Sokół: „Nie ma nic stałego na tym świecie. Rodzaj ludzki się skończy. Nie będzie tej planety”

Wojtek Sokół gościem Marcina Flinta w najnowszym odcinku Flintesencji.


2020.01.20

opublikował:

Sokół: „Nie ma nic stałego na tym świecie. Rodzaj ludzki się skończy. Nie będzie tej planety”

Foto: P. Tarasewicz / CGM.PL

Marcin Flint: Cześć wszystkim! Flintesencja. Nowy odcinek. Stary gość. Nie przepraszam. Nie wypada, ale no chyba tak najbardziej wiekowy debiutant w rap grze. Tak myślę. Wojtek Sokół.

Sokół: Broda już siwa.

M.F: ZIP Skład, WWO, TPWC, wreszcie solo.

S: Wreszcie solo.

M.F: Rozumiem, że figura debiutanta jest atrakcyjna medialnie, fajnie posłać taki przekaz w świat, że o tu debiutant po czterdziestce. Ale czy ty, choćby przez moment naprawdę czułeś się jak debiutant? Pod jakimkolwiek względem?

S: Ciężkie pytanie. Właściwie nie wiem, bo się nad tym nie zastanawiałem. Trochę może jak jechałem w trasę i miałem taki ciężki moment na początku, bo musiałem skompletować ekipę i to było takie smutne nawet… Że tak sam będę jechał i teraz muszę zakręcić się za jakimś hypemanem, żeby samemu nie być na tej scenie. Ja lubię bardzo ludzi, ja lubię taką otoczkę kiedy jest ekipa. Taki czułem się przez moment samotny kiedy faktycznie myślałem o tej trasie. Ale udał się zebrać finalnie świetną ekipę, więc… Może tak miało być.

M.F: No tak, Wojtek Sokół to poniekąd dzieło zbiorowe. Patrząc po ilości osób, które przy tej płycie pracowały. Więc… Może nie jest to płyta The Game’a, ale tak czy siak, rzeczywiście gdzieś tam wielu może nawet nie turystów, może też nie lokatorów, no wiele osób do tego swojego świata wpuściłeś.

S: Głównie na refreny. Bo ja nie umiem refrenów robić. Jeśli chodzi o warstwę artystyczną. Też stoi za tym wiele osób od strony, której nie widać, ludzi wspierających mnie na różnych etapach managmentowo – kreatywno – organizacyjnych przede wszystkim. Ja nie nadaje się do codziennego zarządzania i mozolnej pracy. Po prostu nie lubię tego.

M.F: A uważasz, że umiesz słychać innych? Łatwo ci doradzić? Czy zawsze wiesz lepiej.

S: Umiem słuchać, natomiast rzadko korzystam z ich wskazówek. Ale bardzo lubię się odbijać od nich, w sensie potrzebuje tego. Potrzebuję czasami usłyszeć zupełnie inne zdanie, żeby utwierdzić się że mam rację. Ale czasami słucham. Czasami. Nie wiem, czy teraz sobie przypomnę ale na pewno było parę wskazówek, które usłyszałem z boku o wziąłem sobie do serca. I faktycznie uwzględniłem.

M.F: To jest ten problem, że jeżeli nie słuchasz rad, to coraz mniej osób chce je udzielać.

S: To prawda. Pewnie tak. Aczkolwiek, ja na razie nie mam z tym problemu, czyli może słucham.

M.F: Lubię patrzeć na twoją płytę, jako zestawienie kontrastów, trochę dwóch różnych Sokołów. Jeden trochę lepiej ubrany z trochę głośniejszymi nazwiskami wokół. A drugi ten chudzielec z Śródmieścia południowego, gdzieś przemykający po bramach. Nie wiem, czy słusznie tu rozkminiam, że gdzieś na tym dualizmie – już zaznaczonym w pierwszym kawałku- ta płyta jest zbudowana. Taki był zamysł w ogóle.

S: Tak, aczkolwiek nie nazwałbym tego dualizmem. Wydaje mi się, że jest więcej różnych warstw. Oczywiście najłatwiej jest pokazać kontekst na dwóch przeciwstawnych opcjach. Ale wydaje mi się… Lubię robić rożne rzeczy w życiu. Lubię rożne klimaty. Dusiłbym się trochę w jednym, powtarzalnym, w kółko. W zasadzie niezależnie jaki on by nie był. Czy jeśli za długo przebywam z artystami jakimiś albo z naprawdę bardzo inteligentnymi ludźmi, z którymi zdarza mi się przebywać, którzy mnie czasami zawstydzają po prostu swoją wiedzą, erudycją i wieloma innymi rzeczami. To potrzebuję nagle, czuję że muszę iść napić się wódki na podwórko z chłopakami. I w drugą stronę. Jak za dużo czasu spędzam z chłopakami z ulicy – mówiąc tak na skróty – to ciągnie mnie do świata bardziej artystycznego, do biznesu grubszego, do salonów rożnej maści. Lubię różne światy. Właściwie nie wiem, dlaczego ktoś miałby ograniczać się do jednego. Nie uważam tego za żadne sprzeniewierzenie się swoim postanowieniom, ideałom, czy zasadom. To jest bzdura. Moim zdaniem trzeba… To jest tak jakbyś całe życie jadł mielonego. Tymczasem jest wiele innych kuchni bardzo ciekawych.

M.F: Ktoś kiedyś nawinął, że trzeba się zmieniać, by jakim jest się pozostać. I coś w tym jest.

S: Coś w tym jest. To prawda. Z jednej strony ewoluujesz cały czas. A z drugiej strony te fundamentalne przekonania pozostają na lata.

M.F: A kiedy spotykasz się ze starymi znajomymi to nie masz tego wrażenia udzielania audiencji? Że patrzą na ciebie inaczej, niż patrzyli kiedyś?

S: Pułapką jest zastanawianie się nad takimi rzeczami. Trzeba brać życie takim jakie jest. A nie rozpaczać i rozkładać je na czynniki pierwsze i debatować nad tym i użalać się . Ja tego w ogóle nie kumam do końca. Jest tak jak jest i koniec. Generalnie im ktoś jest prostszy i bardziej prymitywny, to wiadomo że nie może się powstrzymać od powiedzenia czegoś, co jest bardzo oczywiste i co powiedziało ci już oczywiście milion osób wcześniej. Znasz takich milion osób, które powtarzają ci wkoło jakieś powiedzonka. Rzeczy, które powiedział ci milion razy od kiedy go znasz ale powie jeszcze milion pierwszy. Jasne, zdarza się że wchodzę do jakichś ziomków z dawnych czasów i: o! przyszła gwiazda, coś tam. Ale na ogół mówi to najgłupszy z towarzystwa i nie robi to na nikim wrażenia.

M.F: Czasami jest to taką życzliwą ironią.

S: Zawsze jest to jakaś ironia, tylko chodzi mi o zupełnie coś innego. Nie jest to nigdy coś co mogłoby mnie zaboleć w pewien sposób. Mam generalnie wyjebane na to kompletnie. Ja też przeszedłem przez wiele etapów i nie czuję się wyrzutkiem, ani odklejeńcem. Właściwie w każdym ze środowisk, do którego przychodzę, czuję się ok, ale nigdy nie jest to do końca moje środowisko.

M.F: Trochę tak jest, że stoisz okrakiem. Patrząc po twoich poglądach, pretensje mogą mieć zarówno ci z prawej, jak i z lewej. I to słychać nawet po tej płycie, jesteś gdzieś pomiędzy szkołami. Pomiędzy starą, a nową choć za sprawą tego cytowanego już wszędzie, w sensie wymęczony pytaniem o tego pluszowego człowieka z blizną (bo pewnie wszędzie pada), to gdzieś z automatu przesunęło cię w optyce bliżej tej starej szkoły.

S: To nieprawda. Ja mówię to równie dobrze o starej szkole. Generalnie hip hop. Nowy hip hop, który dzisiaj się robi. On jest dla mnie maskaradą w pewien sposób. O tym jest ten kawałek. Mówi się rzeczy, które nie istniały. Rozmawialiśmy o tym przed wejściem na antenę. Mam wrażenie, że dziś po latach ludzie robią z siebie – ludzie też ze starej szkoły – robią z siebie osoby, którymi nie były w przyszłości tak naprawdę. Piszą swoją historię na nowo. I to nie jest tak, że to jest zarzut w kierunku nowej szkoły. To w ogóle nie jest zarzut. To jest spostrzeżenie, które dotyczy wszystkiego co dzieje się na scenie. Ja mam pompę z bardzo wielu moich kolegów ze starej szkoły. I mam też pompę z wielu z nowej szkoły. No co? Tak jest po prostu. Nie uważam, żeby w ogóle dzielenie tego rapu na nową i starą szkołę miało jakiś sens. Ale to jest to samo co mówiłem ci przed chwilą o różnych światach. Czemu mamy się zamykać w jednym świecie? Ja nawet nie wiem jak nazywać muzykę dzisiaj! Przysięgam! Mi Spotify podpowiedział teraz, bo mi powiedział jaki jest mój ulubiony gatunek muzyczny za ten rok. A ja szczerze mówiąc nie wiedziałem jak tę muzykę nazwać.

M.F: Jaki jest?

S: Indie Rock

M.F: O! No proszę!

S: Alternatywny Indie Rock nawet. Też mnie zaskoczyło. Widzisz ja nie znam się na nazwach.

M.F: Ok. Chyba odbiorca, słuchacz ma parcie na to, że jest mu lepiej psychicznie jak umie coś zaszufladkować.

S: Ludzie, zwłaszcza słabi ludzie, potrzebują przynależności. Potrzebują się gromadzić. Potrzebują być w ekipie. Nie czują się pewnie sami. Tak? Ja nie mam tego problemu. Oczywiście bardzo lubię ekipy – to co powiedziałem już wcześniej. Świetnie się czuję w gromadzie ludzi, natomiast to nie jest mi niezbędne do funkcjonowania wręcz przeciwnie. Nie potrzebuję poklasku dla swoich poglądów, nie potrzebuję kogoś kto mi będzie przyklaskiwał i klakierów, którzy będą za mną chodzić i mówić jak to świetnie i klepać po ramionach. Co więcej. Myślę, że częściej napędza mnie jakaś krytyka niż pochwały. Ja się boję pochwał, bo można wtedy stracić czujność.

