Od strony lirycznej jest więc wyśmienicie. Forma, z jaką warszawiak rzuca wersy, również może budzić respekt. Wszechstronność jest jego największym atutem. Z jednej strony trafiamy na płycie na konceptualne, skrupulatnie zaaranżowane historie, z drugiej zaś na zwrotki, które można by ciąć na pojedyncze wersy i do znudzenia powtarzać kolegom na osiedlu („My”, „Welcome/Willkommen”). Mamy standardowe rapowanie, mamy rapowanie z przyspieszonym flow, jest wreszcie idealnie wpleciony śpiew. Trudno się do czegoś przyczepić. A jeśli już, jest to…
Muzyka. Należy przyznać, że w wielu przypadkach robi ona jedynie za tło, nie stanowi odrębnej historii. Zapewniam jednak, że o ile przy pierwszych przesłuchaniach może odrzucać swoim w większości wolnym tempem i oszczędnymi środkami, to z czasem człowiek zaczyna doceniać dopieszczone brzmienie, wspaniałą aranżację, (Szogun!) i wspomnianą wcześniej, obecną również w beatach spójność.
Jeżeli czytelniku na co dzień omijasz polski rap szerokim łukiem – i tak sprawdź tę płytę. „Zamach na przeciętność” skrojony został według najlepszych, bo zagranicznych wzorców. Polot, luz Devina The Dude`a, dopieszczenie i aranżacja godna DJ Quika oraz południowa melodyjność UGK – tak można najkrócej przedstawić ten krążek. A wszystko to upakowane w polskie realia. Majstersztyk.