Michał Kisiel – „Nowy rok”

Wspaniały to będzie rok i Kisiel nie zapomni go nigdy.

2018.01.24

opublikował:


Michał Kisiel – „Nowy rok”

foto: mat. pras.

Nasze chłopaki nie mają w zwyczaju podpisywania się imieniem i nazwiskiem. W czym to przeszkadza? Odpowiadam – w niczym. Grunt, żeby wszystko ze sobą grało, a tak jest w przypadku „Nowego roku” Michała Kisiela, który ni stąd, ni zowąd, mocno rozpoczął 2018 rok w polskim rapie.

Chyba bardziej bezsensownie nie dało się rozpocząć tego tekstu, ale większym bezsensem byłoby nie zainteresowanie się postacią Michała Kisiela. Mimo, że flow strasznie kuleje, a głos trzeba zaliczyć do kategorii tych najbardziej denerwujących, to facet ma ważną cechę. Potrafi przyciągnąć swoimi opowieściami, celnymi porównaniami i wiarą we własne możliwości.

Już opener, „Nasz rock” (osobne 5 za bonusowy legendarny monolog sylwestrowy), rozpoczyna album z energią godną dokonaniom „Almost Famous” i puszcza oczko w kierunku „Otwarcia” Mesa. Okiełznać gitarowy podkład to nie lada sztuka, więc pomyśl sobie, drogi czytelniku, jak bardzo zaimponował ci lata temu Te-Tris ze swoim „Tetrockiem”. Można? Jak najbardziej, ale o wiele ciekawiej jest jeszcze dalej, bo w perspektywy całej płyty, pierwszy track okazuje się być jednym z najsłabszych.

Kisiel jest przeciętnym raperem. Zdarzają mu się suchary, na które jednak spokojnie można przymknąć oko. Kilka odniesień i zapożyczeń też wydaje się zbędnych, bo ile razy można mówić o „byciu w podróży, jak Mos Def murzyn” albo zahaczać o twórczość Eisa? Przeciągania sylab w „Turbulencjach” też nie można zaliczyć do popisu Kisiela, jednak ten ma coś, co wyróżnia go spośród reszty. Potrafi pisać i opowiadać historie. Te, nawet jeśli początkowo wydają się miałkie i błahe, wciągają. Zakrywają wady, które giną pośród konceptów, jak w „Broni” (mimo strasznego refrenu…), czy sprytnie ulokowanych dialogach, a w dodatku niosą ze sobą opowiastki na piekielnie dobrych beatach.

Muzyka to zdecydowanie najmocniejszy element „Nowego roku” i idealny przykład na to, jak można połączyć nowe ze starym. Dobra, można podziękować Vixenowi za „W drogę”, ale pozostałe 11 indeksów to randka klasycznych beatów ze współczesnymi rozwiązaniami. Miękki klawisz Ayona w „Tlenie” (który w dodatku ma świetny refren Jyodana), zaskakująco eklektyczny „Robot”, czyli jedna z najlepszych rzeczy spod ręki Me?Howa?, oraz „Broń” udowadniająca, że Welon słuchał dużo Sid Roams, to naprawdę mocne rzeczy. Zgrabne ucho wyłapie też ciekawe sample – jest Tilt w porywającej „Nienawiści” i „chyba” (serio, ciężko to jednoznacznie ocenić!) Suzanne Vega w ślicznym „Dużym księciu”.

Jaki jest ten „Nowy rok”? Przyzwoity, a dla każdego, komu brakuje rapu z najlepszych czasów polskiego podziemia, może okazać się zbawiennym materiałem. Prostym, szczerym, mądrym i na dobrych beatach. Czego chcieć więcej? Może lepszej nawijki, ale nie zawsze można mieć wszystko, prawda?

Dawid Bartkowski
Ocena: 3,5/5

Tracklista:

1. Nasz rock
2. Tlen
3. W drogę
4. Robot
5. Nienawiść
6. Duży książę
7. Turbulencje
8. Broń
9. Mentor
10. Nie smucę się
11. Love Love
12. Mój czas

Polecane