M.F: Tak, coś w tym jest i pochwał na pewno słyszysz sporo ale …

S: Spływają po mnie tak samo jak krytyka. Myślę, że krytyka mimo wszytko zostawia w sobie… Takie ziarenko zasadza ambicji, że kurwa jeszcze bardziej wiem, że mam rację. To jest taka przekora pewnie jakaś. Nie rozumiem narcyzów, narcystycznego podejścia do życia. Ludzi zakochanych w sobie, którzy przerośnięte ego na zasadzie takiej, że uważają się za bardzo ważnych. Jakieś elementy światoprzestrzeni. Znaczy całego wszechświata itd. Ja tak nie uważam. Ja myślę, że jesteśmy kurwa jakimiś ziarenkami piasku na pustyni. I kompletnie nie ma wpływ, czy dzisiaj jest Sokół, czy go jutro nie będzie. Dla dziejów ludzkości nie ma to, kurwa, żadnego znaczenia.

M.F: A miałeś w ogóle kiedyś takie poczucie, że twoje ego wymyka ci się spoza kontroli? Przychodzili starzy znajomi, pukali cię w bok i mówili: stary, słuchaj Wojtek, odlatujesz.

S: Nie. Oczywiście zdarzało się, że ktoś mi tak powiedział. Natomiast moim zdaniem, to oni odlatywali nie w tę stronę co trzeba. Mówiąc zupełnie szczerze akurat. Zdawało mi się natomiast łapać na zupełnie innej rzeczy. Zdarzało mi się łapać, na tym, że nie mam czasu dla ludzi i to jest przykre. To wynika z wielu różnych przyczyn, ale między innymi z tego, że czasami źle organizuje swój własny czas. I przez to trudno jest mi, wiele, wiele rzeczy które robię, pogodzić.

M.F: I teraz jesteśmy wszyscy na wyciągnięcie ręki przez messengera. Jest nas prościej dorwać niż kiedykolwiek. Ja też łapię się na tym, że jest mi głupio, bo nie jestem w stanie odsłuchać każdego nagrania, które ktoś mi podeśle. A co dopiero musisz przezywać w tej kwestii ty. Można nic innego w życiu nie robić tylko odpisywać ludziom na fan page’ach.

S: Nie, ja tego właściwie w ogóle nie robię. Praktycznie w ogóle nie sprawdzam tych wiadomości. Czasami jak mi się bardzo nudzi to sobie przelecę przez ostatnie pięćdziesiąt. Trochę dla jakichś potrzeb socjologicznych, z ciekawości. A trochę z nudów, a trochę dla beki, nie ukrywam. Ale raczej nie interesują mnie tego typu sprawy. Nie rozumiem. Czasami się nawet zastanawiam, bo moja dziewczyna jest taka, że odpisuje jakimś dziwnym ludziom, bo tak jest odpowiedzialna po części za inne fan page. Nie moje. Do mojego ja mam dostęp. Jest to trzymane przeze mnie, jeśli chodzi o Instagram itd. Wiesz, mają też ludzie ode mnie dostęp do mojego Facebooka, żeby wrzucać jakieś posty sponsorowane, czy jakieś tam, dotyczące trasy. Wiadomo, że mi się tego nie chce robić. Ale generalnie wszystkie posty, które są wrzucane – powiedzmy sobie naturalne – to są moje i tyle. Ale musiałbym oszaleć, żeby czytać wiadomości.

M.F: No tak, bo to już skala ataku potrafi być dość przerażająca. A jak zacząłbyś odpisywać i pojawiłaby się wieść, że zacząłeś to…

S: Później się łatwo złapać w taką spiralę, na której poległo kilku naszych raperów. Jeszcze nie daj Boże, jak się zaczynają z ciebie śmiać i ty nie umiesz się śmiać sam z siebie, to już jest dramat.

M.F: A to rzadka sytuacja, żeby umieć się śmiać samemu z siebie.

S: Wydaje mi się, że potrafię do pewnego momentu oczywiście, dopóki żart nie jest po prostu chujowy, wulgarny za bardzo i ma polegać tylko na tym, żeby się nieelegancko wobec ciebie zachować. Wtedy to nie jest śmieszne. Jest parę memów ze mną śmiesznych naprawdę, które mam gdzieś zapisane na dysku.

M.F: I na pewno parę takich, których wolałbyś nie komentować bo są np. zbyt śmieszne.

S: Idiotycznych, chamskich służących tylko temu, żeby kogoś zdyskredytować, czy poniżyć… Takich na pewno było jeszcze więcej. Trudno jest zrobić naprawdę śmiesznego mema. Trzeba być też inteligentnym. Dowcipnym, ironicznym, cynicznym czasami. To są wszystko raczej takie cechy połączone z szybkim kojarzeniem, które są mimo wszytko jednak pozytywnymi cechami. Nawet jeśli ktoś jest bardzo uszczypliwy i złośliwy. Ja to szanuję.

M.F: A dystans do siebie jest czymś, czego musiałeś się nauczyć i co przychodziło z wiekiem? Bo jakoś nie podejrzewałbym Sokoła z lat 90-tych o jakiś szczególny dystans do siebie. Choć z drugiej strony nie znaliśmy się.

S: To jest wszystko skomplikowane. Z jednej strony ekipa, środowisko w którym żyłem też wymagała tego, żeby nie pozostawiał pewnych rzeczy tak po prostu . Nie przechodził nad nimi do porządku dziennego i to wymagało pewnego zaangażowania i dania komuś w mordę, a czasami dostania w mordę. A czasem dłuższych afer. Ale, czy ja wiem. Z domu też się wynosi takie rzeczy. Myślę, że dużo dystansu miałem do siebie mimo wszytko, od początku. Ale jeśli jesteś, uczestniczysz w bardziej ulicznych klimatach, to nie możesz pokazać, że masz ten dystans, czasami.

M. F: Jasne. Dom, który przed chwilą wspomniałeś, był domem w dużej mierze artystycznym. To musiało mieć znaczenie, wpłynąć na to, że jesteś teraz kim jesteś, bo tam byli literaci, tam byli malarze. Zdaje się że wspominałeś, że mama pracowała przy kostiumach.

S: To za dużo powiedziane. Szyła tam jakieś rzeczy. Zaczęło się od tego, że w hotelu Victoria zaczepiła ją prostytutka jedna i zapytała się skąd ma takie ładne ubrania. Ona powiedziała, że z Paryża sobie sprowadziła jakiś materiał i uszyła na miejscu. I te prostytutki zaczęły matkę prosić, żeby zaczęła im szyć ubrania tzw. stroje kurewskie, nie wiem jak to inaczej można określić. Od tego się zaczęło. A potem mama szyła dla Papa Dance stroje, coś, gdzieś. Na ogól historie życia są prozaiczne.

M.F: Da się z nich zrobić niezłą literaturę. Właśnie dlatego jak bardzo są prozaiczne. A ty byłeś zawsze gościem, który umiał rzucać okruchy. Jak slajdy. Pamiętam gdzieś wers o szpitalnych korytarzach, o wydarzeniach z Gruzji. Nigdy nie było tego dużo, ale wystarczająco żeby rozbudzić ciekawość i zacząć sobie w głowie te obrazy malować. To zawsze było sednem gdzieś tam.

S: Zostawiłem furtkę do napisania książki kiedyś, być może.

M.F: Albo nakręcenia filmu.

S: Albo nakręcenia filmu. Nie wiem. Nie spieszy mi się do tego.

M.F: Myślę o tym co by mogli z tego zrobić. Widzę jak gra cię Wojciech Karolak, to…

S: Pomyśl o książkach, które napisali polscy raperzy. Wolałbym nie być w tym panteonie.

M.F: Tak, myślę, że tu zostało jeszcze wiele do zrobienia. Postrzegasz swój rap w kategoriach literatury? Tu porównań było sporo i to różnych od Pielewina po Hłaskę.

S: d Ale stawiasz mnie w bardzo niewdzięczni sytuacji. Jak ja mogę nazywać swój rap literaturą? Okazałby się jakimś małym, z przerośniętym ego, chujem który któremu się wydaje jakim jest wielkim artystą. Podchodzę do tego poważnie, może ten sposób ci odpowiem wymijająco. Podchodzę bardzo poważnie do pisania. lubię pisać, lubię skupiać się na pewnych drobnych niuansach. Tak naprawdę jestem zdruzgotany tym, jak źle się nie pisze w tym kraju. Ogólnie. Nie tylko w polskim rapie. Wszędzie. W ogóle się źle pisze. Albo ludzie piszą bardzo kwieciście, soczyście, literacką itd. albo piszą jak pół debile. Nie ma tego czegoś, co ja bym chciał zagospodarować, czyli znowu, tej mieszanki światów. Z jednej strony czujesz czytając, słuchając kogoś, że ten człowiek ma pojęcie, a z drugiej strony używa bardzo prostego języka, ale prostego a nie prostackiego. I jakby to jest ta różnica. Dlatego, tak jak powiedziałeś, zawsze jarałem się Hłasko. W ogóle kwintesencją był Himilsbach, ale on był bardziej po tej prostej stronie. Ale tam też było słychać, że ten człowiek myśli, jest bardzo dowcipny. Marek Nowakowski, ale to już są bardziej takie warszawskie rzeczy. Lubię bardzo wiedzieć, że słucham, czytam inteligentnego człowieka, który jednocześnie z niejednego pieca jadł chleb i umie się tym bawić  w sposób przemyślany. Trochę tak, jak jest z przekleństwami w kawałkach. Wszystko zależy od tego, gdzie ta kurwa pada w zdaniu. Ona może paść w takim momencie, że czujesz, że ktoś ją wypowiedział bezwiednie i bez sensu. Może podkreślić bardzo znaczenie całego zdania, bardzo może wpłynąć na wydźwięk. Znaczenie zdania.

