fot. mat. pras.
Na swojej nowej, pierwszej od 10 lat studyjnej płycie, mistrzowie teutońskiego industrialu na bawią się w podchody, nie kokietują publiki, tylko idą jak po swoje – serwując solidną porcję elektro-metalowych przebojów, którymi bez wątpienia zawojują tego lata europejskie stadiony.
Szóstka bezkompromisowych Niemców nie mogła sprawić zarówno sobie, jak i wiernym fanom lepszego prezentu z okazji 25-lecia działalności – album „Rammstein” to jedna z najlepszych płyt w dorobku zespołu, a już na pewno najbardziej przebojowa. Już po kilku przesłuchaniach nowego materiału wiadomo, że z ósmego krążka w ich dorobku spokojnie wybrać można 5-6 utworów, które na stałe wejdą do koncertowego repertuaru grupy.
Przede wszystkim zachwyca (fanów, ale mam nadzieję, że nie tylko) znakomite „otwarcie” tego zestawu. Następujące kolejno po sobie kompozycje „Deutschland”, „Radio”, „Zeig Dich” i „Ausländer” to jeden długi stadionowy „banger” – oparty na transowym rytmie oraz porywających (do tańca) refrenach. Coś czuję, że kiedy te kompozycje pojawią się w koncertowym menu Niemców, nie obejdzie się bez wspólnego ich śpiewania – wraz z publiką. Zwłaszcza, że również w fundamentalnej kwestii pewnej, umownej prostoty swojego (mocnego, a jakże!) przekazu, muzycy Rammsteina pozostają niezmienni – to wciąż treściwe, wręcz esencjonalne hymny-komunikaty.
Till Lindemann i jego kumple nie byliby przecież sobą, gdyby tej porcji naprawdę chwytliwych, choć w jakiś sposób również uroczo siermiężnych melodii nie zilustrowaliby równie mocnymi tekstami, w których sięgają po kontrowersyjne tematy. Tym razem w swoich muzycznych felietonach poruszyli: ciemne karty w historii Niemiec (singlowe „Deutschland” ze świetnym klipem), sytuację obcokrajowców („Ausländer”) czy sensowność religii („Zeig Dich”). Till, Richard, Paul, Oliver, Doom i Flake nie byliby jednak sobą, gdyby tym razem nie zaśpiewali o seksie i uczuciach („Sex”, „Was Ich Liebe”) – jak zwykle robiąc to odważnie, na granicy smaku, ale z klasą.
Ale o ile w tej pierwszej, absolutnie porywającej części albumu niemieckie komando nie bierze jeńców i sprytnie wykorzystuje znane już i sprawdzone patenty ze swoich pomnikowych singli „Amerika” czy „Du hast”, to potem jest inaczej. I ciekawiej. Właśnie gdzieś po ciężkich, motorycznym „Puppe” pojawiają się niespodzianki, robi się o wiele bardziej różnorodnie – rytmicznie i brzmieniowo. Już we wspomnianym, ale nadal elektro-industrialnym „Was Is Liebe” pojawiają się gitary akustyczne, które zupełnie przejmują brzmienie w kolejnym „Diamant” – krótkim i popowym –jak jeszcze nigdy dotąd – utworze w dyskografii Rammsteina.
Finałowa trójka „Weit Weg” / „Tattoo” / „Hallomann” to już nie tyle eksperymenty – bo wciąż pozostajemy w kręgu solidnego, rockowego grania – ale fajne stylistyczne wycieczki w zupełnie nieoczywiste muzyczne rejony. A zarazem pokaz mocy i zarazem lekkości – coś na kształt manifestu: „Wydaje wam się, że wiecie o nas wszystko i myślicie, że umiemy tylko w toporne metalo-elektro, to pokażemy, gdzie raki zimują”. Stąd melorecytacje, popowe refreny, trochę zmian tempa i surowe, mechaniczne bity.
Świetna, mocna płyta. Bez kompleksów i pełna przebojów. Na pewno Niemiec nie płakał, jak nagrywał. A Polski słuchacz będzie miał dużo z tego krążka radości.
Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. Deutschland
2. Radio
3. Zeig Dich
4. Ausländer
5. Sex
6. Puppe
7. Was Ich Liebe
8. Diamant
9. Weit Weg
10. Tattoo
11. Hallomann