Wszystko było po coś. Marcin Flint recenzuje nowy album Mroza

„Złote bloki”, czyli fantastyczny pomost między estradą a osiedlem

2022.04.05

opublikował:


Wszystko było po coś. Marcin Flint recenzuje nowy album Mroza

Kto Mroza do tej pory nie umiał uszanować, ten chyba nie słyszy najlepiej. Niezależnie od gustu, tej jakości wykonania deprecjonować nie sposób, to przecież zawodowiec otaczający się zawodowcami. Po tak słodkim wstępie zawsze kryje się jakieś „ale” i rzecz jasna tutaj też się pojawi. Artysta wywoływał duchy Zauchy, Niemena, Nalepy, jednak materializowali mu się raczej Afromental, Waglewscy i Organek. Jak by dobry w swoim retro nie był, nie umiał dotknąć tamtego absolutu. Jak bardzo by nie kombinował, nie umiał wydeptać drogi wystarczająco własnej, pewnie prowadzącej ku najlepszym widokom. Zawsze kończyło się litanią odniesień do innych i wrażeniem, że płytom brakuje – spójności, szczypty dojrzałości, dotarcia. Braku wizy do przekroczenia granicy dobrego z bardzo dobrym.

 

 

„Złote bloki” zaczynają się znakomicie – bębny do pokochania od pierwszego uderzenia, świetny chórek, profesorski bas. Wszystkie te aranżacyjne drobiazgi – dzwoneczek, shaker, flecik – w służbie numeru. Sama przyjemność. Następny „Betonowy las” gęstnieje, stygnie i odrealnia się nasuwając na myśl „Zew”, ale kompozycja nie traci lekkości. I to jest wielki plus krążka, bo zdarza się tu później groove bluesowo ubłocić („Nogi na stół”), uciec od tej ujmującej melodyjności a la Motown („Kalifornia”), zachrypić gitarą, jednak zgrabne piosenki się nie rozłażą na szwach, album nie zaczyna mulić. Wcześniej różne z tym bywało.

„Poligon” to funk potężny perkusją i basem, urywający łeb, z radosnym słowotwórstwem donGURALeska przywołującym Paprodziada, ale też gospodarzem sprawnie śpieworapującym na werbel. Super są te powtarzające się, punktowe dęciaki jak z boombapów pierwszej połowy lat 90 i krótkie okrzyki w refrenie. W „Galacticos” zachwycamy się nie tylko brzmieniem, barwą i pewnością głosu Mroza, zwracamy uwagę na tekst. „Rozbijamy bank / Chciał nam życie w ratach dać / Miasto lunapark / Duże dzieci wpadną w szał” – to zgrabne linijki. I nie wzięły się znikąd.

Przy większości tekstów na „Złotych blokach” palce maczał Ras, w producenckich creditsach zobaczymy m.in. DJ-a Torta i BRK, z wizytą wpada DGE, Vito Bambino i Jarecki, co powoduje, że muzyka osłuchanych i wyuczonych studyjno-scenicznych wyjadaczy łapie ten miejski sznyt. To jej służy, ściera z niej kurze, wypłukuje pretensję z tekstów, czyni repertuar bardziej zwartym i żywszym, bardziej bezpośrednim. Zresztą wróćcie do poprzedniej pozycji w dyskografii, do „Aury”, do utworu „3:33” i posłuchajcie ile tam wniosło działanie hiphopowymi metodami.

Co bardzo mnie cieszy, trudno mi z obecnej płyty wybrać utwór ulubiony, najchwytliwszy. O „Galacticos”, „Złocie” czy „Poligonie” przed chwilą było. Riff w „Palę w oknie” jest nie zapomnienia, kawałek imponująco wrzuca drugi bieg, jest śpiewany mocniej, grany mocniej, by na koniec ustawić małą ścianę dźwięku. Miękkość lądowania Rasa w szlachetnie analogowym „Bez świadków” powinna skupić uwagę głosujących w kategorii „kooperacja roku”. Podziwu godna jest ta stylizacja absolutna w „Zimie” – to numer ryzykowny, nie wypaliłby bez pełnego zaangażowania wokalnego, skoku od delikatnych wysokich partii do pełnego głosu, ferworu i precyzji dęciaków, przesterowanej gitary wypuszczonej na solo. Tak jak zwykle stronię od dancingowego kiczu pokroju „4 dni” to jest tym w tyle poszanowania niansów i feelingu w śpiewaniu, że jestem bezbronny.

 

Udało się. Co? Wszystko. Podbrudzić, pogłębić, doostrzyć granie pokroju Mateusza Krautwursta i Poluzjantów, zaśpiewać z większym uczuciem, jakąś zadrą. Uzyskać album zróżnicowany i spójny, dla estrad i osiedli, miejski czarno-biały retro pop bez naftaliny, całkiem kunsztowny, dopracowany w detalach i do ostatnich sekund kompozycji, bardzo skuteczny. Oczywiście dla wielu nadal będzie to muzyka zbyt bezpieczna, ale w sumie po co komu takie kryteria, spójrzcie na oceny płyty Andersona Paaka z Bruno Marsem. Cieszmy się „Złotymi blokami” bez wstydu, bez snobizmu i bez szukania dziury w całym.

Marcin Flint

Ocena: 4,5 / 5

Mrozu „Złote bloki”, wyd. własne

Polecane