M.F: Przysłowiowa „kurwa” może być idiotycznym przecinkiem, a w odpowiedniej wiązance może być sztuką. Jak cały ten ruski Mat, gdzie odpowiednio umiejętne wyzwanie się jest postrzegane w kategoriach umiejętności towarzyskiej niemalże.

S: No. Jest wiele ciekawych, różnych sportów na świecie.

M.F: Oczywiście, że tak. Patrząc po tym jak zareagowałeś na tę literaturę, we mnie jest trochę sprzeciwu żeby to samo hasło literatura nobilitować z racji na to , że literatura też może być lepsza i gorsza.

S: Remigiusz Mróz rządzi, więc wiesz.

M.F: Ale zawsze na jakiegoś Mroza przypadnie Tokarczuk, która raczej nam przynosi chwałę. Widziałem, że w Szwecji to jej przemówienie się dużym echem odbija. Ale jakoś nie mam wrażenia, że Tokarczuk jest czytana po polskich domach ze specjalnym entuzjazmem. Bezpiecznie pochwalić z oddali, ale żeby już otworzyć książkę to…

S: Jeśli mamy oceniać, polski standardowy dom po wynikach wyborów, to pewnie możesz mieć rację. Natomiast, czy świat nie jest w ogóle zbudowany tak, że rozkład sił nigdy nie jest równy? Różnych sił.

M.F: Tak, oczywiście.

S: Świat nie jest czarno-biały, nie mamy żadnej równowagi. Jest różnie. Bardzo. Dziś jest tak jutro będzie inaczej. Zobaczymy. Ja jeśli chodzi o literaturę, to nie bałbym się. A poza tym wydaje mi się, że tak naprawdę, jeśli taki stereotypowy Polak, z mniejszej miejscowości, przeczyta Remigiusza Mroza, to powinniśmy wszyscy być szczęśliwi że on w ogóle to zrobił. Czy cokolwiek.

M.F: Lepiej jak czyta coś słabego, nie wiem czy….

S: Lepiej, żeby w ogóle czytał, bo będzie umiał pisać i wysławiać się. Ludzie nie umieją w ogóle komunikować się przez to, że mało czytają. Ja popełniłam jakieś błędy. Jeśli chodzi o składnię, to absolutnie nie mogę być żadną wykładnią, bo nawet celowo lubię rozmawiać w sposób dosyć niedbały. Ale jeśli chodzi o pisanie na przykład, to w zdecydowanej większości nie popełniam błędów pisząc. Nie robię tego dlatego, że czytałem dużo książek jako dziecko i utrwaliły mi się pewne, optyczne rozwiązania pisowni. Ja nie znam gramatyki. Nigdy nie interesował mnie język polski. Ja nie lubię rozbierać rzeczy na czynniki pierwsze, wolę żyć w lekkiej magii. Myśleć, że rzeczy są bardziej uduchowione niż są i nie lubię matematycznie rozkminiać świata na zera i jedynki. Wydaje mi się, że fajniej jak zostaje jakiś taki element, w którym możemy sobie przynajmniej trochę dowolności jakiejś zostawić. Ja nie mam pojęcia. Jakbyś mnie zapytał, czym jest zaimek to nie wiem co to jest.

M.F: To nie jest chyba do czegokolwiek potrzebne. Ale chyba właściwe osobom, które posługują się słowem, jest to zostawienie pola do interpretacji. Jestem na poziomie słuchania stu polskich rapowych płyt rocznie. Z trzystu, które wychodzą i w pewnym momencie ta dosłowność zupełna, oczywistość tych przekazów jest czymś co najbardziej w tym wszystkim przeszkadza. To o czym napomykałeś. Tendencja do mówienia rzeczy oczywistych, które jeśli jeszcze są powiedziane z odpowiednią emfazą. Jeśli ci, którzy mówią te rzeczy są przekonani, że nikt o tym wcześniej nie mówił, odkrywają Amerykę, to jest to jakieś turbo nieznośnie.

S: To jest to co mówiłem, a propos wchodzenia do starych kolegów i nagle rzucenia głupiego dowcipu, który słyszałeś milion razy. Ludzie są przekonani, że ciebie to zaskoczy, to co oni do ciebie mówią. To jest niesamowite. To jest właśnie to, o czym teraz powiedziałeś. Nie umiem tego zrozumieć, jak ktoś może myśleć, że ja mogłem czegoś takiego nie słyszeć wcześniej.

M.F: Gdyby każdy miał się ….

S: Ja ci powiem jak. Nie myśli, nie zastanawia się nad tym, nie ma w ogóle autorefleksji, żadnej. Nie istnieje w jego mózgu tego typu proces. W ogóle. I tyle. Ludzie są bezmyślni. Najgorsze co w ogóle może nas spotkać, to jest zalew bezmyślnych ludzi. Jak to się mówi od lat, teraz ja się posłużę wyświechtanym motem, że lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Bo to zawsze się zakończy źle.

M.F: To teraz już nie jestem do końca przekonany, czy ty lubisz ludzi. Bo tak trochę mizantropią to pobrzmiewa.

S: Lubię ludzi, tylko wiesz.  Jeszcze inaczej spróbuję. Cechą ludzi w miarę inteligentny – nie trzeba być tu jakimś Einsteinem żeby zrozumieć to co dzieje się w mózgu – jest to że jak trafiasz do różnych środowisk, to różnie z nimi rozmawiasz. Po prostu automatycznie. To nie jest kalkulowanie. To nie jest chłodna kalkulacja. Tylko twój mózg automatycznie przestawia się, i innych słów używasz rozmawiając z profesorem, a innych używasz rozmawiając z przysłowiową sprzątaczką. Nie obrażając super inteligentnych sprzątaczek, które na pewno gdzieś są. Tak samo działa… Chuj! Nieważne. Nie ma sensu. Z długo by to trwało i ja już sam nie wiem. Po co ja to mówię?

M.F: To do syntezy.

S: Nie, już przejdźmy dalej.

M.F: Jedną rzeczą jest ego, o którym już mówiliśmy, a drugą pewność siebie którą niewątpliwie masz, bo to, że umiesz opowiadać jest czymś z czego w pewni zdajesz sobie sprawę. Nie było by w innym wypadku utworu MC Hasselblad. Przykładowo.

S: Chcesz dokończyć pytanie?

M. F: Jak chcesz się wtrącić to zapraszam.

S: Ok, kontrując. Zdaje sobie też sprawę z tego, czego nie potrafię. Na przykład wiem, że nie umiem za dobrze grać w hokeja. Co więcej wypierdoliłbym się jakbym stanął na łyżwach, na lodzie, bo nigdy tego nie robiłem. Więc nie gram w hokeja. Na tej zasadzie oczywiście wiem, że umiem pisać, dlatego piszę. Ale czy to jest jakieś przekonanie o swojej wielkości pisarstwa i jakiegoś warsztatu cudownego? Nie wiem. Na tle innych, faktycznie czasami mam wrażenie, że nieźle mi to idzie. To przyznaje. Bez fałszywej skromności, że patrzę jak piszą niektórzy i jest to po prostu straszne. Ale są też tacy, którzy potrafią naprawdę bardzo dobrze pisać. To też jest zawsze miłe… nie chce robić z siebie kogoś, kto wyobraża sobie, że jest jakimś arcymistrzem pisania kawałków. Nie mam takiego przeświadczenia. Mam przeświadczenie, że jest bardzo dużo chujowych gości ale nie mam przeświadczenia, że ja jestem super wyjątkowy. Może gdyby była lepsza konkurencja, to może miałbym wtedy lepszą motywacje, żeby to robić lepiej. A teraz tu nie trzeba być mistrzem, żeby ich wszystkich ograć. To jest okręgówka.

M.F: Zgadzam się. Pytanie, czy w takim razie jest coś co pozwala gdzieś tego odpowiedniego, dobrego opowiadania się nauczyć? Czy był jakiś szereg czynności, które wykonywałeś żeby to co robisz, robić lepiej.

S: Nie, ja w ogóle nie ćwiczyłem. Jedynie, to jest praktyka, tak? Ja ci odpowiem w ogóle na wszelkie tego typu pytania. Ja niestety jestem dość leniwym człowiekiem. Ale nie leniwym w takim dosłownym słowa znaczeniu, że mi się nie chce różnych rzeczy robić. Ja je chętnie robię, tylko robię je jak najmniejszym wysiłkiem. Jeśli nie muszę czegoś robić, to tego nie robię zazwyczaj. Albo robię te rzeczy, które lubię robić, które sprawiają mi przyjemność. Zakładając, że pisanie sprawia mi tam jakąś przyjemność, to trochę pisałem w życiu, bo mi to sprawia przyjemność. Natomiast nigdy nie ćwiczyłem warsztatu. Ja w ogóle nie rozumiem, o czym mówią ludzie czasami. Podziwiam osoby, które widziałem, że były mało zdolne, strasznie dużo pracy w to wsadziły żeby nauczyć się warsztatu i dziś są naprawdę bardzo dobrymi rzemieślnikami. Podziwiam ich, bo ja tego w życiu kompletnie nigdy nie robiłem. Nie ćwiczyłem nigdy nic.

M.F: Czyli, gdyby postawić cię na katedrze, powiedzmy uniwersyteckiej, i miałabyś mówić do studentów jak kreatywnie pisać…

S: Nie zrobiłbym warsztatów. Ostry zrobił warsztaty, może on wie więcej na ten temat. Ja nie wiem nic. Ponieważ ja nigdy się sam nie kształciłem w tej dziedzinie. To jest cały czas ta magia, o której ci mówię, którą lubię w życiu. Szanuję ją bardzo i nie chciałbym zatracić. Rzeczy czasami dzieją się tak po prostu. Jedni nazywają to talentem, drudzy jeszcze czymś innym. Dla mnie po prostu fajnie jest… Jeden gościu się rodzi i umie od razu grać w piłkę. Lepiej idzie mu koordynacja ruchowa.

M.F: Ale nie od razu na mistrzowskim poziomie.

