Tool – „Fear Inoculum” (recenzja)

Niespełnienie.

2019.08.30

opublikował:


Tool – „Fear Inoculum” (recenzja)

fot. mat. pras.

Najbardziej oczekiwana płyta nie tylko roku, ale wręcz dekady podzieli słuchaczy Toola – psychofani będą oczywiście zachwyceni, a dla „niedzielnych” kibiców twórczości Maynarda Jamesa Keenana wydany po 13-letniej przerwie „Fear Inoculum” będzie sporym rozczarowaniem. A wy w jakiej jesteście grupie?

Być może Maynard powinien teraz zostać przy robieniu wina? Swoją drogą chciałabym spróbować kiedyś jego sangiovese z Arizony – napisała na Facebooku znajoma znajomego. W punkt. Mocni i z humorem. Ale oczywiście tylko w przypadku, gdy zapisaliśmy się do grupy „zdradzonych o świcie”. Czyli fanów, którzy odpalili w piątek 30 sierpnia nad ranem „Fear Inoculum” w którymś z serwisów streamingowych. I zaczęli ziewać z nudy…

W tym samym czasie wierni szalikowcy Narzędzia zacierali spocone z emocji łapki i rozwijali z folii piąty krążek supergrupy z Kalifornii – dostępny chyba we wszystkich możliwych nośnikach. I za całkiem spore pieniądze. Ukazał się np. box zawierający rozkładaną „wideoborszurę” z 4-calowym ekranem HD, na którym można obejrzeć niedostępny nigdzie indziej film. Poza tym do płyty dołączony został kabel zasilający USB, 2-watowy głośnik, 36-stronicowa książeczka i karta do pobrania mp3. Na bogato. I na drogo. Za około 350 zł. Prawdziwy fan kupi. I doceni ten rozmach. Bardziej wybredny i wymagający słuchacz będzie kręcił nosem. I znów obie grupy będą miały rację. Ale może o to chodzi? By dzielić ludzi, polaryzować opinie? Skądś o znamy? No właśnie…

Ważne, żeby w tym całym zamieszaniu nie stracić z punktu widzenia (słyszenia?) tego, co najważniejsze – czyli muzyki. To na nią czekaliśmy (serio, czekaliście?) kilkanaście lat. Nie wiem jak wy, ale ja po tak dużej przerwie nagraniowej nie miałem zbyt dużych oczekiwań, nie spodziewałem się opus magnum w dyskografii Toola, bardziej chciałem się (milo) zaskoczyć, może nawet przez chwilę poczuć ciarki. Nie poczułem ich…

Ale to nie znaczy, że „Fear Inoculum” to słaba płyta. Na pewno też więcej niż przeciętna. Ale czy wybitna? Raczej nie. Już bardziej przyzwoita. A już na pewno równa. Przez całą swoją długość – niczym dobrze zaplanowany bieg maratoński. Te ponad 80 minut muzyki zawiera niemal wszystko to, co znamy już z poprzednich czterech wydawnictw amerykańskiego kwartetu. Stopniowane napięcie, emocje na wierzchu, perfekcyjne brzmienie i matematyczna wręcz techniczna precyzja. Jednym zdaniem – bardziej symfonia niż garaż. Więcej prog-metalu niż punka. Z Maynardem śpiewającym, a nie ryczącym.

Najbardziej przewidywalna płyta w dorobku Tool raczej więc nie zaskakuje, a daje fanom wysokojakościowy, sprawdzony produkt. Produkt, w którym jest miejsce na intensywne łojenie („7empest”), gęsty, pulsujący drive („Invincible”), ale też etniczne smaczki („Pneunma”) czy transowy klimat („Culling Voices”). „Ale to już było…” – zanucą marudy. „Ale w jakim wykonaniu!” – odpowiedzą im zagorzalcy. I taka właśnie jest ta płyta – polaryzująca wszystkich, dla których najważniejszy powrót dekady jest (był?) rzeczywiście najważniejszy…

PS. W bonusach, dostępnych cyfrowo, znalazły się bardziej nieoczywiste tracki – m.in. niepokojący, szumiący „Legion Inoculant”, czy filmowo-ilustracyjny „Mockingbeat”. Kto wie, czy to nie największa wartość (dodana) „Fear Inoculum”…

Artur Szklarczyk

Ocena: 3/5

Trakclista (pełen wydanie):

1. Fear Inoculum
2. Pneuma
3. Litanie contre la Peur
4. Invincible
5. Legion Inoculant
6. Descending
7. Culling Voices
8. Chocolate Chip Trip
9. 7empest
10. Mockingbeat

Polecane