W.E.N.A. – „Montana Max”

Zabrakło selekcji i konsekwencji.

2019.03.28

opublikował:


W.E.N.A. – „Montana Max”

fot. mat. pras.

Mam wrażenie, że W.E.N.A. jest jednym z najbardziej niesprawiedliwie ocenianych raperów na naszej scenie i znacznie częściej mówi się o jego działalności w social mediach niż samej muzyce. Nowy album dowodzi, że w żadnym wypadku nie powinno się go skreślać.

Chociaż sam nagłówek może sugerować coś innego, już na wstępie zaznaczam – “Montana Max” to naprawdę przyzwoita płyta, momentami nawet bardzo dobra. I tak, nagrał ją ten koleś od ładnego profilu na Instagramie, pokazywaniu się z piękną dziewczyną, w starannie dobranych ciuchach i butach. Za to Wenie się często dostawało. Abstrahując już od tego, na ile powinniśmy czyjeś życie prywatne oddzielać od zawodowego, jawi się jeszcze jedno, wręcz zasadnicze pytanie – czy raper na tak wiele krytycznych słów w trakcie już ponad dekady aktywnej działalności zasłużył?

Nie umiem udzielić do końca jednoznacznej odpowiedzi, bo jak wielu jestem zdania, że nie nagrał dotąd płyty, która w pełni oddawała skalę jego potencjału, za to nie dołączę absolutnie do chóru twierdzących, że od płyty “Wyższe dobre” reszta to już nie to samo. No jasne, że to nie samo, bo artysta ma to do siebie niejako wpisane w zawód, iż powinien się rozwijać, szukać nowych środków wyrazu, próbować się w różnej stylistyce. Wenie wychodziło to różnie, ale uczciwie trzeba przyznać, że na każdym wydawnictwie miał kilka nagrań, do których po prostu chciało się wracać.

“Montana Max” w założeniu miało być powrotem Michała do jego rapowych korzeni. Surowo, blisko ulicy, z klasycznym sznytem. Jak do tego ma się chociażby singlowe “Palermo”, kompletnie nieudane, odstające in minus poziomem od reszty płyty, nie mam zielonego pojęcia. Gdzieś popełniono błąd. Podobnie jak przy selekcji części. Onar psuje kawałek “Daleko stąd”, który skądinąd jest popisem Flojda. Wielu ostrzyło sobie zęby na współpracę Weny z Kazem Bałagane, ale gościnne wersy tego drugiego raczej przyprawiają o zgrzytanie zębów. Może byku był to “Dobry rok”, ale ten numer ostatecznie dobry nie jest. Podobnie jak część refrenów, na które ewidentnie gospodarzowi zabrakło pomysłu.

No dobra, ponarzekałem, a teraz pora chwalić. Przy odpowiedniej selekcji “Montana Max” to byłby album na szkolną czwórkę, może z plusem. Świetne numery z Oerem, z których wyróżniają się nostalgiczne, dobitne w swoim przesłaniu “Więzi”, to rzeczywisty ukłon Weny w stronę fanów jego najstarszych nagrywek. Dla przeciwwagi, gdy wchodzą nowsze klimaty, jak w “Żadnej” ze Sztossem, też jest dobrze, bez zgrzytów. Mocnymi punktami są opowiadające o Warszawie “Mało kto” z Frosti Rege oraz “Handluj z tym”, singiel wręcz idealnie oddający charakter Weny i jego możliwości. Dla sympatyków współpracy Weny z Włodim klimatyczne “Chmury” zdecydowanie mogą być najważniejszym punktem programu, ale nie zdziwią mnie oceny, że na takie miano zasługuje “Restock”, który fantastycznie wyprodukował Rau.

Produkcja stoi generalnie na naprawdę dobrym poziomie, z gośćmi bywa różnie, sam W.E.N.A. zaś… Zgrabnie to ujmując, nie do końca pociągnął cały album względem tematyki i momentami przynudza, operuje schematami, znanymi doskonale z poprzednich płyt. Mam wrażenie, że skrócenie wydawnictwa o trzy numery i zamknięcie go w równej dyszce, byłoby bardzo korzystnym rozwiązaniem i pozwoliło słuchaczowi pod koniec seansu z “Montana Max” czuć nawet lekki niedosyt.

W.E.N.A. wciąż czeka na swoje opus magnum, bez dwóch zdań. Czas na to bez wątpienia jeszcze ma, bo na płycie pokazuje, że w konwencji nowoczesnego rapu też odnajduje się nieźle (“Palermo” pomijam tutaj, zresztą wszyscy powinniśmy to zrobić i zwyczajnie wyrzucić ten numer z pamięci, byle szybko), nie wywalając się na innych niż klasyczne bitach. Ja na waszym miejscu na wszelki wypadek skasowałbym Michała z obserwowanych na Insta, jeśli tak bardzo was irytuje, a więcej uwagi poświęcił muzyce. Możecie się naprawdę nieźle zaskoczyć.

Andrzej Cała

cena: 3,5/5

Polecane