S: Jasne. Ale on nie musi, być może, ciężko harować, bo ma talent i on i tak lubi grać. Więc on sobie pyka, pyka, pyka i gra super. poza tym sport jest złym przykładem, wkopałem się sam w ślepą uliczkę. W sporcie jest już tak wyżyłowane wszytko, zwłaszcza w sporcie typu piłam nożna, gdzie są tak duże pieniądz, że zawsze znajdzie się świr który będzie ćwiczył 24/h. Nie będzie spał. Będzie brał jakieś kurwa chińskie tabletki, żeby dalej ten… Oczywiście żartuję, ale wiesz o co mi chodzi. Jak są tak duże pieniądze w grze, to faktycznie już nie ma miejsca na magię o której mówiłem.

M.F: W sporcie jest ta przykra sprawa, że zwycięzca jest jeden. Jak jest sport drużynowy, to wygrywa drużyna.

S: Ale jest złota piłka, czy coś.

M.F: Tak. A tu w rapie platynową płytę może mieć teoretycznie każdy.

S: Zawsze możesz powiedzieć, że sprzedałeś najwięcej płyt w tym roku, zagrałeś najwięcej koncertów, zarobiłeś najwięcej pieniędzy itd. Komu się chce ścigać? Muzyka nie jest tego typu przestrzenią do działania. To się oczywiście zmienia. Młodzi ludzie coraz bardziej są nastawieni na czysty zysk. I faktycznie zaczyna się to zamieniać w jakieś zawody. Ale nie wiem. Wydaje mi się że jeśli masz do tego trochę dystansu, to fajnie jak jest dobrze, oby nie było źle, bo generalnie lepiej jak jest lepiej.

M.F: Jak tak cię słucham, jako osoba która postrzega słowo jako – w pewnej mierze tworzywo- to trudno mi uwierzyć, że ty gdzieś pewnych zabiegów narracyjnych sobie nie rozkminiałeś tak bardziej analitycznie. Nie uczyłeś oka do detalu, do tych plakatów z Vam Dammem, do tych wszystkich drobiazgów które zauważasz. Że to nie bierze się z trenowania.

S: Nie wiem co mam ci powiedzieć. Myślisz, że ja sobie rozpisuję, jakiś szkic i że myślę dobra: to tu muszę wpierdolić trzy szczegóły, że rozkładam to na czynniki pierwsze? To kurwa nigdy w życiu nie nagrałabym takiej płyty! To byłoby jakieś gówno płytkie. To by było… Nie, ja do tego podchodzę… Chciałbym napisać scenariusz do filmu. Bardzo. Długo się noszę z tym zamiarem i chciałbym to zrobić. Zrobię to prędzej czy później. Jak powiedzą, że chujowy to trudno. Jak powiedzą, że zajebisty to fajnie. Prędzej czy później go napiszę. Teraz mam kolegów różnych, którzy zajmują w mniejszym lub większym stopniu pisaniem scenariuszy. I słyszę od większości z nich , nie od wszystkich, że słuchaj są takie zajebiste poradniki jak napisać dobry scenariusz, bo bez tego to chuj. Ja się na nich patrzę i mówię: nie wierzę w to! Jak to? To jest ostatnia rzecz jaką chciałbym zrobić – napisać taki sam scenariusz jak wszyscy inni. Chciałbym napisać scenariusz, który może być niezrozumiały, on może być niekomercyjny przez to, może mieć w złym miejscu środek ciężkości. W złym miejscu twist. Rozwiązanie może być na początku historii, a nie na końcu. Ale na tym będzie polegał, że będzie naturalny. Napisany przeze mnie bez, kurwa, kalkulacji. Czy to nie jest wartość wszystkiego co robimy w życiu? Po co mamy robić tak, jak to robią wszyscy inni? Możemy to robić tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Kształcić się w wypróbowanym, wąskim… Cyzelować każdy fragment. Robić wszytko według zaleceń jak to ma zadziałać na ludzi. To wtedy wszyscy powinniśmy pracować w branży reklamowej. A nie w jakiejkolwiek innej. Bo wtedy uczysz się jak wpływać na ludzi, żeby wywrzeć zamierzony efekt. Ale jaki to ma sens. Dla mnie żadnego, dla piszącego. Ja wolę mieć ten dreszcz emocji, czy w ogóle ktoś zrozumie, czy to do kogokolwiek dotrze. Miałem rożne myśli wydając tą płytę. Ja wcale nie byłem przekonany czy to jest taka płyta, która przypadnie wszystkim do gustu. Mówię to nie kokietując. Nie udając niczego. Nie wiedziałem. Nie było mnie parę lat na scenie. Ja zabookowałem małe lokale na koncerty. Musiałem później zagrać cztery koncerty pod rząd w Warszawie, bo nie wiedziałem że mogę sprzedać Torwar. Ja nie jestem zakochanym w sobie człowiekiem, z przerośniętym ego tylko spokojnie pomału, małą łyżeczką stwierdziłem że spokojnie zarezerwujemy sobie takie i takie miejsca. I potem się tak okazało. Co było bardzo miłym zaskoczeniem. Ja nie ścigam się na wielkość jajec z nikim, na długość kutasa. Nie potrzebuję tego w żaden sposób. Żyje sobie po swojemu. Całkiem nieźle. I naprawdę nie ćwiczę (śmiech) Wracając do twojego pytania.

M.F: Gdzieś to życie jest w takim razie bardzo niesprawiedliwe skoro taki Sokół może dostać to gdzieś z góry.

S: Jest niesprawiedliwe, oczywiście. Jestem przykładem tego, że życie jest kurewsko niesprawiedliwe. Jak najbardziej.

M.F: Jesteś też dowodem na to, że…

S: Ale jeden się rodzi piękny drugi się rodzi brzydki. Ja nie umiem np. grać w piłkę, kurwa. Strasznie chciałbym umieć grać w piłkę. No nie potrafię. Człowieku mam dwie lewe nogi, kurwa potknę się i wywalę, wybiję zęby. I co mam siedzieć, zawziąć się, chodzić i codziennie ćwiczyć tą piłkę? Żeby pokazać, że potrafię? Przecież to kurwa jest jakiś Kompleks!

M.F: A tam w piłkę, w hokej uciekasz te w te sportowe tematy.

S: Są obrazowe. Nie znam się w ogóle na fizyce, a bardzo brakuje mi tego.

M.F: Dobra, ale nie wychodźmy poza rap. Czy w rapie czegoś nie potrafisz?

S: Ale rap nie jest całym światem, dla mnie przynajmniej.

M.F: Wiadomo.

S: Czego mi w rapie brakuje? Oczywiście że brakuje.

M.F: We własnym rapie? Czy chciałbyś coś poprawić?

S: No pewnie, że tak. Chciałbym pisać lepiej, chciałbym pewnie umieć technicznie za rapować pewne rzeczy, których nie potrafię, po prostu. Jak pisze sobie czasami teksty to w głowie rapuje, czasami piszę w nocy i nie mogę go rapować głośno, bo bym pobudził wszystkich. Coś tam w głowie mamrocze, rano próbuje to za rapować i okazuje się że to zestawienie konkretnych słów po sobie jest nie do wymówienia, kompletnie. I próbuje dziesięć razy i chuj muszę zmienić tekst. Chciałbym np. umieć to wymówić. chciałabym ogólnie być lepszy, wiadomo. To by było fajnie pewnie być lepszym, jeszcze. Jest wiele niedoskonałości w tym co ja robię. Ale szczerze? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Kompletnie żadnego. Bo ważne jest to co na samym końcu z tego powstaje. Efekt finalny. Ja nie jestem, i nigdy nie byłem, wydając VNM itd. , który wiadomo miał świra na punkcie techniki i wszystkiego itd. Ja mu zawsze mówiłem: V ja bardzo cię lubię. Wszystko kumam. Jaram się tymi twoimi płytami itd., ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ta moda na cyrkowy rap przeminie?

M.F: Cyrkowy?

S: Cyrkowy. Bo to są cyrkowcy. Oni stoją w kółku na desce, żonglują kieliszkami, i jeszcze mają szpikulec na nosie i tam foka kurwa leży z porcelany, której nie można zbić. Po co? Ja to szanuję, bo to jest Świetny warsztat. Cudownie. Zresztą V akurat potrafił pisać teksty przy tym i to było unikalne. Tzn. potrafi, mam nadzieję, że jeszcze go usłyszymy. Rozumiesz o co mi chodzi? Natomiast sama ta sztuka dla sztuki. Tworzyć rap, który jest kurwa zbudowany… No nie.

M.F: Eminem doprowadził to do absurdu teraz.

S: Efekt finalny jest najważniejszy. Generalnie to ma ci sprawiać jakąś przyjemność. To nie ma być, kurwa jakąś szaradą, łamigłówką. Czy chuj wie czymś! Nie wiem, zadaniem dla twojego mózgu, żeby to rozpracować. Kurwa, to możesz raz to rozpracować. Zostaniesz z taką płytą na zawsze? Nie sądzę. W rapie ważne jest to, żeby robić rzeczy, które z tobą zostaną, które będą miały wartość po latach. Ja sam cofając się, ja tak robię raz na jakiś czas, słucham swoich starych płyt. Czasami jestem Zawstydzony, czasami jestem bardzo zajarany niektórymi rzeczami. Na przykład wczoraj tak miałem, że czekając na Rafała Grobla ??? Pod apteką, gdzie stał w kolejce w nocy już mnie drażniło to, ale akurat miałem czas więc przesłuchałem czterech kawałków z płyty „Czarna biała magia”, przypadkiem ze Spotify mi się coś wkleiło, i jeden pociągnął za sobą drugi, trzeci. I powiem ci że znowu to samo. Były momenty, kiedy miałem tak, że O Jezu! no mogłem to zupełnie kurwa inaczej zrobić, to jest w ogóle nie fajne. Ale miałam też takie, że kurwa to jest zajebiste. Skumałam, przypomniałem sobie patent, który miałem w głowie, że fajnie sobie coś tam rozegrałem.

