Intrygujący tytuł zachęca do sięgnięcia po płytę. Tym bardziej, że Paloma Faith została okrzyknięta nowym, muzycznym objawieniem brytyjskiej sceny, strącając z piedestału Duffy.
Pół-Hiszpanka, pół-Angielka zapada w pamięć dzięki oryginalnej urodzie i uwodzącemu głosowi. Sama jest jak Broken Doll, o której śpiewa. Pracowała już w teatrze i burlesce, była asystentką iluzjonisty… Teraz przyszła kolej na muzykę.
Pierwszy album studyjny wokalistki wspiął się na szczyt brytyjskiej listy iTunes. Dziwi o tyle, że to produkcja ambitna i nie dla każdego. Artystce udało się oddać klimat Londynu lat 50-tych, zachowując świeżość brzmienia. Słychać muzyczny korzeń rodem z Billy Holliday, PJ Harvey czy nawet Edith Piaf. Słychać też inspiracje twórczością Amy Winehouse – i to chyba największe zastrzeżenie – bo są wyraźne na tyle, że porównań uniknąć się nie da… Paloma została uznana za najlepszą debiutantkę z epoki „post-Amy”…
Faith sama mówi o sobie, że jest głośna i cicha zarazem, słychać to zresztą w jej piosenkach. Elegancka melodrama z „My legs are weak” ma zupełnie inny klimat niż uwspółcześniona, momentami folkująca „Play On”. Bogata muzyczna oferta z lirycznymi wstawkami.
Chcesz prawdę czy coś pięknego? Znajdziesz tu jedno i drugie.