Żyto – „Wiry”

"Tutaj prawda jak Żyto jest prosta"*.

2014.08.30

opublikował:


Żyto – „Wiry”

Na ile braków we flow można przymknąć oko, jeżeli raper po prostu  przyciąga do głośnika? Wydaje się nam (bo takie kategorie bywają złudne i nie sposób ich zweryfikować) szczery i autentyczny? Jaki poziom gruboskórności, toporności i radykalizmu przełkniemy w zamian za wrażenie, że w jednym momencie słuchamy kogoś kto gada jak stary kumpel z osiedlowej ławki, a w drugim – miejskiego reportażu pod napięciem? Te pytania zadaje się w rapie od zawsze, ale w zeszłym roku wróciły ze zdwojoną mocą za sprawą płyt PRO8L3Mu, KęKę i Żyta – odpowiedzi na śpiewnie pochlipujących na wzór Drake’a małolatów, niemożliwych do odróżnienia epigonów trueschoolu, trapowy kabaret oraz całą resztę tego cholerstwa.

Ja zajmuję się teraz ostatnim z wymienionych typów, bo właśnie przygotował dla Prosto płytę „Wiry”. Powiedzieć, że nie jest częstochowski raper warsztatowy asem, znaczy użyć eufemizmu. Jego poczucie rytmu potrafi zgotować słuchaczowi przykrą niespodziankę. Przyspiesza mozolnie i niezgrabnie. Przeciąga nachalnie i irytująco. Dobierając rymy idzie po linii najmniejszego oporu. Do tego głos ma jeszcze jak randomowy warszawski ulicznik z czasu „Świeżego Materiału” Waco doprawiony trochę dudniącym, ofensywnym obskurw stylem Waldka Kasty. Jednak to wszystko i tak zeszłoby na dalszy plan, gdybym miał przed sobą Żyto takiego jak na poprzedniej płycie – faceta znającego życie na krawędzi i umiejącego o nim na swój oryginalny sposób odpowiedzieć, zdolnego wywalczyć swoją uwagę maczetą wersów i mocnych, zaskakujących refrenów. Jednocześnie na nic się nie silącego, na nikogo nie krygującego.

Niestety częstochowianin nie jest już tak frapujący. Za mało na „Wirach” historii zza winkla i „częstochowskiego śniegu”, za dużo generycznej, odartej z plastycznych detali gadki o kobietach. A przecież w rapowych storytellingach nie o te wątpliwe fabuły chodzi, a o barwne szczegóły, obserwacje poczynione mimochodem, kątem oka. Tego brakuje. Rapowanie, dla którego mottem są słowa „prosto, prościej” robi się nużące. Zwłaszcza, że przecina je sporo naprawdę strasznych refrenów. Te wszystkie „Kto się wypina, tego jest wina”, „Ładna była, ładna była, ładna była, ładna, ładna”, „Całe życie w tarapatach jak góral w Tatrach” czy dwadzieścia razy powtórzone „To prawda” wbijają się w głowę, to prawda.  Z tym, że człowiek pragnąłby je wymazać, jak dotkliwie czepiający się ucha greps z discopolowego nagrania, którym raczył poczęstować nas taksówkarz.

 

Przyzwoicie prezentują się bity. Trzeba je pochwalić, choćby za to, że zamiast bezpiecznego samplingu dostajemy ciekawą wypadkową południowego amerykańskiego rapu, brytyjskiej muzyki basowej i polskiej myśli producenckiej. Nawet jeśli brzmienie bywa za zimne, synteza zbyt powierzchowna, a chęć zrobienia podkładu na czasie kończy się powtórkę z muzyki Kuby O., kompozycje się bronią. Najciekawiej przedstawiają się numery Lower Entrance – „Na układzie” ma w sobie sporo z lat 80. , pasowałoby jak nic wspomnianemu już PRO8L3Mowi i wyraźnie dodaje raperowi animuszu, zaś zakręcone, psychodeliczne „Nie psa wina” jest najlepszym (tym większa szkoda, że zmarnowanym) podkładem płyty. Ale i „Tarapaty” (prod. Urban i Future Currency) robią wrażenie już choćby niebanalną aranżacją (bit zostaje na przykład umiejętnie zredukowany). Pomijając może numer zaszczepiony reggae i pościelową balladę z elementami electro pomysły są dobre, wykonanie odpowiednie. Odrębną kwestią jest to, czy bardziej uniwersalny, mnożący patenty na flow emce nie zrobił by tu więcej. I czy Żyto nie płynął lepiej mając pod sobą muzykę sygnowaną Luka w Pamięci.

  

No dobrze, mają „Wiry” dobre momenty. „Parmezan” to nie tylko rzadka na albumie chemia między raperem a bitem, ale też ostry jak trzeba, wyrazisty „Żyto jinksiarz” z niepowtarzalnymi linijkami: „Ogarnij dupę, już mnie to nie bawi / Ci raperzy słabi, małe lalki Barbie / dla jeleni, dla jeleni / manier nauczeni jak po szkole z internatem / przeszli szkołę z internetem, więc pora, kurwa, na interakcję / po bramce w lidze pozdrawiam Anglię / chcą relację – piszą bajkę / nienawiść dla nich – pozdrawiam Francję / szykuję im ostatnią kolację „. Wyszły „Ceny”, również dlatego, że raper żongluje cyframi przekonująco (czuć, że nie wziął ich znikąd i nie guglował przed nagrywką), a dramatyzm podkładu przystaje do lapidarnej nawijki. Dzika charyzma występującego gościnne Małolata pokazuje, że jeżeli chodzi o rzeźnie na wobblach, to raczej na tego Kaplińskiego trzeba stawiać. Udał się „Mały balecik”, a to ze względu na niosącą, złożoną, kilkuścieżkową perkusję i radomską ekipę, naturalne dla Żyta, rapowe towarzystwo. To o wiele za mało jak na oficjalny, „mainstreamowy” debiut starego wygi, który zdążył już narobić apetytu.

*  –  Cytat w leadzie to słowa Stanisława Swena Czachorowskiego. 

Żyto – „Wiry”

Prosto Label, 2014

Tracklista:

1. Ładna była

2. Droga do raju

3. Na układzie

4. Parmezan

5. Tarapaty

6. Nie psa wina

7. Moja muzo

8. Ceny feat. Małolat

9. To prawda

10. Zrobiłem ją

11. Mały balecik feat. KęKę, Kotzi, Boro

12. Wiw

13. Wybacz mi feat. Kamila Bagnowska

14. Wiry feat. Wola, Olek HDS

Polecane