M.F: Czasem wydaje mi się, że bardzo fajne w rapie jest to, że ubierasz coś, co na pozór jest zwykłą historią w jaką taką ciekawszą formę. Zobacz też mogłeś opowiedzieć „sprytnego Eskimosa” bardziej jak „Ślepnąc od świateł” ale zdecydowałeś się na jakiś taki szereg figur, metafor, obrazków i dzięki temu jest to utwór bezprecedensowy, jeśli chodzi o…

S: Który słuchają zarówno dealerzy kokainy, jak i małe dzieci. I to jest śmieszne dosyć.

M.F: Przewrotne.

S: Tak, faktycznie. Muszę ci powiedzieć, że wielu kolegów – z tej starej gwardii ulicznej – to jest to ich ulubiony utwór.

M.F: A spotykasz się z tym, że ludzie przychodzą po koncercie i mówią: Sokół, o czym jest ten „sprytny Eskimos” siedzę tu już siódmy dzień, zachodzę w głowę i nie mogę rozkminić.

S: Nie. Może wynika to z tego, że staram się nie spotykać z ludźmi po koncertach. Wychodzę na ogół na moment, żeby zrobić sobie kilka zdjęć – im mniej tym lepiej. Podpisuję im płyty, bo to jest, to trzeba robić, bo jeśli ludzie faktycznie kupują twoje płyty, to należy im się szacunek. Rzadko kiedy, albo musimy gdzieś lecieć, albo ja się źle czuję, czy cokolwiek, jestem zmęczony, czy coś się dzieje, że faktycznie nie wychodzę do tych ludzi i nie podpiszę płyt. Oczywiście niech też nie liczą na to, że to będzie od razu po zejściu ze sceny. Na ogół wracam jakieś 45 minut po zejściu ze sceny, kiedy już się przebiorę, odpocznę itd. To też jest ważne, żeby ludzie wiedzieli jednak, umówmy się, to że nagrywam płytę nie znaczy, że oni mają mnie w pakiecie, już wszystko, że mogą mnie mieć na własność. To tak nie działa.

M.F: Tak, odbiorcom się wydaje, że mogą wydawać raperom polecenia, pisać im tracklisty płyt. Niektórzy raperzy zachowują się tak jakby rzeczywiście mogli.

S: Słuchaj, niektórzy raperzy pytają się na Facebookach swoich fanów: z kim mam nagrać kawałek? No kurwa! Człowieku, przecież to jest zabawne. I tego typu przykładów jest milion.

M.F: Jaka była funkcja Rafała Grobla w wypadku twojej płyty? To nie był przypadkiem taki gość, który podpowiadał z kim masz nagrać, czy jaki beat wziąć?

S: Jego funkcja była złożona. Trochę tak jak mówisz. Na pewno od strony muzycznej było trochę jego sugestii, zwłaszcza że… W pierwszym etapie on miał pełnić trochę inną rolę, bo mieliśmy trochę inny pomysł muzykę. I faktycznie, wtedy jego rola byłaby jeszcze większa, jeśli chodzi o dobór muzyki. Ale finalnie ten pomysł się trochę zmienił. Rafał podrzucał trochę rzeczy, częściowo one się znalazły na płycie. Dla mnie najważniejszą rolą Rafała było przede wszystkim to, to co mówiłem wcześniej, móc się odbijać od kogoś z pomysłami, żebym mógł mieć kogoś z kim mogę się podzielić swoimi przemyśleniami. Czasami, przepraszam nie chce Rafałowi umniejszać, to jest cudowny człowiek, chodząca encyklopedia i bez niego nie byłoby tej płyty, ale czasami ja potrzebuję kogoś kto nie ma nawet znaczenia co mi odpowie na to co ja do niego powiem. Po prostu potrzebuję mieć tą drugą osobę, żeby mielić jakieś rzeczy. Ja potrzebuję mieć kogoś obok siebie z kim mogę na co dzień wymieniać poglądy. Nawet jeśli finalnie nie będzie miało to wpływu na moje poglądy. Często tak jest, że jestem gdzieś ugruntowany w swoich przemyśleniach. Ale i tak potrzebuje tego. Często zawracam dupę menadżerowi mojemu, teraz to już nie mogę bo jest zajęty. Mam drugiego menadżera w postaci młodej kobiety, siedzącej tam. Więc rozumiesz, jest tam szereg ludzi obok mnie, którego bardzo cenię, bo to są fajni ludzie i z którymi lubię po prostu przegadywać pewne rzeczy. Aczkolwiek faktycznie, to oni by ci musieli powiedzieć, na ile finalnie jestem elastyczny, żeby się uginać. Bywam, ale myślę że to nie jest takie proste, do końca.

M.F: Bardzo fajny jest ten pomysł z przenoszeniem cały ekosystemów, użyłeś w jednej z publikacji takiego sformułowania, ona jest bardzo celne. Rzeczywiście, czy Hewra czy PRO8L3M, to jest jakbyś oddał kawałek swojego państwa w dzierżawę na czas numerów . Jakby to Sokół bardziej dopasowywał się do nich, niż oni do Sokoła. Tak było?

S: Tak było. Podoba mi się ich świat, w pewnien sposób. Gdzieś tam fajnie było wejść w ten świat. Oczywiście to też ma swoje granice. Pomysł zrobienia kawałka z PRO8L3Mem i z Taco wyszedł ode mnie i konstrukcji tego wszystkiego. Ale nie zaprosiłem Oskara samego do tego, tylko zaprosiłem Oskara ze Steezem, bo zależało mi żeby Oskar brzmiał tak jak na PRO8L3Mie. Te beaty Steeza są unikalne, są bardzo ciekawe i bardzo charakterystyczne.

M.F: Względem brzmienia są już unikalne.

S: To samo jest z Ostapem z Hewry, że właściwie nie wyobrażam sobie Hewry na innych beatach. To byłby żaden sens. Kupujesz to trochę w pakiecie. Raperów z producentem i to jest fajne. Odpowiadając na twoje pytanie: tak, jak najbardziej tak. Dokładnie o to mi chodziło, żeby wciągnąć ich do siebie ale z ich światem.

M.F: Czy to jest tak, że nadal pracujesz inspirowany beatami? Czy na przykład najpierw był beat na kawałku Zauchy, czy najpierw pomysł twój na numer, z tegoż Zauchy wykorzystaniem?

S: Nie. Najpierw był beat, w którym nie było Zauchy. Ten sam beat ale bez Zauchy. Potem napisałem tekst i potem powiedziałem, że trzeba tam wrzucić Zauchę, ponieważ tekst nazywa się Zaucha, bo tak roboczo się nazywał kawałek. Potem była cała jeszcze dalsza procedura ze spadkobiercami i z właścicielami różnych praw. Różni ludzie pisali tekst, wykonawstwo, wydawca, autor tekstu, autor muzyki. Cztery rożne strony i trzeba było się dogadać. Z czego jeszcze niektórzy mieli więcej niż jednego spadkobiercę. Tutaj świetną rolę odegrała Marta z Prosto, która się tym zajęła i załatwiła to bardzo szybko i sprawnie. Bardzo dziękuję przede wszystkim rodzinie Andrzeja Zauchy za zaufanie i za to że mogłem nazwać ten utwór, że to jest featuring Andrzej Zaucha. To było naprawdę fajne.

M.F: I też poczucie, że jesteś w dialogu z twórcą, który jest klasykiem.

S: Ja pamiętam to. Pamiętam kiedy go zastrzelono. Ja byłem dzieckiem ale u mnie w domu się o tym mówiło. Pamiętam tą akcję, jako zupełnie małe dziecko. Gdzieś to we mnie żyło. Andrzej Zaucha, od dziecka wiedziałem kto to jest. Ta historia, która była fascynująca dosyć jak na PRL zwłaszcza. smutna bardzo. gdzieś tam we mnie była. Nagle mi się przypomniała przy okazji solowej płyty. I tak się to skończyło.

M. F: Dużo pamiętasz z dzieciństwa? Nasiąknąłeś tym, co przeżyłeś w Gruzji, na Łotwie, że miało to wpływ na to jakim jesteś człowiekiem, artystą?

S: Na pewno, bardzo dużo rzeczy z dzieciństwa ma wpływ no taki jestem. To jest ten zlepek. To nie jest tak, że ja miałem jakiś pomysł na płytę, który będzie polegał na kontraście. Ja sobie po prostu zadałem pytanie – kim ja jestem? I z tego wyszła właśnie ta mieszanka, ta hybryda. Stwierdziłem, że faktycznie spróbujmy na tym osadzić ten album. Początkowo jak kreślisz sobie taki koncept, ja nie chciałem, żeby on był zbyt precyzyjny bo to też nigdy nie jest za dobrze, bo później okazuje się, że to jest nudne. Faktycznie był ten pomysł na to…. Przeciwwagą dla samego topu nazwisk były nazwiska świeże, żeby to było bardzo nieoczywiste. Z drugiej strony kto mógłby się spodziewać Mateusza Krautwursta u mnie na płycie? Tu masz Hewrę, a tu Dawida Podsiadło. To jest dość skrajne, mimo wszystko. I taki był pomysł na to. A później zaczyna się nagrywanie i to się toczy trochę swoim życiem. Nie do końca pilnujesz pewnych zamierzeń, znowu widzisz ja nie jestem człowiekiem który robi coś z jakimś wielkim planem, w takich rzeczach. Planować można w biznesie. Dla mnie muzyka, mimo wszystko, i nagrywanie płyt w pierwszej fazie to nie jest biznes. To jest, nie chciałbym nazywać tego sztuką bo to jest górnolotne, ale na pewno jest to jakieś wyrażenie siebie. I przede wszystkim jakaś taka wewnętrzna zabawa wynikająca z wewnętrznej potrzeby wypowiedzenia się. Dla mnie najważniejszym recenzentem i absolutnie kluczowym, osobą najbardziej decyzyjną, której zdania się boję i to jest właściwie jedyna taka osoba, na której zdaniu mi zależy – jestem ja sam.

M.F: To duże słowa. A szukałeś długo odpowiedzi w głowie na pytanie, o to kim jesteś?

