Jakiś czas temu przenieśliśmy redakcję do nowego pomieszczenia, które znajduje się w pewnym sensie w piwnicy, stąd rozpoczynamy rozmowę ze Spinachem od powrotu do undergroundu. Artysta odwiedził nas na kilka tygodni przed premierą albumu „Reality”, by powiedzieć, że album powstał poniekąd przez przypadek. Pomysł na nową płytę narodził się w trakcie prac nad innym albumem, który trafił póki co do szuflady i dojrzewa w niej.
Na „Reality” Spinache postawił na prostotę, którą Artur Rawicz określa mianem beatlesowsko-stonesowskiej formy. – Kręci mnie w tej chwili, żeby obierać tekst z ornamentów. Żeby to co tam jest, było esencją, a nie dodatkami – komentuje raper. – Im więcej mam w tym oddechu, tym lepiej się w tym czuję.
Na sugestię Artura, że „Reality” jest w poprzek w stosunku do obecnej sytuacji na scenie, artysta odpowiada: – Zawsze tak trochę było, ale nie wiem, czy to jest w poprzek. Raper przyznaje natomiast, że jeśli chodzi o teksty, idzie w innym kierunku niż większość działających obecnie na rynku artystów. – Rzeczywiście jest ten onanizm formą. I fajnie jeśli ktoś ma takie możliwości, tylko ja przyglądam się temu, co jest pod pierzynką tego szaleństwa, a czasami to jest wydmuszka. Fajnie, że to świeci i błyska. Tylko co z tego? Chciałbym, żeby to co mówię, było czyste jeśli chodzi o zawartość. A te piórka sprawiają, że gubi się wiele elementów – podsumowuje nasz gość.