Neony – „Uniform”

Spadać zawsze po właściwiej stronie muru.

2015.10.10

opublikował:


Neony – „Uniform”

Neony to dziwny zespół. Istnieją od dawna, a materiału dostarczyli niewiele. Sprawiają wrażenie, jakby nigdzie im się nie spieszyło. Jakby wszystko co robią, robili dla siebie, jednocześnie poszukując. Przy czym poszukiwanie może być celem samym sobie. Pamiętam ich jeszcze z czasów, kiedy namieszali mocno w Jarocinie równolegle świetnie radząc sobie na innych komercyjno-telewizyjnych festiwalach. I wtedy pomyślałem: lekko to oni mieć nie będą. I tu, i tam mogą mieć ich za obcych. A oni ewoluowali trzymając się swojej linii, dobierali z wyczuciem ludzi do współpracy – zawsze z najwyższej półki (Bors, Biolik) – i chyba dobrze się czuli w swoim towarzystwie. I chyba ciągle w łonie zespołu było nerwowo. Tak podejrzewam. Wyczuwam sprzeczność.

Słychać to na pierwszej płycie, jeszcze nieco nieopierzonej. I jeszcze lepiej słychać to na „Uniformie”. Przy okazji, warto zwrócić uwagę na wieloznaczność tego słowa (słów?). Płycie nie-rockowej, nie-alternatywnej. Płycie nie-środka. Nie-popowej. Cholera, nie wiadomo jakiej. Wiadomo tylko, skąd przychodzą Neony, z których rejonów muzycznych. Że ich pętle są w brytyjskim graniu, że zajezdnię mają w gitarowej muzyce. I że sposób w jaki patrzą na rzeczywistość, jest nieszablonowy i atrakcyjny dla słuchacza, bo odbija się w tekstach – „głuchy telefon dla dorosłych” – tak zamkniętych precyzyjnie obrazów odkrywa się coraz więcej przy każdym przesłuchaniu płyty. A – i jeszcze ta odwaga w balansowaniu na granicy (nie)banału. Niejeden wystraszyłby się i skreślił słowa. A oni nie. I zawsze spadają po właściwej stronie muru.

Muzycznie też są odważni. Powiedzcie na głos słowa „muzyka do tańca” w pokoju pełnym wydziarancych fanów rocka. Albo powiedzcie, że gitary i ważne teksty to podstawa, gdzieś na backstage festiwalu w Opolu. A oni właśnie tacy są. W dodatku bardzo dyskretnie i czasem niezauważalnie wzbogacają swoje utwory smaczkami pochowanymi przed nieuważnym słuchaczem. Kolejna płyta, która przy pierwszych podejściach nie robi takiego wrażenia, jak przy następnych. Kolejny problem dla zespołu. Ale do tego już chyba przywykli. I pewnie wkurza ich, że porównywani są do U2, Franz Ferdinand, The Strokes, Much, które gdzieś poleciały w jeszcze ciekawsze rejony. A nawet do starego dobrego Lady Pank. Bo to jednocześnie dobre i bardzo złe porównania.

Mocną stroną „Uniformu” jest jego bardzo równy poziom. Oczywiście są momenty jaśniejsze od pozostałych. To jasne. Ale nie będę ich punktował, płyta zasuwa po rozgłośniach od jakiegoś czasu, więc wiecie. A „Legalna Moskwa” – mistrzostwo. Rzadko mam tak, że enigmatyczne i z pozoru abstrakcyjne teksty chwytam tak, jakbym to ja je pisał. Przepraszam, zabrzmiało nieskromnie, ale to wyjątek. To dlatego, że sam mieszkałem w mieście, w którym potężne bazy miała Armia Czerwona, a za murem podobno było tak samo…

Polecane

Share This