S: No, chwilę. I nie wiem.

M.F: Który tekst na płytę powstał jako pierwszy?

S:  „Za ręce”, bo to było po rozstaniu z Marią i faktycznie to był pierwszy kawałek jaki napisałem. Musiałem też po prostu zamknąć jakiś rozdział. I tyle. A potem? Chyba „Pluszowy”.

M.F: No, to mocny początek. A nie miałeś poczucia, że „Za ręce” pisze ci się trudno? Jest to forma drapania blizn?

S: Nie, wręcz przeciwnie to było bardzo… nie chce powiedzieć łatwe… ale tak. Było to łatwe do napisania ale niełatwo się to pisało. Nie, nie było to jakieś traumatyczne przeżycie pisanie tego kawałka. Popłakałem się pewnie w trakcie, ale no nie było mi źle pisząc ten utwór. To jest pewnego rodzaju ujście.

M.F: Gdyby było ci źle, to pewnie nie zobaczyłbym Marysi na scenie, na twoim koncercie promocyjnym.

S: Z Marysią absolutnie nie mam złych emocji, czy kontaktów złych. Jedyne co mogę powiedzieć, że mam dość rzadkie. Może nawet żałuję trochę. Rzadko się widujemy. Nie mamy jakiegoś przelotu. Myślałem, że będziemy mieli, że częściej będziemy sobie gadać o pierdołach. Ale życie takie jest. Wydaje ci się, że będzie inaczej, a jest inaczej. Ale żeby było jasne to nie wynika, broń Boże, z tego że ja nie chcę, czy coś. Po prostu! Życie tak się układa. Masz tysiąc innych rzeczy na głowie. Ja zaniedbuję własną rodzinę i naprawdę przyjaciół. Ten rok, w ogóle był dramatyczny jeśli chodzi o tego typu sprawy. Myślę, że parę osób może być na mnie obrażonych, parę urażonych. I się przekonałem o tym na sam koniec. Umarła bliska mi osoba, a ja nie miałem czasu żeby ją odwiedzić, z nią pogadać. Cały czas mówiłem: już, już skończę trasę, już niebawem. I nie zdążyłem. Tak jest… niestety. To też przypomniało mi o tym, że czasami trzeba się zastanowić, czy warto. Ten rok to była konsumpcja sukcesu. Wynikało to z tego, że ta płyta się przyjęła i później była trasa i szereg rzeczy związanych z tym, kampanie reklamowe itd. I wiesz, po prostu nie miałem czasu. Na wiele rzeczy, które chciałbym robić. Z jednej strony wszyscy myślą, ale super ten gość ma, tak mu wszytko zażarło. Nie mam super. Super, bo może mam więcej kasy niż miałem. Ale czy kasa to wszystko, czy to jest tak ważne?

M.F: Chyba lubisz ryzyko? Być pionierem…

S: Na maksa. Przede wszystkim lubię pokazywać ludziom, że mam wyjebane ma to co oni myślą. Ludzie są tak bezczelni, że im się tak wydaje, że wszyscy czekają na to co oni powiedzą. Nikt kurwa na to nie czeka. Ci wszyscy ludzie, którzy piszą te komentarze w Internecie, oni naprawdę myślą, że te komentarze są ważne. Sorry.

M.F: To jeszcze zależy z jakiej perspektywy na mnie patrzysz. Przypomina mi się czas drugiego WWO, kiedy narzekactwo było obowiązująca doktryną w polskim rapie i jak ktoś powiedział, że nie jest ciężko to od razu było lekkie oburzenie, że jak to nie jest ciężko?!Ma być ciężko! Ciężko! I wy wtedy wyskakuje je z „Damy radę” i popłoch wśród części odbiorców! No jak to damy radę? Co to za przekaz? To Thinkadelic takie rzeczy może rapować nie moje WWO. I gdzieś tam, takich zwrotów akcji w tej karierze było kilka.

S: Teraz pieniądz w cenie, wiesz.

M.F: Tak, tak.

S: Tede w remiksie. Tam jest dużo sytuacji takich, za które myślę że wielokrotnie spalono by mnie na stosie. A właściwie to dlaczego mnie nie spalono?

M.F: Kiedykolwiek żałowałeś? Miałeś takie poczucie, że czujesz zapach stosu?

S: Czułem go non-stop praktycznie. Jest wiele osób, które rwały się z podpałką. Ale jednak mimo wszystko, na samym końcu, okazuje się kto jest kim. Sorry ale nie każdy może łatwo nadwyrężyć pozycję drugiej osoby. Ciężko jest. Choćby bardzo się starał. Co ci mam powiedzieć. Śmieje się z tego. Przez całe życie się z tego śmieje. Ludzie są tacy… To się oczywiście bardzo zmienia i teraz ze skrajności wpadamy w skrajność, bo dziś chłopcy sobie malują oczy i zakładają sobie kurwa jakieś brylantowe kolczyki w fiuta, czy tam nie wiem co. To jest jakaś kolejna skrajność. Chyba lepiej mimo wszystko, żeby oni byli tacy niż wyglądali jak armia koreańska i powtarzali jeden po drugi te same poglądy, których nawet nie rozumieją tylko powtarzają, bo tak mówią koledzy i nie można powiedzieć inaczej, bo dostaniesz w łeb. Poznałem te światy. Rożne światy. Żyje już trochę lat na tym świecie. Byłem w różnych środowiskach. I jestem w nich trochę. Tylko ja na wiele tych środowisk patrzę z dystansu i nie dlatego, że czuję się lepszy od nich w jakikolwiek sposób. Dlaczego mam się czuć lepszy skoro ja do żadnego z tych światów nie przynależę do końca. Nie mogę się czuć lepszy. Jestem takim wędrownikiem, który sobie wędruje – trochę tu trochę tam. Popatrzy, posłucha i bardzo szanuje tych ludzi, z różnych środowisk. Ja mam mega fajnych ziomków z ulicy, do których mam ogromny szacunek za rożne rzeczy. Mam super ziomków artystów i to takich naprawdę artystów, nie takich jak my raperzy, kurwa. I mam ludzi z biznesu, których mega szanuje, którzy po prostu od zera zbudowali fortuny po prostu. Te fortuny też nie takie jak my sobie budujemy, tylko mówię o prawdziwych fortunach. Obracam się w różnych środowych i mam duży szacunek do tych ludzi. Ale też mam zawsze trochę dystansu i się pośmieje z różnych środowiskowych cech, przywar, powiedzonek, sposobu bycia tych ludzi. W różnych środowiskach to różnie wygląda.

M. F: Złapie cię trochę za słówko. Jest chyba w środowisku coś takiego jak kompleks właśnie takiego prawdziwego artysty. Wynikający z tego, że raperzy nie do końca się nimi czuję, stąd te wszystkie symfoniczne, akustyczne cuda niewidy.

S: Kurwa mać. Tylko nie to, błagam. Jeśli o takich rzeczach mówisz, to już rozumiem o co ci chodzi. Ja wszystko kumam, ale nie wiem kurwa. Polskie produkcje, tych średniej jakości producentów, i na chwilę cofnę się żeby potem dojść do sedna, charakteryzowały się tym, że tam było najebane sześćset instrumentów na przykład. I to był taki patetyczny beat, który się pięć razy zmieniał. Miał wejścia, przejścia, chuj wie co. I po prostu jakby nie miał lekkości. To wszytko było siermiężne jak polski pomniki. Ja tego kurwa nienawidzę. Ja wolę mieć trzy instrumenty na krzyż: dobrą perkusję, bas i cokolwiek co tam sobie w tle lata. I to ma dużo więcej klasy. Dlatego niestety. Kurwa ja tak nie lubię sypać tymi ksywkami, bo to potem będą wszyscy cytować i napierdalać tymi nagłówkami, chuj.

M.F: Będą, będą. Takie czasy.

S: No nie, no. Powstrzymam się.

M.F: Nie masz żalu, czy może jakiejś takiej… Żal to może za dużo powiedziane. Czy nie jest dla ciebie lekkim rozczarowaniem sytuacja, w której PROSTO już nie jest tym graczem wydawniczym, który kształtuje scenę poprzez kolejne premiery młodych zawodników? Bo, kurczę, to jest taka ambona za sprawą, której można by coś zmienić, komuś podać rękę i teoretycznie przynajmniej, bo w praktyce z jakiegoś powodu to się nie dzieje, nieźle na tym zarobić. A fajnie chyba mieć label i podopiecznych.

S: Fajnie było mieć label przez dwadzieścia lat i nadal go mamy. Aczkolwiek wygasiliśmy go zupełnie. Na razie prawdopodobnie nie mamy jakichś planów wydawniczych, żadnych. Oprócz właściwie jednej rzeczy, którą na pewno niedługo będziemy chcieli zrobić, właściwie to nie jest tajemnica. Będzie to Prosto mixtape. Czy mi jest żal? Takie było pytanie? Ja wiem?  Nie ukrywam, że to ja głównie cisnąłeś żeby tak się wydarzyło. Nie zrobiłbym tego, gdybym… To nie było posunięcie masochistyczne, tak? Z premedytacją wydawało mi się, że to nie ma żadnego sensu i wydaje mi się, że w dzisiejszym świecie, aktualnie, bo za 10 lat może znów będzie to miało sens i może trzeba będzie. Może za rok! Nie wiem! Teraz czuję, że to najgorszy moment na wydawanie muzyki cudzej. Bycie wydawcą. Kopanie się z koniem w postaci majors’ów, tudzież bardzo prężnie rozwiniętych jednostek artystów, którzy mają cały mechanizm wokół siebie zbudowany. Przecież to nie ma żadnego sensu. Poza tym umówmy się, jest tyle rzeczy które robię prywatnie, których kiedyś nie robiłem albo robiłem ich o wiele mniej, że nie potrzebuję gdzieś tam kompensować sobie czegoś posiadaniem wydawnictwa. Byliśmy największym wydawnictwem hip hopowym na rynku przez wiele, wiele lat. Byłem najczęściej odtwarzanym raperem przez iks lat, trzy lata z rzędu mój kawałek był najczęściej odtwarzanym teledyskiem na You Tube. Ja to wszystko przeżyłem. Ja nie jestem niespełnionym gościem, któremu się nie udało. Ja już nie muszę sobie mierzyć przysłowiowego fiuta. Ja już wiem jak to jest i spoko.

