Slipknot – „We Are Not Your Kind” (recenzja)

Brutal-metalowy cyrk (znów) cieszy i przeraża.

2019.08.09

opublikował:


Slipknot – „We Are Not Your Kind” (recenzja)

fot. mat. pras.

Pięć lat po wydaniu niezbyt udanego albumu „5: The Grey Chapter” szalona dziewiątka z Iowa wraca z bardzo udanym, a momentami wręcz znakomitym krążkiem „We Are Not Your Kind”. Jeśli lubicie od czasu do czasu dostać mocną muzyczną fangę w… ucho, to najnowsza produkcja Coreya Taylora i jego brutal-metalowego cyrku sprawi wam sporo bólu. To znaczy frajdy.

Ależ oni świetnie się wymyślili! Kiedy równe 20 lat temu objawili się światu z debiutanckim krążkiem „Slipknot” co prawda wiele kapel grało (prawie) tak jak oni, ale nikt równie makabrycznie nie prezentował się na scenie i w klipach. I mniejsza o to, czy sami się podłączyli, czy też zostali zaliczeni (przez fanów i dziennikarzy) do modnego wówczas nurtu nu metalu – ważne, że poprzez wyraźny image i ciut mocniejszą muzykę wyróżnili się z tłumu podobnie łojących zespołów. Znamienne wreszcie jest to, że kiedy po wielu zespołach, które „robiły” w metalu zaprawionym rapowaniem i samplami słuch już zaginął, dziewiątka potworów z Iowa wciąż koncertuje. A od czasu do czasu nagrywa tak dobre albumy, jak „We Are Not Your Kind”. Nic, tylko bić brawo!

A jest za co, bo po przekombinowanym, a w większości nudnym, rozłażącym się niczym stara skarpeta albumie „5: The Grey Chapter” (2014), Corey i spółka nabrali wiatru w plecy. I grają dziś z pasją, jakiej nie słyszałem w ich młócce przynajmniej od czasu „Vol. 3: (The Subliminal Verses)” (2004). Jest więc mocno, szybko i soczyście. Najczęściej. Ale bywa też tak, że w tej jeździe bez trzymanki, tej galopadzie riffów i ostrego chlastania w bębny, pojawiają się chwile zwolnienia, zmiany rytmu, a nawet jakieś… balladowe jaskółki. Nie czynią one jednak z muzyki Slipknot ani wiosny, ani tym bardziej ckliwego metalo-polo dla mięczaków, ale pozwalają zaczerpnąć oddech – nie tylko wokaliście czy muzykom, ale również nam – słuchaczom.

Ten elektroniczny szum syntezatorów w „Birth Of The Cruel”, transowa, wokalna i chóralna miniatura „Death Because Of Death”, oniryczny „My Pain”, ale też spokojne, balladowe intro „Liar’s Funeral” są na tej płycie tak samo ważne, jak bezlitosna, rap-core’owa luta „Nero Forte”. To jest 100% Slipknota w Slipknocie. Wiadomo. Dlatego fajnie, że Amerykanie cały czas mylą tropy, mieszają, kombinują. Dlatego „Critical Darling” (tylko) na początku przypomina utwory Soundgarden, by potem rozpędzić się do riffowego galopu. Na złamanie karku pędzi też „Orphan”, a takich szybkich, napompowanych thrash-metalową energią kompozycji jest tu zresztą najwięcej, by wymienić potężnie brzmiące „Red Flag”, czy cudownie patetyczny „Not Long For This World”. Uczta!

Skąd dziś tyle pasji w tym poharatanym przez los zespole, który stracił (w 2010 roku) basistę Paula Greya i rozstał się niedługo później z poważnie chorym perkusistą Joeyem Jordisonem? Wokalista Corey wspomina w wywiadach o dobrej energii, wynikającej z dłuższej przerwy we wspólnym komponowaniu muzyki. Z kolei gitarzysta Jim Root, czyli Numer 4, mówi tak: „Nigdy wcześniej nie mieliśmy tyle czasu na pracę nad płytą i wspólne jej dopracowanie. Tym razem jedną z głównych inspiracji dla mnie byli artyści, którzy myśleli w kontekście całych albumów, nie tylko pojedynczych piosenek. Choć przemysł muzyczny zmierza w stronę singli, Slipknot idzie wbrew temu trendowi. Zależy nam na doświadczeniu przez fanów płyty jako całości”.

I chyba nie tylko ja mam wrażenie, że muzycznym świrom niczym z horrorów Stephena Kinga tym razem wyszło. I to bardzo. W efekcie „We Are Not Your Kind” słucha się wspaniale zarówno jako całą płytę, ale też album ten „daje radę” jako zbiór poszczególnych, doskonałych numerów-ciosów!

Artur Szklarczyk

Ocena: 4/5

Tracklista:

1. Insert Coin
2. Unsainted
3. Birth Of The Cruel
4. Death Because Of Death
5. Nero Forte
6. Critical Darling
7. Liar’s Funeral
8. Red Flag
9. What’s Next
10. Spiders
11. Orphan
12. My Pain
13. Not Long For This World
14. Solway Firth

Polecane