Nowi producenci, stare problemy.
10 lat temu
Niebo wciąż jest limitem.
Więcej Stanów, mniej słowiańszczyzny.
Zagubiona magia.
Piękna idea, która zaowocowała pięknym albumem.
To zdecydowanie smutny, przykry wręcz rap.
Muzyka dla naćpanych małolatów?
Do szczerego okrzyku "Hell Yeah!" sporo jeszcze brakuje.
Wtórne, ale przyjemne.
W punku nie jest źle.
Pstryczek w nos młodszym kolegom po fachu.
Nowa, dojrzalsza maska zespołu.
To ten rap powinien trafić do podręczników.
House jest kobietą.
Zgubna miłość do prawdziwego hip-hopu.
Ciszej nad tymi trumnami…
Prawie 5 tys. znaków i ani razu nie pada nazwisko wokalisty. Bo po co?
Więcej niż gwiazda jednego sezonu.
Najsympatyczniejsza kapitulacja świata.
Chrystus (znad) Katowic.
Piękni trzydziestoleni.