 

 

M.F: Wśród słuchaczy – zwłaszcza naszego pokolenia – jest tęsknota za tym żeby to była taka arka, gdzie zawsze będzie Sokół, Pono, Fu na tym jednym pokładzie.

S: Ale to jest przecież nierealne. Wszystko się zmienia. Nie ma nic stałego na tym świecie. Rodzaj ludzki się skończy, kurwa. Nie będzie tej planety Ziemi. Ludzie zdajcie sobie sprawę z tego, że wszystko jest chwilowe jesteśmy błyskiem, kurwa, flesza w aparacie. Koniec. Na dobrą sprawę, nie ma żadnego znaczenia co my to robimy.

M.F: Ja to nie mogę myśleć o takich rzeczach, bo przestaje spać od razu.

S: Trzeba się pogodzić z pewnymi rzeczami i tyle. Jasne, że nie jest to łatwe. Fajnie by było myśleć sobie: o Jezu, jak kogoś kocham to będę z nim przez całe życie, i nie wiem, umrzeć razem trzymając się za ręce i być po drugiej stronie, kurwa. Jakiej drugiej stronie? Kto powiedział, że ona jest na pewno. Wiele osób mówi, że jest ale czy ona jest ?

M.F: Tak, sprawdzisz to, nie wrócisz, to jestem problem.

S: Może się okazać, że nie ma powrotu.

M.F: A myślałeś kiedyś, żeby twoją twórczość uczynić bardziej zaangażowaną, w takiej kwestii, że to co zdarza ci się napisać czasem na wallu czy powiedzieć w wywiadach, mocniej wepchnąć to w utwory? Żeby bardziej pchały ludzi, żeby mądrzej głosowali, bardziej odpowiedzialnie zachowywali się?

S: Nie. Polityka jest ulotna – od tego zacznijmy. Spróbuj poszukać sobie dzisiaj płyt Kazika. Starych. Gdzie bardzo politykuje. To są kompletnie nieaktualne.

M.F: Chociaż „co wy żeście skurwysyny uczynili z tą krainą”, to zawsze aktualne!

S: To oczywiście! Kazik wielkim artystą jest, oczywiście. Tu tego nikt nie podważa. Niestety jeśli sypiesz nazwiskami, jeśli sypiesz konkretnymi sytuacjami w kawałkach, to one się robią nieaktualne za chwilę. I tego zawsze chciałem uniknąć. Szybko zdałem sobie z tego sprawę i wolałem tworzyć uniwersalne formy. Poza tym to jest trochę jak z beefami. Poświecić kurwa komuś miejsce w moim kawałku? Jego ksywkę mam tam wymieniać? Jakiegoś chuja? Przecież to jest nienormalne! Ja miałbym teraz? Zdarzyło się kiedyś, tam poniosło mnie. I nawinąłem o jakimiś polityku, czy tam, za którym nie przepadam ale to są jakieś jednostkowe wybryki. I nie, nie. Uważam, że w ogóle rap zaangażowany to jest nie dla mnie. To jest jak ze wszystkim. Fajnie, że chłopaki grają sobie z żywymi muzykami, świetnie! Mogę nawet przyjść i popatrzeć. Posłuchać chwilę. Ja nie za bardzo. Wiele rzeczy jest takich… Bo żebyśmy mieli jasność. To, że ja nie lubię robić pewnych rzeczy, to nie znaczy że mam ich zabraniać, bo byłbym wtedy faszystą. Na tym polegał faszyzm, że oni tylko i wyłącznie widzą jedną wersję świata, tą którą są sami. Każda inna im przeszkadza. Ja faszystą nie jestem i szanuję różne formy istnienia, które niekoniecznie mi pasują. Ale dlaczego mają mi od razu przeszkadzać? To jest trochę tak – niech ludzie robią co chcą. Niech nagrywają muzykę jaką chcą, nawet tą chujową, najgorszą. Ok. Przecież ja nie jestem, tu nie chciałbym Palucha obrazić, strażnikiem rapu.

M.F: Zdarzyło ci się, w związku ze światopoglądem, usłyszeć że nie jesteś prawdziwym Polakiem, że nie jesteś wystarczająco…?

S: Dlaczego mam nie być prawdziwym Polakiem, jak moja rodzina ma, kurwa, tradycje wielowiekowe? Urodziłam się tutaj, moi rodzice są Polakami. Nawet jakby nie byli, a urodziłbym się tutaj, to tez bym się czuł Polakiem. Nie rozumiem pytania.

M.F: Chodzi o najprostsze wykluczenie, że jak ktoś myśli inaczej niż ty to wyrzucasz go ze swojego zbioru.

S: Chuj im w dupę. Co mnie to w ogóle obchodzi?! Ja pierdolę! W ogóle absolutnie nie interesują mnie tego typu pierdolenia. Nie słyszałem tego nigdy w swoim kierunku. Ale jakbym usłyszał to bym miał na to wyjebane po prostu. Co cię to obchodzi! Ja pierdolę.

M.F: A uważasz się, za osobę w jakiś sposób sentymentalną? Lubisz wracać np. do miejsc, które ci się kiedyś spodobały? Jesteś tym typem, który zamawia trzydziesty raz to samo danie w restauracji? Czy wręcz przeciwnie?

S: Tak, myślę że mam sobie ten pierwiastek. Tak. Chodzę do Mercato na spaghetti arrabiata, polecam wszystkim, którzy nawet będą przejeżdżać przez Warszawę. Najlepsza arrabiata w mieście, u mojego kolegi w knajpie. Zjawiskowa. Tak, zdarza mi się wchodzić do knajpy na to samo danie. Zdarza mi się odwiedzać te same miejsca. Aczkolwiek podróżując po świecie to powiem ci szczerze, że rzadko. Rzadko wybieram ten sam hotel. Przejazdem bywam w Bangkoku, bo to jest miejsce na szlaku do różnych innych azjatyckich. To kilka razy zdarzyło mi się spać w tym samum hotelu. Jest specyficzny ale fajny. W Miami hotel Delano. Chociaż byłem tam siedem razy i dwa razy w Delano. To nie jest tak. Nie mam takich miejsc. O! Do Dębek jeździłem czternaście razy z rzędu na plażę. Niestety zajebali te Dębki. Tymi bachorami i rodzinnym życiem.

M.F: Polskie morze bywa ciężkie do wytrzymania.

S: Parawaning i to wszytko to nie jest dla mnie. Sorry. Widzisz nie jestem prawdziwym Polakiem.

M.F: To jest takie Ultimate Polish Experience. Niestety. Moje pytanie o sentymenty wynikało z tego, że byłem ciekaw czy patrząc na klip Jetlagz z PRO8L3M i widząc tę Hawanę nie zatęskniłeś za czasami…?

S: Dobrze mi się to oglądało. Fajne. Jeszcze, że tam weszła ta reggeatonowa podziałka w beacie. To mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się. Dobrze mi się to oglądało z rozrzewnieniem.

M.F: Pamiętam, jak opowiadałeś o gigantycznych karaluchach, z którymi można się zaprzyjaźnić. O butach, które zostawiłeś gdzieś tam. Pamiętam, że te Kuba zrobiła kiedyś na tobie spore wrażenie.

S: Zrobiła, bo była bardzo, bardzo inna niż Warszawa. Spędziłam tam dużo czasu. Na ogół miejsce które odwiedzam spędzam dużo mniej czasu. W Hawanie spędziłam wtedy półtora miesiąca. To było dla mnie sporo czasu.

M.F: I nie wróciłeś po tym czasie?

S: Nie wróciłam.

M.F: A jak szeroko zakrojona trasa z PRO8L3M? Jak wrażenia po niej? Na pewno zmęczony, bo to też młyn.

S: Pod wieloma względami zmęczony (śmiech).

M.F: Domyślam się.

S: Było fajnie. Bardzo fajnie. Ppowiem szczerze, że zespół PRO8L3M jest zespołem podwyższonego ryzyka. Jeszcze bardziej niż mój. Utraty zdrowia psychofizycznego. Nie wyobrażam sobie lepszego zespołu jako kompana do trasy. Było naprawdę bardzo fajnie. Wiesz, moje lata chyba się odezwały. Pierwszy raz w życiu. Ja uwielbiam podróże. Bardzo dużo podróżuje. Chyba wszystkie pieniądze w życiu wydałem na podróżowanie. Ale takie różne. Nie byłem pływać lodołamaczem przez Arktykę, kopać diamenty w Kongo. Takie rzeczy jeszcze przede mną. Najpierw chciałem te takie basic rzeczy zaliczyć po prostu. Nowy Jork, Tokio i to robiłem przez wiele lat. Od kiedy było mnie na to stać. Nigdy mnie to nie męczyło, wręcz dawało mi to energię. A teraz ta trasa. To jest pierwszy raz w życiu, kiedy ja się poczułem naprawdę pod koniec zmęczony. Ale to wynikało też z różnych rzeczy.

M.F: Turystyka ekstremalna potrafi zmęczyć. Ale też pewnie mnóstwo nowych bodźców, inspiracji i tego co lubisz – poczucia że żyjesz, że dzieje się.

S: Tak! Bardzo fajne były te miejsca, w których wcześniej nie byłem prywatnie. Oslo, Rejkiavik, były dla mnie super. Toronto było ciekawe, bo chociaż byłem wcześniej ale byłem tam chory. Przyjechałem zagrać koncert i cztery dni leżałam w hotelowym łóżku mając 40 stopni gorączki. I nie widziałem Toronto. Wiec teraz pojechałem, pierwszy raz mogłem się przyjrzeć. Ja lubię być gdzieś pierwszy raz. W niewielu miejscach lubię być drugi, trzeci, czwarty. Są takie, ale jest ich niewiele. To na pewno Tajlandia, w tym Miami rzeczonym tak mi się jakoś w życiu zdarzyło że byłem wielokrotnie. Miejsca, które odwiedzasz grając koncert to jednak trochę co innego. Nowy Jork to też takie miasto, w którym mógłbym być wiele, wiele razy. Moskwa jest też takim miastem. Dawno nie byłem. Bardzo bym chciał teraz pojechać. Ciekawy jestem.

