Ostrzegam – „Bruce” to nie jest bułka z masłem! Nie przeczytasz go w jedno popołudnie, a nawet jeśli uczęszczałeś na lekcje szybkiego czytania, lepiej smakuj i dawkuj w przyjemnych, kilkudziesięciostronicowych fragmentach. „Bruce” to bowiem solidny kawał opowieści o jednym z najważniejszych amerykańskich artystów ostatniego półwiecza, o panu, który nazywa się Bruce Springsteen.
W wersji oryginalnej na okładce znajduje się dopisek, informujący o tym, że to pierwsza poważna biografia artysty od 25 lat. W Polsce nie było chyba sensu go umieszczać, bo o ile się nie mylę, żadna z wcześniejszych książek o Springsteenie w naszym kraju się nie ukazała, więc konkurencji brak. Tym lepiej, że pierwsza biografia na polskim rynku jest tak wyczerpująca! Na niemal 500 stronach Peter Ames Carlin opowiada historię chłopaka z nizin, który dzięki swojemu uporowi i ciężkiej pracy stał się ikoną amerykańskiej popkultury. W owej opowieści, obok setek ciekawostek pojawia się sporo wątków, które przeplatają ze sobą – zerknijmy na kilka z nich.
Najważniejsze to oczywiście życie i kariera „Bossa” – autor odwalił tu kawał dobrej roboty, przepytując dziesiątki ludzi, sięgając do wywiadów, recenzji płyt, czy cytując stosowne fragmenty innych biografii – osób, które pojawiały się i znikały w różnych momentach życia Springsteena. Czego tu nie ma! Opisy tras koncertowych i niekończących się sesji nagraniowych, wizyty u bossów firm płytowych, zmagania ze swoim pierwszym managerem, które doprowadziły zwaśnione strony do sali sądowej czy perypetie miłosne z kolejnymi dziewczynami. Historia życia muzyka opowiedziana jest od samego początku, a właściwie jeszcze dalej – Carlin sięga do zamierzchłych czasów, badając drzewo genealogiczne Springsteena i w wydarzeniach z przeszłości jego rodziny szukając odniesień do współczesnych artyście zachowań.
Innym z możliwych do wyodrębnienia wątków jest wewnętrzna przemiana Bossa – z zamkniętego w sobie chłopaka wyłonił się lider lokalnych zespołów rockowych, z czasem szukający własnej drogi, która doprowadziła go na szczyt popularności i zrobiła z niego celebrytę. Pojawia się tu typowy dla wielu wrażliwych społecznie gwiazd wątek rozdarcia między wiernością własnym ideałom a naginaniu się do zasad, rządzących show-businessem. Nasz bohater z jednej strony chciał być niezależny, z drugiej jednak godził się na ustępstwa, bez których, co tu dużo mówić, nie stałby się aż tak wielką gwiazdą. Nie zawsze udawało się też Bossowi uciec od kuszącej perspektywy gwiazdorzenia, autor wytyka mu humorzastość i pojawiającą się niekiedy obcesowość w kontaktach ze swoimi „podwładnymi”, ale też podkreśla że Springsteen mimo bogactwa i splendoru zawsze starał się pamiętać i o swoich fanach i o osobach potrzebujących.
{Diil}
Ciekawie też wygląda kolejny temat, splatający się z poprzednim – czyli romans artysty z polityką. Springsteen początkowo chciał uchodzić za muzyka apolitycznego, unikał jednoznacznego zaangażowania się po którejś ze stron, choć oczywiście bardziej ciągnęło go do Demokratów. Impulsem dla mocniejszego wejścia w politykę stały się rządy Ronalda Reagana, który – co pewnie nikogo nie dziwi – nie należał do ulubieńców Bossa. Jednak pełnia zaangażowania nastąpiła w 2004 roku, przy okazji startu w wyborach Johna Kerry`ego, który starał się zdetronizować George Busha. Kerry był starym znajomym Springsteena, który to nie wahał się udzielić mu poparcia. Gdy przegrał, Boss był załamany i w kolejnym wyborczym starciu poparł Barracka Obamę, będąc dziś jednym z jego oddanych popleczników. Warto dodać, że mimo lewicujących poglądów Springsteen ma w sobie też całkiem sporo z konserwatysty – patriotyzm, tradycyjne wartości, wiara – te motywy przewijają się w jego piosenkach tuż obok piętnowania chciwego kapitalizmu, opisów życiowych problemów prostych ludzi i oczywiście miłości w różnych odmianach.
Wśród tych historii z życia Bossa pojawia się jeszcze drugi bohater książki – jest nim rodzinny kraj muzyka. Całe życie i twórczość Springsteena jest bardzo mocno osadzone w Ameryce. Przemierzamy ten kraj wzdłuż i wszerz razem z koncertowymi karawanami, samotnymi wypadami na motocyklu, czy wyjazdami „za miasto” z przyjaciółmi, zaglądamy do sal koncertowych i domów, oglądamy pustkowia, miasteczka i metropolie. Carlin bardzo plastycznie opisuje te wszystkie krajobrazy, zresztą przedsmak tego mamy w znakomitych fotografiach, zdobiących wewnętrzne okładki książki, wykonanych w 1977 roku, z Brucem pozującym przy Fordzie Galaxie 500 (nie wiedzieć czemu, w książce opisanym, jako Chevrolet) na pustyni w stanie Utah i przy jednej z wielu małych, przydrożnych stacyjek benzynowych. Ameryka oznacza oczywiście nie tylko obrazy – jest też bardzo mocno obecna w tekstach i w muzyce Bossa. I to dlatego Springsteen jest artystą tak mocno związanym ze swoimi krajanami. Tam sprzedał mniej więcej połowę ze 120 milionów płyt i tam wyprzedaje sale koncertowe, nawet 15 razy z rzędu.
{sklep-cgm}
No właśnie, a gdzie w tym wszystkim miejsce na analizę twórczości Springsteena? Spokojnie, jest i to. I to w naprawdę konkretnej dawce! Carlin bardzo szczegółowo opisuje proces powstawania poszczególnych piosenek, zarówno od strony muzycznej, jak i (co w przypadku tak zaangażowanego muzyka, jak Boss jest zrozumiałe) od tekstowej. Wyjaśnia, dlaczego poszczególne płyty tak się od siebie różnią klimatem, kto w danym momencie inspirował Bossa, jaki wpływ na powstanie piosenek mieli towarzyszący mu muzycy, lub producenci. Analizuje poszczególne teksty, przybliżając nam ich genezę i cytując najważniejsze fragmenty. Autorowi zdarza się oczywiście przy okazji trochę fabularyzować i „wchodzić” do głowy muzyka, co można mu wybaczyć, bowiem dzięki temu książka nie jest tylko suchym zbiorem faktów, ale po prostu dobrą lekturą.
Truizmem będzie stwierdzenie, że „Bruce” to pozycja obowiązkowa dla każdego fana Springsteena. Fani na pewno już książkę mają w małych palcach i na kolejnych spotkaniach fanklubowych przerzucają się anegdotkami, których też pełno w tej historii. Zatem zaryzykuję i napiszę więcej – „Bruce” spodoba się też tym, którzy lubią dobrze napisane historie, a znajomość muzyki amerykańskiego herosa ograniczają do posiadania w swoich zbiorach płyt z największymi przebojami. Być może dzięki lekturze sięgną po kolejne piosenki artysty, a na pewno się z nią nie znudzą.