w moim serduchu. Tak samo jak i koncerty No Doubt z lat 90.

Ulubiona piosenka z albumu: „Sunday Morning”.

Red Hot Chilli Peppers – „I’m With You”, 2011

Choć jak wszyscy znałam wcześniejszą twórczość RHCP i kochałam ich za wiele piosenek, dopiero ich koncert w Warszawie podczas Impact Festival 2012, a zaraz później album „I’m With You” ujęły mnie w całości. Dla mnie to bez wątpienia jeden z najlepszych zespołów świata. Charyzma i luz w głosie Anthony’ego są niepowtarzalne. Kompozycyjne zwroty akcji, zabawa dźwiękiem i słowem, no i przekaz… Ich muzyka jest dla mnie odtrutką na każdy zły czas.

Ulubiona piosenka z albumu: „Did I Let You Know”.

The Cardigans – „Long Day Before Daylight”, 2003

Kocham takie gitarowe granie! Tę melodyjność i bezpretensjonalny przekaz. The Cardigans od zawsze byli i są w czołówce moich ulubionych zespołów. Obcując z tą muzyką cofam się w czasie do beztroskich dla mnie lat 90. i od razu robi się sentymentalnie. Słuchając ich nagrań wiesz, że weszli do studia prosto z prób w garażu. Kocham więc tą prostotę i skupienie na fajnych piosenkach.

Ulubiony utwór z albumu: „Communication”.

Ellie Goulding – „Halcyon”, 2012

To chyba najczęściej odsłuchiwany album w moim życiu. Dziewczyna grająca na gitarze i przemieniająca ją w elektroniczną muzykę stała się dla mnie cudownym zjawiskiem. Pokochałam „Halcyon” za kompozycje i teksty, za emocje i rozrywkowość. Słuchając Ellie zrozumiałam, że nie zawsze chodzi o skalę głosu, ale o barwę i jego charyzmę. Najbardziej niewiarygodne w tej historii jest to, że niedługo później miałam okazję zagrać przed Ellie support na jej koncercie w Warszawie!

Ulubiona piosenka z albumu: „My Blood”.

Selah Sue – „Reason”, 2015

Idolką Selah była Lauryn Hill. Stąd już niedaleko do mojej fascynacji również i tą artystką. Jednak to nie „This world” (utwór, który nuciła cała Europa) urzekł mnie najbardziej. Selah zainteresowałam się dopiero w 2015 roku, po premierze albumu „The Reason” – gdy usłyszałam utwór „I won’t go for more”. Przemówiło do mnie wszystko – kompozycja, barwa głosu, przekaz. Zgłębiłam wszystko, co do tamtej pory zrobiła Selah i oczywiście poszłam na jej koncert, gdy grała w Polsce. Myślę, że jej muzyka i sposób funkcjonowania jeszcze bardziej popchnął mnie do komponowania własnej muzyki i pisania własnych tekstów. Upewnił w tym, że warto być dumnym z wyrażanych przez siebie emocji i nie bać się ich. Takiego rodzaju artysta dodaje Ci otuchy i motywacji, żebyś robił swoje i nie oglądał się za siebie. Staje się wzorem.

Ulubiona piosenka z albumu: „Always home”.

Florence and the Machine – „How Big, How Blue, How Beautiful”, 2015

Wydając ten album Florence Welch miała już ogromną rzeszę fanów, a moje zainteresowanie tą artystką dopiero raczkowało. Ale na szczęście wszystko jest do narobienia… Im jest się starszym, tym ciężej natrafić w muzyce na coś, co „zmrozi” cię tak, jak Twoje pierwsze muzyczne inspiracje. Jednak Florence autentycznie mnie zaskoczyła. Przy jej piosenkach zrozumiałam, że największym pięknem w muzyce jest porozumienie z ludźmi, którzy Cię słuchają. Uwielbiam tę artystkę za magię, którą roztacza wokół siebie – przy pomocy swoich utworów; za świat, który stworzyła i jest mu wierna. Byłam na koncercie Florence w Łodzi i muszę przyznać, że było to dla mnie mocno hiponotyzujące wydarzenie. Florence ujęła mnie swoją skromnością przy jednoczesnym władaniem publicznością. Jej utwory są współczesną poezją.

Ulubiona piosenka z albumu: „Queen On Peace”.

Oprac. A. Szklarczyk

Polecane

Share This