W Polsce Oceanie się udało. Wystąpiła w wyświechtanej formule Sopot Festival, tam też, w konkursie zgarnęła zdewaluowanego Bursztynowego Słowika przez co zdobyła sympatie wśród statystycznej polskiej publiki. Co prawda na razie nie osiągnęła powalających wyników sprzedaży swojego albumu ale oczywiście brylowała na wysokich miejscach list przebojów ze swoim pierwszym singlem „Cry Cry”, którego tytułowe słowa doczekały się już nie jednej prześmiewczej, często wręcz niesmacznej wersji.
Przyznam, że mimo wszystko jestem zaskoczony. Włożyłem tą płytę do odtwarzacza po to aby się zmęczyć, a tu niespodzianka! Ok., fajerwerków brak, jakiś większych, wyrafinowanych wizji – też ale nie taki diabeł straszny jak go malują (tzn. jak ja go namalowałem we wstępie).
Sporo tu soulu (m. in. „Need a hug”, „Fucked up situation”) ale znalazło się kilka odniesień do reggae („He says”, „Baby hold on”), r’n’b („Last supply”) czy też nowoczesnego jazzu („Bad boy”). Imponuje łączenie skocznym brzmień ze spokojnymi balladami oraz delikatnymi, instrumentalnymi fragmentami. Pojawia się dźwięk fortepianu, wymyślnej perkusji czy syntezatorów. Z drugiej strony momentami zawiewa nudą, czasem tandetą ale ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne. Jest się przy czym pokiwać, jak i przy czym się zamyślić, co jak na płytę bardziej popową niż soulową jest znacznym osiągnięciem.
1. Pussycat On A Leash
2. Cry Cry
3. Love Supply
4. Fucked Up Situation
5. He says
6. Bad Boy (Featuring Boundzound)
7. All Genetic Featuring Kami Jones
8. Lala
9. Until I See Your Face
10. Upside Down
11. Baby Hold On
12. You Need A Hug