M.F: A miałeś to poczucie, że Polonia potrafi być problematyczną publicznością?

S: Czy ja wiem?

M.F: Często w tych raportach składanych przez zespoły, które mają okazję pojeździć pojawia się taki ton, że…

S: Jedne co, to Polonia bywa odklejona od tego co dzieje się w kraju. Zwłaszcza ta amerykańska. Bardzo, bardzo wielu z nich nie było tutaj dawno. I trochę mają mylne wyobrażenie o tym, co tu się dzieje. Obserwujesz, taką często przesadną manifestacje polskości, która wynika z tego bycia na końcu świata. Z jednej strony jest to urocze, z drugiej takie… Nie wiem jak to powiedzieć. Tandetne, mimo wszystko. Dla mnie. Ja nie jestem gościem, który zakłada majtki z kotwicą Powstania Warszawskiego i jakieś koszulki z wielkim orłem i husarię. Dla mnie to było zawsze tandetne. Co tu dużo gadać.

M.F: Jako facet, który ma duże poczucie estetyki nie męczysz się w Warszawie, która jest zawalona bilbordami, plombowana bez ładu i składu? Uwielbiam to miasto, to jest moje miasto, ale nie ukrywajmy. Jak się wraca z ładniejszych miejsc, to trochę boli, ten dyskomfort estetyczny jest duży.

S: Na maksa. Mamy taką bardziej azjatycki sznyt. I to ten azjatycki, wiesz z tych biedniejszych azjatyckich państw. Tak, jeśli chodzi o estetykę. Ale wiesz nikt tego nie rozwija w tym kraju. Nie ma kultury żadnej. Masz miejsca typu Skandynawia, gdzie się uczy estetyki. Po prostu w szkole, poprzez zajęcia plastyki , które nie wyglądają jak u nas, że sobie z plasteliny lepisz misie, malujesz kwiatek na Dzień Matki. Tylko, polega to na nieco bardziej zaawansowanej formule. W Polsce nikt nie ma pojęcia o liternictwie. Kompletnie. Jakbyś na ulicy zapytał co to jest liternictwo, to spotkałbyś matołów, którzy nie skojarzyliby tego z literami. Widać czasami jak robią te sondy uliczne, to jest to dość zaskakujące. Jeśli chodzi o odpowiedzi. Taki mamy ten kraj ale on się bardzo zmienia. I ta wieś się zmienia. Mam wrażenie, że robi się ładniejsza. Ktoś sobie płot pomaluje. I nie są te z betonu odlane. Pamiętasz takie były płoty. To było szkaradztwo. Takie odlane prefabrykowane betonowe płoty.

M.F: Przy cmentarzach je widuje.

S: Kurwa to jest taka typowa polska rzecz, najgorsza na świecie jaką widziałem. Wydaje mi się, że w Rosji to też widziałem, zwłaszcza głębokiej, ale nawet wokół, u naszych sąsiadów nie widziałem takich pomysłów. To jest straszne. Mam wrażenie, że ta Polska wieś się zmienia. Coraz częściej jest ładna dachówka, odnowiona stodoła. Zaczyna wyglądać, że chciałbyś wejść w ten świat. Taka wieś obrazkowa jest super. Ja bardzo lubię zwierzęta. Ja późno zobaczyłam pierwszą krowę, bo nie było jej w zoo, więc zobaczyłem ją mając naście lat. Może przesadzam ale może dwanaście. Naprawdę późno. Nie miałem rodziny na wsi. Niestety. Pamiętam, jak zobaczyłem tą krowę z bliska. Bo przejeżdżając samochodem jak się pasła to widziałem, ale tak, że mogłem podejść do niej, to było dla mnie duże przeżycie i zakochałem się w tym zwierzęciu. I powiem ci, że jakbym miał kiedyś warunki to bym kupił taką krowę, która by była szczęśliwą krową. Nikt by jej nie doił.

M.F: Można jointy z nią palić jak Wini.

S: Może. Ja nie lubię męczyć zwierząt. Ma niesamowity nos taka krowa. Wiesz? Takie wielki nos. Niestety wiem, że jak bym mieszkał na wsi, to nie jadłbym mięsa, bo nie miałbym serca. Jakby krowy chodziły w Warszawie po osiedlach, to nie jadłbym krowy. Mam taki odwrót od mięsa generalnie. To mój organizm. Nie chodzi, że jakieś przekonania tylko ten cały przemysł mięsny to jest dramat. Ale generalnie… Nie wiem właściwie po co opowiadam o tej wsi.

M.F: Dziwnie się złożyło, że na nią zeszliśmy.

S: Że Polska się zmienia! O to mi chodziło! Wieś się zmienia i miasto też. Zobacz jak Warszawa się zmieniła. Zmieniła się diametralnie.

M.F: Na lepsze?

S: Moim zdaniem zdecydowanie na lepsze! Pewnie chłopaki niektóre, sztywniuccy, powiedzą że kurwa pedalstwo coś tam, sroś tam. Mi to w ogóle nie przeszkadza.

M.F: „Ślepnąc od świateł” trochę też.

S: Mi to nie przeszkadza, bo mnie to nie dotyczy w żaden sposób. Dlaczego ma mi to przeszkadzać? Mnie nikt nie atakuje, z tęczowym szalikiem i nie próbuje mnie zgwałcić w bramie. Sram na to. Niech sobie robią wszyscy co chcą, dopóki w moje życie nie ingerują.

M.F: Jestem przerażony jakie to miasto wydaje się małe. Jak rożne grupy znajomych, z różnych bajek, potrafią się dziwnie zazębiać i masz takie poczucie, że kurcze to jest jak wielka wioska, pod tym względem że wszyscy się cholera znają. Trudno o anonimowość w Warszawie.

S: Oczywiście, że tak jest. To prawda. Stosunkowo małe jest to środowisko kreatywne. Nie wiem. Dobra już nie będę mówił. Nie lubię ludzi obrażać. Nie jestem człowiekiem, który się pastwi nad innymi. Czasami lepiej wiedzieć sobie coś ale zostawić dla siebie. Polacy mają taką kiepską cechę narodową, że na każdy temat chcą się wypowiedzieć, są ekspertami w każdej dziedzinie. Tak jak z tymi komentarzami, cała reszta kraju czekała w napięciu co oni powiedzą, jakie jest ich zdanie na ten temat? Gówno to kogokolwiek obchodzi.

M.F: Internet daje takie złudzenie, który dla wielu wiele znaczy. Można być przeczytanym, polubionym. Ludzie zdejmują posty, bo mają za mało like’ów. Takie rzeczy się dzieją.

S: To jest choroba i omija mnie to. Nie zauważam. Może za mało czasu mam, żeby to śledzić. Wydaje mi się, że nawet ludzie którzy mogliby wydawać się puści, ja znam trochę takich osób które powszechnie uważane są za puste, jakichś tam influencerów internetowych. Wiadomo, że siłą rzeczy, mieszkając w tym mieście, robiąc rzeczy rożne znam tych ludzi. Powiem ci szczerze, że większość z tych osób, o których zdanie jest mizerne, zrobiło na mnie odwrotne wrażenie. Ja nie oceniam ludzi po etykietkach. Nie należy oceniać ludzi po tym co się słyszy, co się wydaje. Z drugiej strony poznałem ludzi, którzy mieli być superinteligentnymi, bardzo wpływowymi, z wyższych sfer i były to zwykłe chamy i buraki. Totalnie. Ludzie, którzy mieli wieczny kompleks i wieczną potrzebę wywyższania się itd.

M.F: Ludzie bardzo często przestają być sobą, bo kreują się żeby móc na tym zarabiać. To jest też problem, który trawi nasz rap, że często nie bycie sobą potrafi popłacać. Jasne – prawda itd., ale koniec końców…

S: Nie mieszajmy dwóch rzeczy. Jedna to jest bycie sobą, nie bycie sobą… Można sobie kreować tak jak KaeN – gościa w masce i nie ma nic złego w tym. Natomiast problemem jest to, tylko i wyłącznie w rapie, że musisz być autentyczny – nawet w tej swojej kreacji. Musisz być autentyczny. Musisz wiedzieć o czym mówisz. Musisz… Ja wyczuwam fake na kilometr.

M.F: Albo tak ci się wydaje. Nigdy tego do końca nie wiemy. Zbliżając się do końca. Skoro pierwszym kawałkiem na „Wojtku Sokole” było „Za ręce”, to czy w takim razie ostatnim było „Z tobą”?

S: Nie. Nie ostatnim. Próbuję sobie przypomnieć co było ostatnim. Na pewno to był „Napad na bankiet” albo „I tak i nie” z Hewrą. Wynikało to z tego, że bardzo trudno te kawałki było nagrać, ze względu na problemy natury ludzko…

M.F: Dyscyplinowanie Hewry nie wydaje mi się prostym zajściem.

S: Ale też Steez. Oni robili swoją płytę w LA. Czynników było dużo. Te dwa kawałki powstawały najdłużej i wydaje mi się, że któryś z nich był zamknięty na samym końcu.

M.F: I co w 2020? Kolejny bieg? Czy raczej zwolnienie obrotów, po tym całym galimatiasie tegorocznym?

S: A jak myślisz?

M.F: Ja bym chyba zwolnił obroty i skoro nazywasz ten rok konsumowaniem sukcesu, to może bym się nim pocieszył, pożył, nie wiem. Pozbierał inspiracje.

S: Też bym tak zrobił ale jednak zrobię zupełnie inaczej.

M.F: Dobrze, to w takim razie pozostaje mi życzyć ci powodzenia. To był Sokół, Flintesencja. Dziękuję bardzo.

S: To ja dziękuję.

Polecane