The Cribs – „Ignore the Ignorant”

Mniej punkowego zgiełku, więcej konkretnych pomysłów i rozbudowanych melodii

2009.09.27

opublikował:


The Cribs – „Ignore the Ignorant”

To ich czwarta płyta, zespół liczy teraz cztery osoby, a o ich nowym gitarzyście można powiedzieć „A imię jego czterdzieści i cztery”. No prawie, ponieważ Johnny Marr ma na swoim koncie czterdzieści pięć lat.

Wiadomość o dołączeniu gitarzysty kultowych The Smiths do grupy braci Jarmanów przyjąłem z ciekawością. Większość wykonawców nigdy nie będzie miało szansy nagrać wraz ze swoimi idolami utworu albo wystąpić razem na scenie, a co dopiero dołączyć jednego z nich do swojej formacji. Chłopakom z The Cribs ewidentnie się poszczęściło. Nie zmienia to faktu, że widząc każde kolejne zdjęcie nowego składu, miałem namolne wrażenie, że znajdę pod nim polecenie  „wskaż niepasujący element”. Teraz jest już lepiej i nawet Marr w indie swetrze mnie nie razi. Ale przecież nie o wiek ani wygląd naprawdę tutaj chodzi.

Chyba nie jestem jedynym, który oczekiwał od poszerzonego The Cribs zmian i odświeżenia własnego stylu. Lecz na początku „Ignore the Ignorant” żadnej ewolucji nie dostajemy. Otwierające krążek „We Were Aborted” równie dobrze można było zamieścić na „Men’s Needs, Women’s Needs, Whatever”. Szybko okazuje się, że ten kawałek był zwykłą podpuchą, ponieważ kolejna czekająca w kolejce piosenka, czyli singlowe „Cheat On Me”, to istna perełka. I tutaj daje o sobie znać nowy nabytek zespołu, grający swój gitarowy riff przenoszący nas w lata 80-te. Przecież kto jak kto, ale Marr coś wie o klimacie tamtej dekady. Od tego momentu nowe The Cribs wyjmują kolejne asy, jakie trzymają w rękawie.

Ponad sześciominutowe „City Of Bugs” jest właściwie antytezą indie przeboju. Rozwleczony, z rozbudowaną strukturą, dojście do refrenu zajmuje w tym wypadku chłopakom dobre 3 minuty z hakiem. Zanim jednak refren nastąpi, doświadczamy rozjechanych, przestrzennych gitar, motorycznego basu i rozwiązań powodujących, że „City Of Bugs” nie jest w żaden sposób oczywiście przebojowe. Hym… Dojrzałość? W każdym razie na „Ignore the Ignorant” znajdziemy więcej podobnie ambitnych pomysłów, choćby w postaci „Save Your Secrets”. Mniej punkowego zgiełku, więcej konkretnych pomysłów i rozbudowanych melodii – w końcu Marr nie zjawił się w tej grupie tylko po to, aby komponować chwytliwe motywy na swoich sześciu strunach, ale także nauczyć Jarmanów czegoś więcej o samym tworzeniu.

Fani poprzednich trzech krążków również będą zadowoleni, „Hari Kari”, „Last Year’s Snow” oraz „Nothing” stylem przypominają ich dawne dokonania. Natomiast jeśli chodzi o warstwę tekstową, jest zdecydowanie poważniej. „Men’s Needs, Women’s Needs, Whatever” obfitowała w masę zabawnych komentarzy, dotyczących głównie relacji damsko męskich. Na nowym krążku pozostajemy w tym samym temacie, ale okraszonym mniejszą dawkę ironii.

Wszyscy, którzy płakali za Arctic Monkeys po metamorfozie, jakiej dokonali na „Humbugu” na otarcie łez powinni posłuchać „Ignore the Ignorant”. Chociaż, jeśli The Cribs nadal będą tak się rozwijać, to i oni mogą co raz bardziej zacząć się oddalać od typowego indie rockowego grania. Tak, to zdecydowanie najlepsza płyta, jaką do tej udało się The Cribs nagrać.

Krzysztof Kowalczyk / uwolnijmuzyke.pl


Tagi


Polecane